Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak zmartwychwstają moje łotry i bandziory [ROZMOWA]

Jacek Antczak
Ojciec Kazimierz Tyberski z Zakonu Oblatów
Ojciec Kazimierz Tyberski z Zakonu Oblatów fot. Tomasz Hołod
Z kapelanem więziennym, o. Kazimierzem Tyberskim z Zakonu Oblatów, rozmawiamy o tym, czy jest metoda na nawrócenie i dlaczego zapominamy o zbawieniu łotra na krzyżu przy Jezusie

Ponoć Ojciec w Wielkim Tygodniu powiedział do wiernych na mszy, że wszyscy jesteśmy mordercami i złodziejami. Nie za ostro?
We wtorek w Kościele katolickim był Dzień Modlitw za Więźniów. W jednej z parafii powiedziałem z tej okazji: "Słuchajcie, jesteśmy przyzwyczajeni, że mordercy i złodzieje siedzą w więzieniach, za kratami. A ja wam powiem, mordercy i złodzieje »siedzą« też tutaj, w kościele". Zrobił się szum, wierni popatrzyli na mnie zdziwieni, a ja wyjaśniłem: "W Wielki Piątek co roku patrzymy, jak zabija się Chrystusa. Kto go zabija? Tamci Żydzi? Nie. Rzymianie? Nie. My go zabijamy, nasze grzechy, czyli my też jesteśmy zabójcami. Nikomu z nas się nie zdarzyło powiedzieć brzydkich słów o bliźnim, kogoś obmówić? W takim razie jesteśmy złodziejami, bo zabieramy człowiekowi dobrą sławę, dobre imię. Po mszy jeden z wiernych, lekarz, podziękował mi za to za kazanie i powiedział, że nigdy dotąd w ten sposób sobie tego sobie nie uzmysławiał. Jak mówi ewangelia, patrzysz na źdźbło w oku brata, a nie widzisz belki we własnym.

Źdźbło? Łagodnie powiedziane, bo przecież Ojciec ma na co dzień do czynienia ze złoczyńcami, mordercami, złodziejami, których nikt nie chciałby spotkać na ulicy...
I słusznie, że ludzie, którzy dopuszczają się strasznych czynów, siedzą w więzieniach. I powinni za to odpokutować. Ale też my, chrześcijanie, ma-my piękny przykład w naszym nauczycielu, mistrzu, Jezusie Chrystusie, jak można do ta-kich ludzi podejść. Mało kto wie lub mało kto chce wiedzieć, że pierwszym zbawionym człowiekiem był nie kto inny, jak łotr. Tradycja chrześcijańska mówi wprawdzie, że to był "dobry łotr". Ale pokażcie mi dobrego łotra. Łotr jest zawsze łotrem. Na śmierć na krzyżu nie skazywano uśmiechniętego, miłego, fajnego człowieka, który czynił dobro. To musiał być człowiek, który dokonał jakiejś zbrodni, dlatego go skazano na najgorszą śmierć, jaka wtedy była na świecie. I to właśnie temu człowiekowi Jezus powiedział: "Dzisiaj ze mną będziesz w raju".

Ale dlaczego ten jeden poszedł do raju? Gdy Jezus umierał, obok było dwóch łotrów.
Dlaczego? Bo żałował. Jeden się z Jezusa naigrywał: "Słuchaj, jak taki jesteś dżolero, to nas wyzwól", na to ten drugi: "Ty idioto, przecież my słusznie tutaj wisimy, ale on jest niewinny". Czyli ten łotr uznał swoją winę i dlatego Jezus mu wybaczył. Tak samo jest w więzieniu. Od 18 lat jestem kapelanem więziennym, ale też często wygłaszam rekolekcje i tu-taj, po tej stronie muru, nie spotkałem ludzi tak żałujących za swoje grzechy, jak tam. Pamiętajmy, że każdy człowiek, nawet największy zbój, ma prawo do nawrócenia.

Czy Ojciec przypadkiem nie daje się wrabiać w to żałowanie za grzechy? Czy to nie "świątobliwość" pod księdza?
Nie, bo jak w więzieniu ktoś przychodzi do księdza, to nie jest dla niego żadna chluba i nobilitacja towarzyska wśród moich bandziorów. "Co, nie dajesz sobie rady? Mięczak jesteś. Potrzebujesz księdza, Pana Boga, spowiedzi"? Doceniani są twardziele. Ogromny procent ludzi, którzy do mnie trafiają, nigdy wcześniej nie chcieli mieć nic wspólnego ani z Panem Bogiem, ani z kościołem. Ale Pan Bóg wciąż daje okazję do spotkania z nim, nawet w więzieniu.

Czy tam zdarzają "zmartwychwstania" łotrów? Moż-na tak to nazwać, to nie świętokradztwo?
Dla mnie są to zdecydowanie zmartwychwstania. Sztandarowym przykładem jest historia mojego podopiecznego z więzienia w Iławie, Artura Brylińskiego, pierwowzoru jednego z bohaterów "Długu". Za podwójne zabójstwo został skazani na 25 lat. I tu nastąpiło to jego zmartwychwstanie. Efekt jest taki, że dziś Artur mieszka w Warszawie, działa w kościele, w duszpasterstwie, zajmuje się małżeństwami niesakramentalnymi. Mam też inne piękne zmartwychwstanie - gangstera. Nie zdradzę pseudonimu, nazwijmy go Marcin, był szefem zoorganizowanej dużej grupy przestępczej. Miał na koncie napady, kradzieże, wymuszenia... A po odbyciu kary sześciu lat więzienia zostawił to wszystko za sobą. Razem z żoną przeprowadził się w inną część kraju i rozpoczął normalne życie. Spotykamy się, więc wiem, jak żyje. I wiem, że nie robi już niczego z tych złych rzeczy.

A mordercy, zwłaszcza ci bezwzględni, seryjni? Oni chyba nie mają szans...
Nawet najgorsze postacie mogą zmartwychwstać. Najbardziej znany jest przypadek "Wampira z Baranowa", którego zbrodnie były tak straszliwe, że aż trudno o tym mówić. W latach 70. zgwałcił, okaleczył i zamordował cztery kobiety. Dostałby karę śmierci, ale stwierdzono, że w momencie popełniania zbrodni był niepoczytalny. Dożywocia nie było, dostał więc 25 lat, dwa lata był w szpitalu psychiatrycznym, a resztę kary odsiedział. Spotkaliśmy się w więzieniu. Opowiadał mi, że tak wszedł w machinę diabelską, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił. Ale człowiek w zamknięciu dostaje czas do myślenia i czy chce, czy nie chce, musi zrobić rachunek sumienia ze swojego życia. Nie zawsze coś z tego wynika, ale w przypadku Wiesława było inaczej. Kiedyś wszedł do niego kapelan pod celę i jak później mi powiedział, "z rąk jego opadły kajdany i zapragnął spowiedzi". Od tej spowiedzi wszystko się zmieniło. Po odsiedzeniu 25 lat wyszedł na wolność. Media to nagłośniły, a wszyscy, włącznie z wybitnym profesorem psychiatrii sadowej, mówili, że ten człowiek znów zamorduje. Tylko mój głos był odmienny. Mówiłem, że ten człowiek się nawrócił i dopóki będzie trzymał się Pana Boga, to nic złego nikomu nie grozi. I dziś, po ośmiu latach wiem, że żyje spokojnie, pracuje, założył rodzinę.

Co myślą o naturze ludzkiej, o człowieku, kapelani, którym przyjdzie wysłuchać spowiedzi morderców, gwałcicieli, pedofili? Kiedyś Marek Edelman powiedział, że w każdym z ludzi tkwi coś z komendanta Treblinki, a Hanna Krall dodała, że na szczęście w każdym jest też trochę Marka Edelmana.
Natura ludzka jest najprawdziwiej pokazana w Biblii. Gdy w Niedzielę Palmową Jezus wjeżdża do Jerozolimy na oślęciu, ludzi ścielą przed nim płaszcze i wołają: "Hosanna Synowi Dawidowemu, jest Bóg, jest Król!". I ten sam tłum, ci sami ludzie, pięć dni później w Wielki Piątek krzyczą: "Na krzyż, na krzyż!". Taki jest człowiek. I ja jako ksiądz, jako spowiednik, nigdy nie mogę go sądzić. Ja nie jestem od osadzania. Ja jestem tylko przekaźnikiem Bożego Miłosierdzia. Jeżeli ten człowiek żałuje tego, co uczynił, i o tym mnie zapewnia, nie mam innego wyjścia, jak tylko udzielić mu łaski rozgrzeszenia. Przecież to nie jest moje, to Jezus wy-#służył na krzyżu. Powiedział nam: "Jak będą żałować, od-puszczajcie im". Pewnie, że najtrudniejsze dla nas są spowiedzi tych zboczeńców, pedofili, którzy gwałcą dzieci, czasem swoje dzieci. To dla mnie osobiście bardzo bolesne. Ale przecież ten człowiek stoi przed majestatem Boga, przed majestatem Chrystusa, i autentycznie żałuje. Nieraz sądzimy z pozorów, z zewnętrznych objawów, a istotą jest intencja tego człowieka. I nieraz głęboko współczuję takim ludziom, nawet mordercom. Przecież czasem to kwestia minuty, dwóch, chwili wzburzenia i dzieje się tragedia. A potem człowiek całe życie tego żałuje.

A jak się pomaga takim łotrom przejść na jaśniejszą stronę świata? Nie chce mi się wierzyć, że Ojciec czyta tym ludziom Biblię, oni słuchają i to wystarczy. Słowo Boże tak prosto chyba nie działa? No chyba że w inny sposób - jeden z kapelanów więziennych mówił mi, że Biblia była w więzieniu bestsellerem, bo okazało się, że jej stronice świetnie nadają się na skręty...
A u mnie dobrze rozchodzi się różaniec, a z niego papierosa nikt nie skręci. Pewnie są jakieś sposoby na przekonanie do wiary, ale ja ich nie stosuję. Moim sposobem jest brak sposobu. Kiedyś idę sobie korytarzem więziennym, wyskakuje do mnie jeden taki złodziej i mówi: "A ja nie wierzę w Boga". Popatrzyłem na niego, pomyślałem: "Zaczepia, co będę dyskutował". Odpowiedziałem: "Nie musisz" i po-szedłem. Wkurzył się, że go zignorowałem, przyszedł i mówi: "Ja pójdę na mszę świętą, ale tam ci pokażę, kim jestem". Chciał nadokuczać. Przyszedł, usiadł... I został. Potem na wizytacji w więzieniu był biskup i ten więzień pochwalił się: "Proszę księdza biskupa, a nasz kapelan mnie nawrócił". - "A w jaki sposób?" - zapytał zaciekawiony, - "Bo jak mu powiedziałem,#że nie wierzę, to mnie olał".

Często Ojciec nawraca łotrów przez ignorowanie?
To proces bardzo różnorodny, czasem trwa latami. Przychodzi do mnie emerytowany dyrektor wielkiej firmy, który trafił do aresztu, ale nie mogę powiedzieć, za co, ale to miało związek z pieniędzmi. Swoją drogą, we Wrocławiu siedzi dużo takich ciekawych osób. Podchodzi do mnie ten starszy pan i mówi: "Musimy sobie pogadać". Umówiliśmy się.#Na drugi dzień stawia mi mnóstwo pytań o religię i moralność i po dwóch godzinach stwierdza: "Dobra, starczy, od-prowadź mnie do celi". Po tygodniu to samo, dwie godziny odpowiadam na jego pytania o Pana Boga, o Biblię czy przykazania. Za trzecim razem przyszedł i mówi: "Dobra, a te-raz ty słuchaj...". I zaczyna się spowiadać. Po pięćdziesięciu jeden latach. Po tej spowiedzi ma dylemat: "A teraz powiedz mi, ksiądz, co ja mam powiedzieć żonie? Bo ta wspaniała, kochana kobieta przez pół wieku namawiała mnie do #spowiedzi. A ja nic. A dlaczego tu? Przecież więzienie mnie nie złamało. To nie to. Nie myśl też, że ty jesteś najmądrzejszy, bo ja chodziłem#na katechezy do ks. Romana Indrzejczyka, kapelana prezydenta, który zginął w katastrofie smoleńskiej. I jakoś mnie nie przekonał. A dlaczego ty, dlaczego tu?".

Co Ojciec odpowiedział?
Że łaska spowiedzi i nawrócenia jest łaską i ktoś nam może ją wysłużyć. "Posłuchaj, a może ty masz kogoś, kto się za ciebie modlił?". Myśli, myśli. "A wiesz co, mamy z żoną ko-leżankę ze szkolnej ławy, która jest w zakonie kontemplacyjnym i ją odwiedzamy. I jak wyjeżdżałem, zawsze mówiła: "Pamiętaj, ja się za ciebie modlę, ty się jeszcze nawrócisz". Tydzień po naszej rozmowie do Zakonu Oblatów dzwoni telefon. Siostry karmelitanki proszą o rozmowę z kapelanem Kazimierzem. Mój przełożony żartuje: "Nie ma, siedzi teraz w więzieniu". "To proszę mu przekazać podziękowania dla narzędzia". To była łaska, ale w innym przypadku to będzie proces. Jeden z groźnych morderców, który z zimną krwią, z premedytacją zabił człowieka, a pod celą miał listę osób, które zamorduje, trafił do mojej grupy komputerowej...

Do jakiej grupy?
Dostałem jeden komputer od siostry, drugi od kogoś, przyniosłem do więzienia i w połowie lat 90.zorganizowałem kurs komputerowy. Wtedy zaczął się boom i nawet te bandziory wiedziały, że świat w tę stronę idzie i trzeba się tego nauczyć. Bo takich ludzi nie da się złapać na "Al-leluja, Pan Cię kocha", to nie te teksty. No i wziąłem tego mordercę, a on od razu powiedział: "Będę chodził, ale ja jestem niewierzący i taki mam pozostać, jasne? Zero tej demagogii religijnej, ksiądz rozumie?". "Zaraz, zaraz, a ja ci coś mówię o Panu Bogu, czy tylko o komputerach?". "O komputerach", "No to co Pana Boga mieszasz, idziesz czy nie?". Przyszedł. I proces zmartwychwstania tego mordercy trwał długo,#bo cokolwiek zaczęło do niego docierać po ośmiu miesiącach.

Czyli Ksiądz jednak nie mówił tylko o komputerach, ale coś tam o Bogu wspominał.
Ten kurs, który trwał osiem godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu, był dla wielu okazją do wyrwania się z celi. A jak w jednym pomieszczeniu przez tyle czasu siedzi dwunastu chłopa, w większość gangsterów, morderców, łotrów, to taka "parszywa dwunastka" musi o czymś gadać. Najpierw mówili o tym, kogo zamordowali, co ukradli, jakie napady mają na koncie i takie tam... Ale ile można o tym gadać. Patrzą, ksiądz jest. Co on tutaj robi? Zaczęli się mną interesować, stawiać pytania i tak pomalutku się udawało.

O tym, że Ojciec sam był kiedyś niewierzący, a potem komandosem, też usłyszeli?
Tak. I może dlatego doskonale tych swoich bandziorów rozumiem, bo sam byłem kiedyś niewierzący. Gdyby mniej Opatrzność Boża nade mną czuwała, może sam byłbym tam, gdzie oni. I rzeczywiście trafiłem do służby zasadniczej, do Czerwonych Beretów. Tam dostałem porządnie w tyłek, i wyszkolili mnie do różnych rzeczy, do walki...

I zdarzyło się wykorzystać te umiejętności?
Tak, kiedyś zostałem mistrzem nunczako! To, z czego słynął Bruce Lee.

Wiem, wiem, to takie dwie pałki połączone łańcuchem. Straszna broń...
Straszna, bardzo niebezpieczna. Gdyby kogoś tym uderzyć w głowę, to czaszka pęka.

A potem mistrz nunczako trafił do zakonu?
Myślę, że Pan Bóg chciał mnie tam przenieść.

Wróćmy do nawracania łotrów. Jak ojciec tłumaczy sobie to, że czasem udaje się, tych zdemoralizowanych bandziorów przywrócić do normalnego życia?W prosty sposób. Jak kogoś włożymy do szamba, to potem długo będzie śmierdział. Jak go wstawimy do drogerii i wyjmiemy, to będzie pachniał. Wiele zależy od środowiska, rodziny, grupy ludzi, wśród których się egzystuje. Jak mam możliwość wyrwania człowieka z tego bagna, z tego gnojownika, obmycia go i włożenia w inny klimat i atmosferę, to ten człowiek zaczyna inaczej myśleć. W takiej sytuacji łatwiej do niego dotrzeć. Mówi się, że Słowo Boże jest skuteczniejsze niż miecz obosieczny. Miałem kiedyś taki przypadek, że jeden więzień, chciał zabić drugiego na mszy, bo tylko tam mógł go dorwać. Nie wiem, jak przemycił nóż, ale jak się później od niego dowiedziałem, stał za swoim wrogiem i chciał mu poderżnąć gardło. Wygłaszałem akurat kazanie o miłości. Kilka miesięcy później ten człowiek przyznał się, że miał taki zbrodniczy zamiar. "Ale przez to ojca kazanie nie zabiłem człowieka" - powiedział mi.

Miłość ratuje życie?
Byłem w więzieniach, gdzie siedzi wielu małolatów. Poznałem ich dobrze i śmiało mogę stwierdzić, że 70 procent z nich mogło tam nie trafić, gdyby wychowywali się w innym środowisku. Gdyby komuś nie zabrakło dla nich czasu i cierpliwości. Bo człowieka możemy zmienić tylko przez swój przykład i poprzez miłość. Człowiek potrzebuje miłości. I jak mu ją damy, to pójdzie za nami. Tej miłości brakuje...

Mówią o tym wprost?
Najbardziej dramatyczne wyznania usłyszałem właśnie od jednego z więźniów. Taki zakapior, który już nie pierwszy raz siedział, przychodzi do mnie i mówi: "Naucz mnie wierzyć". Pytam: "A po co ci to? Przecież to ci tylko będzie przeszkadzało w życiu. Jesteś złodziejem, bandziorem, po co sumienie ruszać? Może lepiej, żebyś nie wierzył". A on tłumaczy: "Słuchaj, jak leżę wieczorem na tej pryczy, obrócony twarzą do ściany, bo nie chcę, żeby inni widzieli, jak jest ciemno, to łzy z moich oczu płyną i moje serce krzyczy: »Czy jest tam ktoś? Chcę, żeby ktoś był, ktoś, kto usłyszy mój głos«".

I nauczył go Ksiądz wierzyć?
Mam dużo takich chłopaków, którzy wychodzą, zmieniają swoje życie, potem się spotykamy, pomagam im układać relacje małżeńskie, biorą ślub kościelny, chrzczą dzieci - to jest piękne. Ale moje pojęcie nawrócenia, a to, jak je rozumie zwykły ksiądz, bardzo się różni.

W odniesieniu do łotrów znaczy co innego?
Dam przykład. Był taki Jacek, wielkie chłopisko, dwa metry wzrostu, szeroki w barach. Wziąłem go do grupy. No i Jacuś przychodził, ale nie mógł wytrzymać tego mojego pozytywnego podejścia do niego i mówi: "Ksiądz, chyba nie jesteś takim idiotą, żebyś uwierzył w to, że ja się nawrócę? Wiesz, że to niemożliwe. Ojciec złodziej, brat złodziej, ja złodziej. I co, myślisz, że ja za #tysiąc złotych pójdę do roboty na budowę? Zgłupiałeś?". A ja tak patrzę na niego i mówię: "Jacuś, jasne, że nie wierzę w to, że przestaniesz kraść, ja inaczej rozumiem twoje nawrócenie. Czytałem w twoich aktach, że ty jak napadłeś na hurtownię, to gościa przypalałeś żelazkiem, torturowałeś go. A w innym napadzie otłukliście gościa bejsbolami. Ja tylko chciałbym, że jak ty następnym razem na kogoś napadniesz, to już nikogo żelazkiem nie przypalisz. I jak usłyszę, że Jacek nie obił nikogo bejsbolem, tylko ukradł, dla mnie to będzie twoje nawrócenie".

I Jacuś się nawrócił?
Wyszedł, napadli na hurtownię i ich złapali. Na procesie sędzia pyta się pani portierki, czy poznaje któregoś z oskarżonych. "No tak, Wysoki Sądzie, pamiętam. Szczególnie tego dużego. Jak mnie napadli i związali, to ten duży mówi: »Babciu, jak nie będziesz krzyczała, to cię nie będę kneblował, żebyś się nie udusiła«.#Położyli mnie na ziemię i jak okradli tą hurtownię, to ten duży do mnie wrócił i jeszcze mi poduszkę pod głowę podłożył". I tak się Jacek nawrócił. A potem było jeszcze lepiej,#bo wiedział, że jak zawsze będzie trafiał do więzienia, że nie ma szans. I jak wyszedł,#to wyjechał do Anglii i tam zaczął od początku: żyje normalnie, pracuje. Ostatnio zadzwonił i powiedział: "Ojciec, nawet nie wiesz, ile zostało we mnie z tego, coś ty mi gadał". Nie można agresywnie próbować nawracać, nie próbujmy tego. Po co? Czy jesteśmy od nawracania? Nie jesteśmy od dawania świadectwa. Żyj jak chrześcijanin, jak człowiek wierzący, to ten drugi weźmie to od ciebie. Ja jako ksiądz i kapelan tak rozumiem swoją rolę - jako ewangelicznego siewcy. Jeden sieje, drugi podlewa, trzeci zbiera plony. Ja lubię siać... I widzę, że to chyba niezła metoda. Cieszę się każdym człowiekiem, który wyszedł z aresztu, coś tam zrozumiał i zaczął inne życie.

Ale przecież w wielu przypadkach to się nie udaje.
Kiedyś miałem u siebie jednego z najlepszych złodziei samochodów. Był tak zapalony do tego, żeby zmienić swoje życie, że wciąż powtarzał: "Koniec, jak wyjdę, to już nie będę kradł, biorę się za uczciwą robotę". Wyszedł i przez trzy miesiące codziennie dzwonił. "I jak tam?" - pytałem. "Dzisiaj byłem w pięciu zakładach. Pytali, co robiłem wcześniej. Odpowiadałem, że siedziałem siedem lat. »Dziękujemy za szczerość, oddzwonimy« - mówili". Nikt nie oddzwonił. Nikt nie dał mu szansy. I wrócił do branży. Jedynej, która go przyjęła. A rzeczywiście był ekspertem.

Wielkanoc to dobry czas na nawrócenia? Jak wyglądają święta w więzieniu?
W tym roku po raz pierwszy we wrocławskim Zakładzie Karnym przy Fiołkowej zrobiliśmy rekolekcje wielkopostne, takie jak w normalnej parafii. Wziąłem współbrata, który 12 lat na Ukrainie pracował. Nie wiedziałem, że ma takie moc-ne słowo. Pięknie mówił do tych moich recydywistów straceńców, a ja byłem zdziwiony, jak potrafią słuchać. Widziałem, że wielu z chłopaków pociągnął tym słowem. To są ziarenka, które kiedyś zaowocują. A przed Zmartwychwstaniem Chrystusa dla nich to jest okazja do spotkania się z słowem bożym.

Mają po prostu "widzenie z Bogiem"?
Dokładnie. A oprócz tego w każdy czwartek i piątek na katechezy dla recydywy przychodzą ludzie świeccy. To ich wielka rola. Bo nieraz moje bandziory mówią: "Ty to jesteś ksiądz, to jest twój zawód". Ale gdy ci świeccy mówią, to się zastanawiają: "To nie ksiądz, a wierzy. I mówi, że on tak żyje. To może warto?". To inspiracja do zastanowienia się nad swoim życiem. No i wiadomo, że"raz około wielkiej nocy" jest czas spowiedzi. Dla mnie to piękny czas, bo często przychodzą ludzie, którzy u spowiedzi byli 20, 30 lat temu, a miałem trzech, którzy tu, na Dolnym Śląsku, przyszli po 50 latach. Wtedy niebo się cieszy. Ale potrzeba jeszcze modlitwy za tych ludzi. Gdybyśmy się za nich częściej modlili, niż ich przeklinali,#to częściej bym się radował w więzieniu takimi porankami zmartwychwstania. #Jacek Antczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska