Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedenasty listopada - nasze ponure święto

Aleksander Malak
Ale zanim o nim, najpierw anegdota a'propos znaleziona we "Wspomnieniach warszawskich" Antoniego Słonimskiego:

"...Generał Nogi siedzi u siebie w kabinie i on je zsiadłe mleko z kartoflami. I przylatuje adiutant, i mówi: - Wasze Wieliczestwo! Już widać na horyzoncie flotę rosyjską. - On nic, tylko je zsiadłe mleko z kartoflami. To przylatują generałowie i kapitanowie i krzyczą: - Wasze Prewaschaditielstwo! Flota rosyjska już tu jest! - A on dalej, jak gdyby nigdy nic, je zsiadłe mleko z kartoflami. To przylatują znów i krzyczą, że Rosjanie już strzelają. To on wstał, wytarł usta serwetką, wyszedł na pokład i zatopił całą flotę rosyjską".

Dlaczego akurat japoński generał Maresuke Nogi, jeden z bohaterów wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 roku jest a'propos, za chwilę wyjaśniam. Tym bardziej że tak naprawdę zwycięzcą bitwy pod Cuszimą, a o niej przecież opowiada anegdota, był admirał Heihachiro Togo. Togo czy Nogi - jakaż to różnica, w końcu czy to takie ważne po 105 latach. Ważne, że anegdota wspaniała, bynajmniej nie ponura. Ważne, że Nogi zlał Rosjan i wlał nadzieję w serca tubylczych mieszkańców priwislinskiego kraju. Nadzieję na niepodległość. Wtedy niewyobrażalną, choć oddaloną zaledwie o 13 lat.

Nadzieję tę hołubili przebywający wówczas w Japonii dwaj najwięksi polscy ponuracy Józef Piłsudski i Roman Dmowski. Ten pierwszy liczył na powstanie legionu polskiego (przy Japończykach!) lub na powstanie zbrojne w kraju, ten drugi przestrzegał gospodarzy przed tym pierwszym. Jak to Polacy...
Na szczęście minęło 13 lat i dziejowej sprawiedliwości stało się zadość. I "ni z tego, ni z owego mamy Polskę na pierwszego". To znaczy na 11, w dodatku listopada, najbardziej ponurego, cmentarnego miesiąca. I dlatego to nasze święto jest takie cmentarne; jakieś wieńce, krzyże, martyrologie, patriotyczne pieśni ponure. A mogło być tak pięknie. Mogło sobie święto 11 Listopada pozostać w historii, a my, dzisiaj, moglibyśmy świętować, niechby 4 czerwca, czy 31 sierpnia. Nic z tego. Chodzi przecież o ciągłość między II a III Rzecząpospolitą.

Pewnie o taką samą paralelę, jak między I a II?

Angielski historyk Simon Sebag Montefiore w fascynującej biografii Potiomkina pisał o I Rzeczpospolitej: "Polska pod każdym względem wyróżniała się w Europie, było to jednak denerwujące państwo absurdalnych sprzeczności: nie jeden kraj, ale dwa - Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie; z jednym sejmem, ale równoległymi urzędami; królów wybierano, ale niemal pozbawiono ich władzy; kiedy mianowali urzędników, nie mogli ich zdymisjonować; szlachcie było wolno niemal wszystko. (...) Tak naprawdę Polską rządzili magnaci, "królewięta", dzierżący posiadłości równe obszarem niejednemu państwu i utrzymujący własne armie. Wybór królów Polski był jednym z ulubionych dyplomatycznych sportów XVIII stulecia. Uczestnikami w tym dyplomatycznym turnieju były Rosja, Prusy, Austria i Francja...".

Taka to była ciągłość. Czy taka jest również między II a III RP? Czy święta narodowego, ustanowionego w tej II, nie należało pozostawić w annałach, a w III urządzić swoje własne? Nie listopadowe, nie cmentarne, nie ponure.

Chyba że rzeczywiście owa mityczna ciągłość istnieje. Jeżeli tak, to przepraszam i obiecuję w najbliższy czwartek patriotycznie się umartwić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska