Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Rola: Wiary nie traci się nigdy

Weronika Skupin
Jarosław Rola wolałby, żeby wypadek sprzed trzynastu lat nie wydarzył się w ogóle. Ale skoro już się zdarzył, to nauczył się żyć na nowo. I dzisiaj pokazuje innym niepełnosprawnym, że niemożliwe jest możliwe
Jarosław Rola wolałby, żeby wypadek sprzed trzynastu lat nie wydarzył się w ogóle. Ale skoro już się zdarzył, to nauczył się żyć na nowo. I dzisiaj pokazuje innym niepełnosprawnym, że niemożliwe jest możliwe Fot. Marcin Oliva Soto
W jednej chwili całe jego życie straciło sens. Miał 17 lat i wyrok - nigdy już nie będzie chodził, nigdy nie będzie biegał jak jego rówieśnicy. Dzisiaj jest trzydziestoletnim, spełnionym człowiekiem i wie, że tamten tragiczny dzień naprawdę zmienił jego życie. O Jarosławie Roli, narciarzu bez nóg, który zmienia życie innych, pisze Weronika Skupin

O tym wypadku było głośno w całej Polsce, ale Jarosław Rola woli tego nie pamiętać. - To zamknięty rozdział - ucina.

Jednak, choć o tragicznym maju mówić nie chce, wspomnienia są wciąż żywe. 13 lat temu w Kamiennej Górze kończył się rok szkolny. Jarek, wówczas licealista, wraz z kolegą wracali z ogniska. W wysokiej trawie nie mogli zauważyć linii wysokiego napięcia. Nie wiedzieli, że tego samego dnia rano nastąpiła awaria.

- Po wypadku świat wywraca się do góry nogami - wspomina Jarek, któremu 20 tys. woltów zabrało obie nogi.

Na drodze do marzeń

Po ponad sześciu latach Rola dostał jedną trzecią żądanego odszkodowania. Pieniądze nie wystarczyły ani na protezy, ani na godziwe życie. W czasie procesu Jarkowi przeciekały między palcami najpiękniejsze dla człowieka lata młodości. Nie chciał zaprzepaścić ich całkowicie.
- Chodziłem przed wypadkiem po górach, jeździłem na rowerze, na nartach. Chciałem nadal to robić - wspomina. W ośrodku rehabilitacyjnym dowiedział się, że może wciąż uprawiać narciarstwo.

Zaczął szukać informacji, głównie w internecie. Ku jego rozczarowaniu na polskich stronach nie znalazł nic. Dopiero za granicą poświęcono narciarstwu niepełnosprawnych trochę miejsca. Zdobył sprzęt, zaczął treningi. Sport, który zaczął uprawiać, wymagał specjalnych przygotowań. Jedną z istotniejszych rzeczy była nar-ta mono-ski umożliwiająca jazdę mimo braku nóg. Zdobył ją i spełnił jedno z marzeń. Na nartach miał już nigdy nie jeździć.

Odzyskać nadzieję
Dziś Jarosław Rola jest nie tylko narciarzem alpejskim.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia - uśmiecha się. - Odnajdywałem inne dyscypliny: narciarstwo wodne, handbiking (hand-bike to typ roweru z napędem ręcznym - przyp. red.), później zacząłem myśleć o jeździe po górach. I tak to się rozkręciło.

Jego lista osiągnięć robi wrażenie. Bierze udział w międzynarodowych zawodach rangi Pucharu Świata i Europy i na olimpiadach w Turynie i Vancouver, gdzie startował jako narciarz alpejski. Prowadzi firmę, która projektuje i produkuje sprzęt sportowy dla osób niepełnosprawnych z całego świata. Organizuje w Karkonoszach szkolenia narciarskie dla niepełnosprawnych, wraz z klubem Start Poznań. Dzięki niemu wielu ludzi znów uwierzyło w siebie.

- To, że nie ma się ręki czy nogi, nie zamyka człowiekowi drogi do ciekawego życia. I nie chodzi o to, by wszyscy niepełnosprawni zaczęli uprawiać sport. Można robić wiele ciekawych rzeczy, będąc na wózku - zaznacza Rola. - Zawsze starałem się spełniać swoje marzenia, a nie powielać rzeczy, które zrobił ktoś inny. Autorytetem dla mnie jest Kozakiewicz. Dopiął swego i był dobrym sportowcem.
Od Śnieżki po Kilimandżaro
Wychował się w górach i nie wyobrażał sobie, że już nigdy nie wejdzie na żaden szczyt. Miał cel - Śnieżkę. Wiedział, że nikt na zwykłym wózku inwalidzkim tam nie wjedzie. Ale zakończył budowę explorera - roweru górskiego typu handbike. W 2006 roku zdobył na nim największy szczyt Karkonoszy. Dziś mieszka w Karpaczu. Na spacery w pobliskie góry wybiera się więc coraz częściej.

Kolejne wyzwanie mierzyło 5895 metrów i było jednym ze szczytów Korony Ziemi. - Po wejściu na Śnieżkę spotkałem się z Markiem Kamińskim. Uznaliśmy, że na tego typu rowerze byłaby szansa na zdobycie Kilimandżaro.

Kamiński przekonał się, że Rola nie uznaje słowa "niemożliwe". - Pokazuje, że ograniczenia fizyczne nie ograniczają ducha, a osoba niepełnosprawna może dokonywać rzeczy, które nie śnią się nawet osobom w pełni sprawnym - mówi z podziwem.

Rola i ośmiu innych niepełnosprawnych na Kilimandżaro wspinało się dzięki fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko". W grupie był również Piotr Truszkowski. To z nim 17-letni Jarek wracał z ogniska. Obaj nie mieli nóg, mieli za to wiarę w sukces.

- Opowiedzieli mi swoje losy przed kamerami w programie "Spotkajmy się" - mówi Anna Dymna, która podkreśla, że i Rola, i Truszkowski są dla niej wzorem siły, niezłomności, radości. - Potrafili uruchomić siły, o których istnieniu wielu z nas nie ma pojęcia. Ich postawa może pomóc wielu zdrowym ludziom, których nudzi życie.

Ich postawa może pomóc wielu zdrowym ludziom, których nudzi życie

Dymna wiedziała, że Jarka ucieszy szalona propozycja wyprawy. Chciała, by inni zobaczyli, że są zwyczajnymi ludźmi, którzy chcą zwyciężać.

- Bo wciąż osoby niepełno-sprawne w naszym społeczeństwie muszą walczyć o wszystko i z wszystkim - mówi aktorka, która tak opowiada o Jarku: - Sympatyczny, ma poczucie humoru i niesamowitą siłę. To prawdziwy skarb. Jarek i Piotrek mają w sobie tyle radości. Chyba zobaczyli już, jak kruche, ulotne i piękne jest życie. Umieją więc doceniać każdą chwilę.

Kilimandżaro zdobywała grupa, która miała szansę zdobycia góry. Roli końcowy atak się nie powiódł się. - Szczyt był na wyciągnięcie ręki, ale nie byliśmy przygotowani, by na ostatnim etapie poradzić sobie ze sprzętem - żałuje, ale planuje kolejną wyprawę na Kilimandżaro, tym razem indywidualną.

Wbrew barierom
- Są momenty, kiedy zastanawiam się, po co to ciągnąć. Ale wystarczy kilka dni odpoczynku i nabieram sił. Na razie nie zamierzam zakładać ciepłych kapci - śmieje się. Chciałby więc wystartować na olimpiadzie w Soczi. Wie, że czekają go cztery lata ciężkiego treningu, ale nie poddaje się. Planuje wprowadzenie na rynek konstrukcji hand-bike'ów nowego typu.
- Jego aktywność umożliwia innym niepełnosprawnym realizację marzeń. To godne najwyższego podziwu - mówi Kamiński.

A sam Jarek zauważa, jak wiele rzeczy idzie w dobrym kierunku - w Karkonoszach specjalnie dla niepełnosprawnych dostosowano szlaki na Wielką Kopę i do Domu Śląskiego, choć sam Karpacz dalece odbiega od standardów europejskich.
Od wypadku minęło długich trzynaście lat. Siedemnastoletniego chłopaka, którym był wtedy, już nie ma. Ale zapał, którym wtedy dysponował, jest w nim nadal.

- Temu wypadkowi nic nie zawdzięczam. Wolałbym, żeby się nie wydarzył - podsumowuje trzydziestoletni dziś Rola. - Ale jeżeli już się przydarzył, nauczyłem się z nim żyć. To dla mnie dwa różne etapy. Dlaczego miałbym być nieszczęśliwy? Moja wspaniała żona i dwójka kochanych dzieci są moim największym sukcesem. Cała reszta? Fajnie, że jest.

Nowa dyscyplina sportu
Handbiking jest stosunkowo młodą dyscypliną sportu wykształconą na potrzeby osób niepełnosprawnych.

W Polsce jest ok. 40 hand-bikerów, ale na świecie są ich tysiące. To popularny sport w Niemczech czy Holandii. Najbardziej utytułowanym polskim zawodnikiem w tej konkurencji jest Arkadiusz Skrzypiński ze Szczecina (w pierwszej trójce w rankingu Międzynarodowej Unii Kolarskiej UCI, razem z dwójką niemieckich zawodników ma rekord świata na dystansie maratonu).

Najważniejszymi zawodami w tej dyscyplinie są paraolimpiady i mistrzostwa świata (prócz tego Puchary Świata i Europy oraz maratony, np. w Berlinie, Bostonie czy Nowym Jorku). Każdy handbike przystosowany jest do potrzeb konkretnej osoby. Ceny takiej konstrukcji wahają się od kilku do około 20 tys. złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska