Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Majewski: Film "Excentrycy" to mój hołd dla swingu

Małgorzata Matuszewska
Janusz Majewski
Janusz Majewski Piotr Smoliński
Z Januszem Majewskim, reżyserem filmowym i reżyserem spektakli telewizyjnych, pisarzem, scenarzystą i dramatopisarzem rozmawia Małgorzata Matuszewska.

Kiedy rozmawialiśmy w grudniu po wydaniu książki Glacier Express 9.15, przygotowywał się Pan do nakręcenia filmu Excentrycy. Film jest gotowy… Tak, skończyliśmy montaż obrazu, teraz jesteśmy na etapie post-produkcji, trzeba jeszcze wyczyścić dźwięk. Można powiedzieć, że wszystkie decyzje artystyczne zostały podjęte, pozostała ich realizacja.

Dźwięk w tym filmie jest wyjątkowo ważny. W scenariuszu, u schyłku lat 50. do Polski wraca Fabian, wojenny emigrant, i zakłada jazzowy big-band.To, co zrobili dla mnie muzycy, przeszło moje najbardziej optymistyczne oczekiwania. Trafiłem na ludzi, którzy kochają swing, erę jazzu bardzo ważną w tej opowieści. 17-osobowy big-band to historia polskiego jazzu: zaczynając od Wojtka Karolaka, kompozytora, aranżera i kierownika muzycznego całości, Wiesia Pieregorólki, aranżera i dyrygenta, po Wojtka Mazolewskiego z jego formacją. Wszyscy grają porywająco. Ta muzyka, tak zagrana, to jeden z walorów, na których buduję przyszłość filmu.

Muzyka, ale też świetni aktorzy…
Tak, Fabiana zagrał Maciej Stuhr, Anna Dymna byłą właścicielkę byłego pensjonatu, Wandę, siostrę Fabiana – Sonia Bohosiewicz. Sonia fantastycznie śpiewa jazz, aż ciarki chodzą słuchaczom po plecach. A gwiazdą jest Natalia Rybicka – świetna!

Czy aktorki potrzebowały konsultacji wokalnych?
Oczywiście, miały korepetycje z jazzowej wokalistyki. Technicznie nagranie jest prostsze dziś niż kiedyś, bo na nagraną muzykę nakłada się głos i szlifuje tak długo, aż wszyscy są zadowoleni z efektu.

Na niedawno zakończonym, 8. Festiwalu Reżyserii Filmowej w Jeleniej Górze odebrał Pan nagrodę za całokształt twórczości, a właśnie pracuje Pan nad filmem…
To zabawna i pozytywna koincydencja (uśmiech), bo taka nagroda to trochę już podsumowanie, ale byłem też jurorem na tym festiwalu. Z Excentrykami staram się zdążyć na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Składam nim hołd muzyce, a tym samym mojej młodości, bo swing to była właśnie muzyka mojej młodości i mojego pokolenia. Składam też hołd staremu kinu z tamtych lat, które nie było już w powijakach, a kiedy się ogląda ówczesne filmy, ma się wrażenie, że powstały wczoraj. Chciałem wskrzesić ten rodzaj i styl, jakie prezentują. Chcę, żeby oglądając ten film, widz poczuł się jakby oglądał obraz namalowany przed laty, ale tak pełen treści i emocji, że wciąż żywy.

Sposób ekspozycji w galerii czy muzeum ożywia stary obraz. Podobnie jest z filmem?
Zdjęcia mają świetną jakość techniczną, a Adam Bajerski zrobił przepiękne zdjęcia.

Teraz jest moda na stare filmy, starannie odnowione cyfrowo. Na tej fali wrócił na ekrany Śpiewak jazzbandu Alana Croslanda, film z 1927 roku.
Widziałem go jeszcze w szkole filmowej. Myślę, że odnowili dźwięk i z pewnością obejrzę go znów.

Podróżował Pan z Sonią Bohosiewicz samolotem do Wrocławia, a dopiero skończyliście wspólną pracę. Jest o czym rozmawiać?
Rozmowy w pracy są przerywane. Staram się być dość dobrym słuchaczem, więc słucham.

Pan pisze, więc słuchaczem jest Pan świetnym…
Zauważyłem, że mój prywatny charakter i to, co się dzieje na co dzień, jest pod kontrolą zawodowych nawyków. Patrzę na świat prawie oczyma kamery, interesują mnie rzeczy, które będą dobrze wy-glądać na ekranie. Patrzę na przypadkowe wydarzenia i myślę o nich jak o fragmentach fabuły, opisach piórem czy kamerą. Nie potrafię oderwać się od zawodowego patrzenia.

Pewnie był Pan takim obserwatorem od swojego debiutu?
Choć tak było zawsze, teraz takie patrzenie stało się drugą naturą. Uczę młodych reżyserii i obserwuję ich sposób patrzenia na świat. Zauważyłem, że nie potrafią się skupić na jednej rzeczy, nic ich nie potrafi konkretnie zainteresować.

Może to znak czasów?
Pewnie tak. Milenia Fiedler, świetna montażystka, opowiadała mi o swoim doświadczeniu. Oglądała ćwiczenia studenckie i mówi do studenta: Czemu nie wybiera pan tego, na co, według pana, powinien patrzeć widz? Czemu pan mu nie podpowiada ani inscenizacją, ani wyborem wielkości planu, kadrowaniem?. I usłyszała w odpowiedzi: Chodzi mi o to, żeby gasić emocje. Po co robić film pozbawiony emocji? W sztuce filmowej one są potrzebne. Jeśli film ma być celowo wyprany z emocji, to nie ma sensu. A postawa rozmówcy Milenii wcale nie była wyjątkowa. Często studenci, których spotykam, nie widzą sensu czytania książek dla pasji, przyjemności, dreszczu, którego się doznaje przy lekturze dobrej prozy. Uznają to za dziwactwo. A takiego dreszczu doznaje się z powodu opisywanych postaci, ich perypetii, a przede wszystkim użytych pięknych słów. Piękna metafora, piękne zdanie to czysta przyjemność. Nie rozumieją tego i nie chcą się nauczyć.

Ale czytanie jest przecież jak mycie rąk…
Tak było i na szczęście są jeszcze ludzie, dla których jest to normą. Mój rehabilitant,27-letni człowiek po wyższych studiach, jest namiętnym czytelnikiem książek. Tygodniowo czyta pięć książek, ale nie sięga po banalne lektury, tylko po poważne. Zapisał się do dwóch wypożyczalni, bierze maksimum tego, co można.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska