18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak test ciążowy zmienił świat

Anna Gabińska
Ilustracja Maciej Dudzik
Kiedyś kobiety i przez pięć miesięcy mogły nie wiedzieć, że spodziewają się dziecka. 35 lat temu pojawiło się coś, co wywołało małą rewolucję. To test ciążowy

Wyrób do samodzielnego zastosowania. Wyniki pojawiają się w ciągu 3-5 minut po wykonaniu. Test można stosować już po 10 dniach po stosunku"- czytamy w instrukcji jednego z testów ciążowych, jakie można kupić w każdej aptece, a potem bez żadnego przeszkolenia wykonać w domu. Od 35 lat, kiedy w USA wynaleziono ten sposób wykrywania ciąży, kobiety nie muszą czekać dwóch czy trzech miesięcy, żeby po objawach nudności porannych, szalonych chętek na śledzie i kiszone ogórki lub tort czekoladowy i huśtawce nastrojów samej sobie zdiagnozować, że zostaną matkami. Ten wynalazek przyniósł ze sobą małą rewolucję społeczną.

- Ale nawet najwłaściwiej wykonany test z wynikiem pozytywnym nie musi oznaczać, że kobieta jest w ciąży - studzi radość prof. Mariusz Zimmer, szef kliniki Ginekologii i Położnictwa w Akademickim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Pamięta czas ogłoszenia odkrycia tego testu. Był rok 1977, a on właśnie pisał maturę.

Jest ciąża, ale jej nie widać
- Pozytywny wynik oznacza, że w organizmie matki pojawił się hormon HCG, produkowany przez zarodek. Można go znaleźć w jej moczu lub krwi już 7. dnia po zapłodnieniu - tłumaczy prof. Zimmer. - I tak jest w 99 proc. przypadków. Ale u jednej na 100 kobiet może być puste jajo płodowe, guz jajnika albo efekt stosowania pewnych leków na niepłodność. Może być też ciąża biochemiczna, czyli urojona: w moczu i krwi będzie HCG, ale ciąży nigdzie w brzuchu nie widać.

Dlatego konieczna jest wizyta u ginekologa, po której można odetchnąć dopiero wtedy, gdy lekarz stwierdzi w badaniu USG obecność pęcherzyka ciążowego z zarodkiem oraz bijącym sercem. I to tam, gdzie powinien on być, żeby się prawidłowo rozwijać - w macicy. Można to zobaczyć w 5. tygodniu ciąży. Pęcherzyk zawierający potomka lub potomkinię ma wtedy około centymetra długości. Jeśli lekarz wypatrzy go gdzie indziej, np. w jajowodzie, nie ma się z czego cieszyć - medycyna jeszcze nie wynalazła sposobu, by przeszczepić go stamtąd do macicy.

Gdy nie było testu ciążowego, lekarz w badaniu ginekologicznym musiał stwierdzić, że to jest to. - Stare podręczniki położnictwa opisywały objawy prawdopodobne, jak nudności czy zatrzymanie miesiączki - wylicza prof. Zimmer. Ale na fotelu ginekologicznym można było stwierdzić objawy obiektywne, takie jak Piskaczka i Hegara. W 8. tygodniu od braku okresu kobieta mogła usłyszeć, że owszem, wszystko wskazuje, że jest w ciąży. Dalej przyszła matka musiała wierzyć lekarzowi na słowo. Na pierwsze ruchy dziecka musiała czekać, jak i teraz, do 19. albo 20. tygodnia ciąży.

Test na białych myszkach

Ale przed II wojną światową kobiety, jeśli dobrze się czuły, nie widziały lekarza przez całą ciążę. Nawet przy porodzie. - Ja się dowiedziałam o swojej, gdy poszłam dla śmiechu z koleżankami do zakonnicy, która umiała zobaczyć chorobę po oczach - opowiada pani Maria Olszowska, która urodziła córkę w swoim domu na Kresach w 1931 roku. Wcale nie czuła się inaczej. Zakonnica powiedziała jej, że jest w ciąży. Kobieta poszła więc do akuszerki, która obliczyła datę porodu na 11 kwietnia.
- Urodziłam 10 kwietnia. Poród odebrała akuszerka - opowiada pani Maria. - Do tego czasu normalnie żyłam, nie musiałam nic szczególnego jeść. Wtedy nie było tych cudów niewidów: USG i badań - podkreśla. Ale już wtedy można było się dowiedzieć o swojej ciąży w 2--3 dni po spodziewanym okresie!

Pod koniec lat 20. XX wieku Bernhard Zondek i Selmar Aschheim, dwaj niemieccy naukowcy, opracowali test ciążowy, znany potem jako "test AZ". Potrzebne były do niego dojrzałe płciowo, lecz jeszcze nierodzące samice myszy. Wstrzykiwało się im pod skórę mocz kobiety, która mogła być w ciąży i po kilku dniach sprawdzało (po uśmierceniu zwierzęcia), czy samice produkują w jajnikach jaja. Jeśli tak, oznaczało to, że kobieta jest w ciąży. - My to robiliśmy na białych myszach - opowiada prof. Janusz Woytoń, który od 1956 roku pracował w klinice położniczej przy ul. Dyrekcyjnej we Wrocławiu. Klinika kupowała samice myszy u hodowców. Zwierzęta były trzymane w klatkach. - Wstrzykiwaliśmy jedną próbkę moczu pięciu myszom. Trzeba je było wyciągać za ogony i stawiać na podkładce korkowej, żeby wbiły się na chwilę pazurkami. Jedna albo dwie zawsze uciekły, któraś zdechła. Ale metoda się sprawdzała - zapewnia.

81-letnia córka pani Marii, Stanisława nie miała o takim teście pojęcia. Gdy spóźniał jej się okres w roku 1957, poszła do znajomej położnej, która obliczyła termin porodu i powiedziała po czym poznać, że się zbliża. Kobieta chodziła do pracy do biura, jak gdyby nigdy nic. Widziała, że brzuch jej rośnie. - Gdy poszłam do toalety i odeszły mi wody płodowe, zadzwoniłam do położnej, że to już, wezwałam taksówkę i pojechałam do szpitala - opowiada. Tam położna już czekała i przyprowadziła do odebrania porodu lekarza.

Rysunek ze zdjęcia na śnieżącym monitorze
W 1958 roku Anglik McDonald wykonał pierwsze badanie ultrasonograficzne płodu. - Chodziło o zobaczenie, jak dziecko jest ułożone. Trzeba było mieć naprawdę wprawne oko i wyobraźnię, żeby wypatrzyć główkę dziecka - opowiada prof. Zimmer, który zaczął pracować na USG10 w 1983 roku w klinice prof. Woytonia. - "10" oznaczało 10 sekund, czyli czas, przez jaki na monitorze utrzymywała się poświata obrazu.
Klinika prof. Woytonia dostała jako pierwsza w Polsce taki aparat w roku 1982 - od elektrowni Turów za to, że asystenci z niej jeździli tam badać bezpłatnie kobiecą część załogi. - Na monitorach pierwszych aparatów tak śnieżyło, że gdy publikowałem zdjęcie z takiego USG w artykule naukowym, obok niego musiałem rysować, co tam zobaczyłem - śmieje się prof. Woytoń.

63-letnia pani Grażyna chodziła w ciąży przez większość 1982 roku, bo rodziła w październiku. O tym, że będą bliźniaki, dowiedziała się podczas porodu. USG? W życiu o tym nie słyszała. Do lekarza poszła w drugim miesiącu ciąży. Orzekł ciążę po badaniu ginekologicznym. Co miesiąc podczas wizyty lekarz przykładał słuchawkę do brzucha - było w porządku.
- Myślałam, że to będzie chłopak, bo przy córce, którą miałam wcześniej, jadłam cały czas tort stefankowy. Przytyłam 24 kilogramy, więc - jak to się mówi - "odebrało mi urodę". A w drugiej ciąży chciało mi się stroić, nosić koraliki. I żadnych słodyczy, zwykła bułka mi wystarczała. To musiał być chłopak - śmieje się kobieta. W 8. miesiącu nogi tak jej spuchły, że wylądowała w szpitalu położniczym, który mieścił się przy pl. Hirszfelda we Wrocławiu.

Oczekiwany syn urodził się szybko. Poród odebrał czarnoskóry lekarz, który pytał, czy pani Grażyna nie da mu imienia po nim. Po kwadransie już nie żartował - okazało się, że rodzi się następny chłopak. - Dlaczego nic nie mówiłaś? - zapytał położnik.
- Ale skąd ja miałam wiedzieć? - śmieje się kobieta. - Potem mi powiedzieli, że chłopcy musieli przez całą ciążę leżeć jeden na drugim i zawsze było słychać jedno serduszko. A teraz są takie czasy, że synowa z zagranicy przysłała mi zdjęcie USG wnuczka, jak był jeszcze kropeczką - kręci głową z niedowierzaniem.

USG najnowszej generacji 4D pozwala na zobaczenie kształtów dziecka tak wyraźnie, że widać nawet grymas jego twarzy. - Jest tak precyzyjne, że można stwierdzić, że ciąża ma 7 tygodni i 2 dni - mówi prof. Woytoń. On przed erą USG opracował jako pierwszy na świecie metodę testu z wód płodowych, dzięki któremu można było oznaczyć wiek ciąży np. na 3 miesiące i 2 tygodnie. - Teraz nie jest potrzebna, bo USG daje informację o wiele bardziej precyzyjną - tłumaczy.

Jak syn, jak córka
Dzisiaj podczas badań wód płodowych można wcześniej, niż w USG określić płeć dziecka. Tak naprawdę bada się wtedy - między 12. a 14. tygodniem ciąży - ryzyko chorób genetycznych płodu u kobiet obciążonych tym ryzykiem. Zyskuje się pewność stuprocentową. - Ale nikt nie robi takiego badania tylko po to, by rodzice poznali płeć dziecka - zapewnia prof. Zimmer.
Za to wielu z nich prosi lekarza, by powiedział, czy widzi podczas badania: chłopiec to czy dziewczynka. Od 5. miesiąca ciąży, przy odpowiedniej pozycji, jest to absolutnie możliwe. - Ale i w czasach przed USG bywali lekarze, którzy mieli stuprocentową trafność - śmieje się prof. Zimmer. I opowiada anegdotę, jak to pewien doktor mówił pacjentce, że będzie syn, a w zeszycie wpisywał sobie przy jej nazwisku: córka. Gdy jego prognoza się sprawdzała, odbierał gratulacje. W przeciwnym razie wyciągał zeszyt i pokazywał: - Droga pani, nie ma mowy o pomyłce. Proszę zobaczyć - wyraźnie wpisałem: córka.

Dlaczego zatem dziś zdarzają się niespodzianki podczas porodu? - Czasem lekarz nie widzi wyraźnie płci, ale rodzice naciskają, by powiedział - przypuszcza prof. Zimmer. - Narząd płciowy chłopca przy obecnym sprzęcie i doświadczeniu badającego jest łatwy do uwidocznienia i nie powinno być pomyłek. Jeżeli jednak lekarz nie ma pewności, jaka to płeć, to lepiej, żeby nie mówił...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska