Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Nowicki: Trzeba żyć mądrze, a nie tylko długo

Rozmawia Robert Migdał
Jan Nowicki
Jan Nowicki fot. Paweł Relikowski
– Martwić się tym, że jest się starym? To zajęcie dla idioty! Tak samo, jak myślenie, że młodość jest absolutnym szczęściem – mówi Jan Nowicki, aktor znany z ról w wielu polskich filmach, m.in. w „Wielkim Szu”.

Zauważyłem, że gdy Pan wchodzi – nieważne, czy do kawiarni, teatru czy restauracji – kobiety patrzą na Pana z podziwem, a mężczyźni z zazdrością.
Nie bardzo wierzę w to, co Pan mówi, bo sam tego nie zauważyłem. Ale jeżeli tak jest, to powiem panu, że dziwię się i jednym, i drugim.

Ale co? To źle?
To, że wzbudzam większe lub mniejsze zainteresowanie, to bardzo dobrze. Bo co to za aktor, który nie wzbudza swoją osobązainteresowania albo nie jest rozpoznawalny.

Albo, że podoba się Pan kobietom...

W zasadzie jestem „mężczyzną byłym” – mam przecież lat 74 i trudno mnie posądzić o jakieś zrywy erotyczne, miłosne czy coś podobnego. To są namiętności, z których, owszem, kiedyś bardzo korzystałem, ale to było dawno temu. Bo w czasach, kiedy byłem młody, w komunie, w zasadzie nie było nic poza miłością i nadzieją. Dlatego brało się to pełnymi garściami, a teraz jestem człowiekiem starszym, żeby nie powiedzieć starym, i nie są to rzeczy, które są moją podstawową namiętnością.

A co teraz jest tą namiętnością?
Kiedy wymyślę dobrych bohaterów swojej książki – śmiesznych, sympatycznych – to oni mi w pewnym sensie wystarczają za towarzystwo. Bo wolę się z nimi spotykać niż z idiotami. A idiotów jest coraz więcej – albo wychowanych na braku czytania książek, na serialach, albo podążających za interesami. Bardzo rzadko rozmawia się z kimś w sposób interesujący, zwłaszcza jeśli chodzi o młodzież. Czasami spotykam młodego, inteligentnego człowieka i wtedy traktuję to jako absolutny cud.

Unika Pan idiotów.
Staram się nie tracić na nich czasu, bo tego czasu mam niewiele. Jakby na to nie patrzeć, to przy moim stylu życia, w którym w zasadzie nic innego nie robiłem, tylko całe życie rujnowałem organizm, to w pewnym momencie się to wszystko, co dobre, kończy. Mam ograniczony czas, więc muszę go poświęcić na zwierzęta, pory roku, dobre rozmowy, doskonałe wino. Poza tym mam takie niepokojące objawy – kiedy gadam z kretynem, to mam problemy z krążeniem. I od razu mnie nogi bolą. Dlatego, żeby się nie czuć źle, unikam takich rozmów.

Wspomniał Pan o najnowszej książce.
No właśnie, książce... Muszę się jednak sprostować: to, co piszę, nazywam książeczkami. Bo książki to pisał Lew Tołstoj, Tadeusz Konwicki czy Fiodor Dostojewski. Natomiast aktorzy – nawet ci najbardziej rozgarnięci – nie są w stanie napisać czegoś, co można nazwać z całą odpowiedzialnością książką.

Ale jest Pan czytany...
To jest dla mnie ważną rzeczą. Ale nie zabiegam o to. Bo jest teraz nowa moda: brak skromności. Ludzie zaczynają dobrze mówić – niestety, nie o innych, ale o sobie. Pisarz znakomicie wypowiada się na temat swojego pisania: że to jest świetne, co stworzył, takie przemyślane, że to jest w doskonałym stylu. Dla mnie to coś niepojętego – bo inteligentny człowiek powinien się składać z wątpliwości. Powinien być choć troszeczkę skromny. Ale okazuje się, że jest to towar niechodliwy w dzisiejszych czasach.

Bo się nie sprzeda.
Niestety, żyjemy w takich czasach, że powinniśmy się traktować jak proszek do prania: być barwni, reklamować się na każdym kroku... Stąd też w mojej najnowszej książeczce nie będzie mojego aktualnego zdjęcia, z plamami na rękach, pomarszczonego. Będzie za to zdjęcie mężczyzny, ale nie bardzo starego.

Dlaczego?
Na wyraźne życzenie czytelniczek, które mówią: „Nie może być stary Nowicki na okładce”. I nieważne, że im odpowiadam: „Ale ja przecież jestem stary!”. Czytelniczki natomiast wiedzą swoje: „Ale my starego Nowickiego nie chcemy...”.

Dlaczego tak się dzieje?
Myślę, że kobiety nie chcą widzieć mnie starego, bo same nie chcą być stare. Aktor jest narzędziem do poprawiania bądź pogarszania samopoczucia widza. I – jak się okazuje – to samo dotyczy ludzi piszących.

Pan się na to zgadza?
Nie będę się kopał z koniem i dlatego na okładce będzie młodszy Jan Nowicki, przystojny mężczyzna, którym już dawno nie jestem.

Kult młodości nas otacza?
To kolejny dowód zwariowania tego świata – bo wiek przecież nie ma znaczenia. I nie chodzi mi o to, co mówią różni kretyni: „Że masz tyle lat, na ile się czujesz”. Ja czuję się na swoje 74 lata nawet całkiem przyzwoicie. Dyktat młodości wymyślili sprytni kretyni od mody, od oglądalności w kinie, czytelności gazet, to jest zwykły biznes. Niejeden człowiek ma 70 lat, jest stary i nie może umrzeć przez kolejne 20, a 18-letni mężczyzna wychodzi na ulicę i wpada pod autobus. Życie ludzkie to korowód szczęścia i nieszczęścia – dlatego uważam, że trzeba kochać to, co się ma.

Lubi Pan starość? Swoją starość?
Nie mogę powiedzieć, że lubię, ale wiem, że jest najdoskonalszym wiekiem w życiu człowieka. Chociażby z tego powodu, że jest ona etapem ostatnim, etapem, w którym mam czas, żeby wymyślić książkową opowieść, napisać kolędę, przeczytać jeszcze raz Annę Kareninę, przyjrzeć się porom roku, wybudować sobie grób – to są zajęcia dla prawdziwego mężczyzny. A martwienie się tym, że się jest starym? To zajęcie dla idioty. Tak samo jak myślenie, że młodość jest absolutnym szczęściem.

Ta starość jest też dobra, bo człowiek ma doświadczenie przeżytych lat? Czuje się mądrzejszy na starość?
Niekoniecznie. Tak jak amator w aktorstwie potrafi być zdolniejszy od zawodowca, tak stary może być głupcem. Uuu, proszę pana, znam wielu starych, głupich ludzi. Staremu człowiekowi wydaje się, w wyniku przeżytych lat, że jest autorytetem. A to jest kompletną bzdurą. Bo nie wystarczy żyć długo, trzeba jeszcze żyć mądrze. Wiek nie idzie w parze z mądrością. Niestety. Stąd też rozumiem młodzież, która irytuje się, gdy stary gada głupoty, a przykłada do tego wielką wagę.

Ma Pan teraz, jak wspomniał, czas na pisanie. Właśnie kończy Pan powieść. O czym będzie?
Moi bohaterowie to piątka emerytów, którzy poznają się w pociągu do Zakopanego – jadą tanimi liniami kolejowymi i przeżywają w tym pociągu różne przygody. Ci ludzie mają marzenia, chcą, mimo swojego wieku, dalej żyć i to żyć nietuzinkowo: stać ich na szaleństwo. Ta piątka to: Mistrz Serafin, który był kiedyś aktorem, doktor chirurgii szczękowej, trzecia postać – światowej sławy docent – specjalista od kleszczy. Żeby był element komediowy, dodałem do tego towarzystwa byłego parlamentarzystę i jedną kobietę – 94-letnią przedwojenną akuszerkę. Tytuł: „Białe walce” – bo walc kojarzy mi się ze śmiercią...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska