Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Wielki skarb z wrocławskiego Zakrzowa

Hanna Wieczorek
Fragment skarbu
Fragment skarbu fot. archiwum Muzeum Miejskiego Wrocławia
Wrocławska prasa oszalała z zachwytu, kiedy okazało się, jak zasobne były groby odkryte w Zakrzowie. Rozpisywano się o przedmiotach w nich znalezionych: "rewelacyjne, wyjątkowe, niespotykane" - pisze Hanna Wieczorek

Zakrzów, dzisiaj wrocławskie osiedle, był samodzielną miejscowością do roku 1951. W XIX wieku część Sacrau, bo taką wtedy nazwę nosiła ta miejscowość, należała do znanego wrocławskiego rodu von Kornów.
Był 1 kwietnia 1886 roku. W piaskarni należącej do rodziny von Kornów w Zakrzowie, niepodal fabryki papieru, także będącej własnością rodziny, pracowało trzech robotników. W pewnym momencie okazało się, że muszą przerwać robotę, bo natknęli się na duży głaz. Zabrali się więc za odsuwanie kamienia. Mężczyźni na chwilę znieruchomieli, kiedy zobaczyli, co kryło się pod nim.

- Natrafili na złotą i srebrną biżuterię, czarne i białe kamyki do gry, fragmenty naczyń - opowiada Krzysztof Demidziuk, wrocławski archeolog. - I jak to bywa w życiu, nie powiedzieli o swoim odkryciu, tylko schowali do kieszeni cenne znalezisko. Dopiero następnego dnia powiadomili o nim swojego zwierzchnika. W końcu wiadomość o odkryciu dotarła do Heinricha von Korna.
Wrocławski przemysłowiec i filantrop natychmiast zorientował się, że natrafiono na coś bardzo cennego. I zadecydował, że zabierze do domu najcenniejsze, z jego punktu widzenia, przedmioty. A więc złotą i srebrną biżuterię. Natomiast te mniej cenne, jego zdaniem, zdeponował w jednym z pomieszczeń swojej fabryki.
Śląskie starożytności
Heinrich von Korn, wykształcony i bywały w świecie, od początku był przekonany, że ma do czynienia z niezwyczajnym znaleziskiem. Szybko więc powiadomił najwłaściwszą jego zdaniem osobę: Hermanna Luchsa, kierownika i kustosza Muzeum Starożytności Śląskich.

Dlaczego Heinrich von Korn wezwał akurat Luchsa? Wyjaśnienie jest proste. Muzeum, kórego ten historyk był kierownikiem, zostało powołane do życia przez Towarzystwo Starożytności Śląskich. A Korn był jednym z członków założycieli owego Towarzystwa. Placówka nie miała własnej siedziby- dzierżawiła pomieszczenia od Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu, które znajdowało się przy dzisiejszym placu Muzealnym. W dzierżawionych salach prezentowano przedmioty związane z historią Śląska. W różnych działach - sztuki kościelnej, sztuki mieszczańskiej, rzemiosła artystycznego, numizmatów i tak zwanych starożytności pogańskich.

Hermann Luchs zabrał się za skrupulatne badania. Wypytał dokładnie o odkrycie, obejrzał zgromadzone przez Korna przedmioty i zabrał się za odzyskiwanie tych, które trafiły w ręce postronnych. I choć policjanci chodzili od domu do domu i wypytywali o cenne przedmioty, do dzisiaj nie wiadomo, ile pozostało wśród ludzi, a ile zostało sprzedanych.
Samego grobu zbadać nie mógł, ponieważ został całkowicie zniszczony. Nie udało się więc go zrekonstruować, sporządzić planów. Znaleziskiem zainteresował się jeszcze jeden wielbiciel "starożytności" - lekarz Wilhelm Grempler, Tajny Radca Sanitarny i ówczesny prezes Towarzystwa Starożytności Śląskich. Grempler żadnych badań wykopaliskowych nie prowadził, ale po obejrzeniu terenu i odnalezionych przedmiotów uprzedził Korna, że oprócz tego jednego grobu coś tam jeszcze musi być. Idodał, że jeśli robotnicy natkną się na kolejne znalezisko, wystarczy go zawiadomić, a on natychmiast się pojawi.
Rok później, dokładnie 23 czerwca, von Korn wysłał telegram do Gremplera: "Prawdopodobnie odkryto kolejny grób, ponieważ pojawiły się przedmioty". Tym razem znalezisko natychmiast ogrodzono:nie dopuszczono do rozgrabienia i zniszczenia grobowca.

Do Zakrzowa Grempler wybrał się razem z Hermannem Luchsem. Prawdopodobnie przyjechał także trzeci członek Towarzystwa - Alvin Langenhan. Iwłaśnie Langenhan po obejrzeniu znaleziska zasugerował, że być może w pobliżu jest jeszcze jeden grób - nawet wskazał kierunek poszukiwań. I okazało się, że po trzech dniach, 26 czerwca, badacze dokonali kolejnego odkrycia.
Dwa groby odnalezione w 1887 roku zostały od razu przebadane. - Nie tak, jak wyobrażamy sobie badania wykopaliskowe- mówi Krzysztof Demidziuk z Muzeum Archeologicznego. - Dzisiaj nazwalibyśmy je raczej badaniami ratowniczymi: szybko wykopać, zrobić rysunki i zinwentaryzować. Tak, by nikt niczego nie rozkradł.
Na podstawie zachowanych do dzisiaj rysunków i znalezisk próbuje się rekonstruować groby z Zakrzowa. Miały one formę podkowy, były głębokie na jakieś 1,8 metra i zostały obłożone kamieniami polnymi. Prawdopodobnie były zadaszone i dodatkowo przykryte ziemią lub piaskiem.

Specjalista od zapinek
"Rewelacyjne, wyjątkowe, niespotykane w swojej formie" - tak opisywano zakrzowskie znalezisko. Zafascynowało ono wrocławian. Domagano się, by pokazać je szerokiej publiczności. Wiadomość szybko dotarła do prehistoryków, antropologów, naukowców zajmujących się w owym czasie takimi znaleziskami - nie tylko na Śląsku, ale i w całych Niemczech. W końcu także na dwór cesarza.

Zanim można było pokazać na wystawie przedmioty znalezione w zakrzowskich grobach, trzeba je było skrupulatnie opracować. Zajął się tym Grempler. Nad znaleziskami z pierwszego grobu pracował razem z Luchsem. Tę współpracę przerwała nagła śmierć Luchsa. Grempler musiał samodzielnie zadbać o opracowanie, zakonserwowanie i wykonanie kopii przedmiotów znalezionych w dwóch kolejnych grobach. Przede wszystkim złotej i srebrnej biżuterii, a więc: zapinek, naszyjników, bransolet, wisiorów... Jednak zadbano także i o te, które mnie rozpalały wyobraźnię laików. Bo choć na przykład ceramiki nie kopiowano, jednak każdy znaleziony przedmiot został potraktowany bardzo pieczołowicie. Wszystko wyklejono, zrekonstruowano i dokładnie zbadano.
Trzeba przyznać, że Grempler zabrał się do opracowania znalezisk w sposób bardzo nowoczesny. Prosił o pomoc specjalistów z różnych dziedzin, między innymi fizyków, chemików, geologów... Jeśli zajmowano się drewnianym przedmiotem, proszono dendrologów o zidentyfikowanie drewna, z jakiego został wykonany, badano skład metali, z jakich wykonano biżuterię itd. Już wtedy naukowcy zajmujący się tym znaleziskiem mieli świadomość, że jest ono bardzo ważne i trzeba zebrać wszystkie możliwe informacje na jego temat. To w konsekwencji pozwoliło na pierwszą próbę interpretacji i próby powiedzenia, co właściwie znaleziono w Zakrzowie.

Kiedy ukazało się dwutomowe opracowanie poświęcone grobom znalezionym w Zakrzowie, Grempler był już znany w całej Europie. Został prawdziwym starożytnikiem - zostawił wszystko (łącznie z praktyką lekarską) i zajął się tylko archeologią, szczególnie zapinkami. Zapraszano go, jako eksperta, na konferencje do Kijowa, Francji, Bolonii czy Troi.
Kto, kiedy, dlaczego
Przyszedł w końcu czas na próbę odpowiedzi, kto i kiedy został tam pochowany. Z odpowiedzią na pytanie "kiedy?" nie było większych problemów. W grobach odnaleziono przedmioty importowane - pochodzące z Cesarstwa Rzymskiego monety i tak zwane przedmioty czułe typologicznie - takie, które wytwarzano przez jakiś czas, a potem zaprzestano ich produkcji. W efekcie określono, że owe groby pochodzą z przełomu III i IV wieku n.e.
Znacznie trudniejsze okazało się pytanie, kto został w nich pochowany. Trudno było na nie odpowiedzieć, ponieważ nie zachowały się szkielety - w dwóch grobach znaleziono jedynie pojedyncze zęby.

Początkowo uważano, że została tam pochowana rodzina: ojciec, matka i córka. Potem uznano, że młodsza z kobiet była babką mężczyzny, a w końcu po specjalistycznych badaniach coraz to nowszymi metodami okazało się, że w pierwszym grobie został pochowany mężczyzna, w drugim kobieta, a w trzecim dziecko - chłopiec poniżej dziesięciu lat.
Według przedwojennych niemieckich książek groby w Zakrzowie to pozostałość po germańskim plemieniu Wandali; według polskich powojennych podręczników to ślady po prasłowianach. Obecnie uważa się, że byli to jednak przedstawiciele plemion germańskich.

Zakrzowskie groby nie są odosobnionym znaleziskiem. Na podobne natykano się w różnych częściach Europy. Zwane kiedyś "książęcymi", dzisiaj archeolodzy określają jako "groby okazałe".

Zagadek ciąg dalszy
Prawdopodobnie na prośbę Gremplera, ale za pieniądze Korna, wykonano kopię przedmiotów odnalezionych w Zakrzowie. Najcenniejsze przedmioty wykonano z tych samych surowców, co oryginały. A więc jeżeli np. zapinka była złota, to kopia także. Inne wykonano z tańszych metali - niektóre nie były funkcjonalne, np. zapinki się nie otwierały. Najważniejsze, że dysponowano replikami i można było się nimi pochwalić. Wysyłano je do różnych muzeów, na przykład do Berlina, Lipska czy Moguncji.

Znalezisko z Zakrzowa pokazywano oczywiście we Wrocławiu: początkowo w Muzeum Starożytności Śląskich, a potem w Muzeum Rzemiosła Artystycznego. Za ekspozycje poświęcone archeologii odpowiadał wybitny archeolog Hans Seger. Miał on do dyspozycji 14 sal różnej wielkości, tyle tylko, że w pod-ziemiach muzeum. I tak się działo do roku 1937, kiedy to o zabytkach decydował już Krajowy Urząd Prehistorii. Jego szef, Ernst Petersen, uznał, że miejsce zabytków archeologicznych jest na parterze i tam właśnieje pokazywano. Petersen wysłał część zakrzowskich znalezisk na wystawę do Norymbergi, później miały być one pokazywane w Monachium.
Po wojnie we Wrocławiu pozostała niewielka część zakrzowskich znalezisk. Kiedy w 1963 roku we Wrocławiu ponownie po-woływano Muzeum Archeologiczne do życia, zaczęto na nowo interesować się ich losami. Okazało się, że część była w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Jednak duża część kolekcji zaginęła na dobre. Zachowała się cała dokumentacja oraz kopie wykonane przed wojną. Zresztą repliki znalezisk z Zakrzowa wykonywano także po wojnie - właśnie na podstawie ocalonej dokumentacji.
Dzisiaj zakrzowskie znaleziska możemy oglądać w Muzeum Archeologicznym (oddział Muzeum Miejskiego Wrocławia), które mieści się w Arsenale Miejskim przy ul. Cieszyńskiego 9.
Na wystawie pokazane są zabytki, które odnaleziono po wojnie we Wrocławiu oraz te z depozytu z Muzeum Narodowego w Warszawie. Stolica wypożyczyła nam praktycznie wszystko, co z zakrzowskiego znaleziska znalazła w swoich magazynach. W Warszawie pozostała m.in. czteronożna, brązowa podstawa przenośnego ołtarzyka z inskrypcją łacińską i brązową misą (znalezisko unikatowe na ziemiach polskich). Ekspozycję prezentowaną we Wrocławiu uzupełniają kopie - i te przedwojenne, i te powojenne.

Wielu zadaje sobie pytanie, czy zaginione eksponaty zostały zniszczone podczas wojny, czy też gdzieś je wywieziono. Często można usłyszeć opinię, że znaleziska zakrzowskie zostały wywiezione przez Armię Czerwoną i znajdują się gdzieś w Rosji. Hanna Wieczorek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska