Każdy, kto pojawił się w czwartkowy wieczór w hali Orbita, nie mógł narzekać na brak emocji. Niestety, najlepszy polski tenisista Jerzy Janowicz (188. ATP), choć był wspierany przez 3000 kibiców, uległ Jurgenowi Melzerowi (203. ATP) 5:7, 6:7(6).
Początek świetnie ułożył się dla Jerzyka, który szybko przełamał utytułowanego Austriaka (w swojej karierze wygrywał ze wszystkimi najlepszymi tenisistami naszych czasów, na czele z Rogerem Federerem, Rafaelem Nadalem i Novakiem Djokovicem) i przy stanie 5:4, serwował, by zamknąć pierwszego seta. Wtedy zupełnie niespodziewanie w jego grze coś się zacięło. Polak przestał trafiać pierwszym serwisem i popełnił sporo niewymuszonych błędów. Dekoncentracja Janowicza trwała aż 6 gemów, a na tablicy pojawił się wynik 5:7, 0:3.
Jednak JJ, niesiony dopingiem pełnej hali Orbita, ocknął się z letargu i w ostatniej chwili doprowadził do wyrównania. O losach drugiej partii zadecydował tie-break, w którym Jerzyk prowadził już 5:3, a publiczność była rozgrzana do czerwoności. Wtedy jednak kontrowersyjna decyzja sędziego wytrąciła go z równowagi. Znany z wybuchowego charakteru Polak roztrzaskał rakietę o kort, a chwilę później było już po meczu.
– Takie jest życie. Tym razem decyzja była dla mnie niekorzystna. Widocznie, tak miało być –rozmyślał Jerzy na pomeczowej konferencji. – W ostatnich dniach zagrałem siedem meczów i zmęczenie dało już o sobie znać – podsumował Janowicz.
Łodzianin w porównaniu do swojego przeciwnika miał mniejszy wachlarz zagrań. Bazował głównie na swoim atomowym serwisie, który praktycznie cały czas przekraczał 200 kilometrów na godzinę. Jednak gdy Melzer radził sobie z odebraniem serwu Janowicza, zazwyczaj wygrywał punkt. Był szybszy, lepiej poruszał się po korcie i wykorzystywał swoje atuty. Austriak może i nie podawał mocno, ale za to bardzo kąśliwie i precyzyjnie, czym często wybijał z rytmu polskiego tenisistę i faworyta publiczności.
Janowicz jednak za często wybijał się z rytmu i tracił koncentrację. Melzer wygrał w pełni zasłużenie.
Ostatnią nadzieją polskich kibiców pozostaje zatem Michał Przysiężny (402. ATP), który pewnie, a przy tym nieco zaskakująco pokonał plasującego się w rankingu ATP o ponad 300 pozycji wyżej Lukasa Lacko (101. ATP). Głogowianin jednak nic nie robił sobie z rankingów i szybko przejął inicjatywę.
W pierwszym secie Słowak wygrał tylko jednego gema, dwukrotnie tracąc swój serwis. W drugiej odsłonie turniejowa dwójka wzięła się do pracy, przełamując Przysiężnego na 2:0, potem wygrał swoje podanie i przewagę trzech gemów dowiózł do końca. Jednak w ostatniej części historia się odwróciła. To 33-letni tenisista z Głogowa przełamał swojego rywala na 2:0, a następnie "na sucho" wygrał trzeciego gema i spokojnie dograł mecz z tą przewagą.
Łącznie aż czterech francuskich tenisistów zagra w ćwierćfinale wrocławskiego challengera. Obok Paula-Henri Mathieu (99. ATP) i Jonathana Eysseric (231. ATP), którzy zmierzą się ze sobą w walce o półfinał, a także potężnie serwującego Kenny De Scheppera (142. ATP), który powalczy z pogromcą Janowicza – Jurgenem Melzerem, w najlepszej ósemce zameldował się 20-letni Quentin Halys (148. ATP). Jego przeciwnikiem w piątkowym ćwierćfinale będzie Czech Petr Michnev (294. ATP).
Michał Przysiężny wystąpi w ćwierćfinale przeciwko Mirzy Basiciowi (227. ATP), który wykorzystał krecz swojego rywala Igora Sijslinga (200. ATP) przy stanie 6:1, 2:0 dla 25-letniego Bośniaka. Panowie zmierzą się w meczu dnia, który rozpocznie się nie wcześniej niż o 18. Popularny "Ołówek" w ostatnich trzech latach trzykrotnie mierzył się z Basiciem, za każdym razem przegrywając 1:2. Do trzech razy sztuka, a za czwartym nauka? Oby tak było.
Pełen program gier oraz turniejowa drabinka na www.wroclawopen.com
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?