Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Sprawa o kryptonimie "Bursztyn"

Katarzyna Kaczorowska
Bursztynowa Komnata – ta historyczna się nie zachowała, ale jej replika, stworzona współcześnie, też robi wrażenie
Bursztynowa Komnata – ta historyczna się nie zachowała, ale jej replika, stworzona współcześnie, też robi wrażenie fot. archiwum muzeum Kremla
Był tajemniczy list. Była mapka z zaznaczonym miejscem ukrycia skarbu. Ale peerelowskich śledczych coś niepokoiło. Tak skutecznie, że nie dali się oszukać - pisze Katarzyna Kaczorowska

T a broszurka została wydana w 1974 roku w serii "Z doświadczeń MO i SB". Departament Szkolenia i Doskonalenia Zawodowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych piórem A. Fiołka i J. Szymczaka postanowił uczulić śledczych w kwestii poszukiwań zaginionej w czasie II wojny światowej Bursztynowej Komnaty. Opisali pewne dochodzenie, które miało unaocznić pracownikom resortu, że choć skarb wielki, a chwała z jego odnalezienia byłaby jeszcze większa, nie brak ludzi, którzy bursztynowe cudo chcieli wykorzystać do zwykłego oszustwa.
***

W czerwcu 1969 roku do Wydziału Kultury Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Olsztynie wpłynął list. Anonim został nadany w Morągu. Nadawca do listu dołączył dokument spisany ołówkiem po niemiecku. Ważniejsza jednak była data tego dokumentu - 25 grudnia 1944 roku i pewien jakże istotny szczegół, czyli odręczny szkic na odwrocie, przedstawiający jakiś teren w rejonie Elbląga.
"Ten list był niemieckiej książce i dzieci go znalazły. Jak widać to będzie ta bursztynowa komnata co ją tyle lat szukacie. Żeby tylko nie było na mniej bo ja nie ukrywał i nie nie winiem nikomu. Jak gazety pisały, że jeszcze szukacie to oddaje" - donosił anonimowy obywatel (pisownia oryginalna). Nie pozostało nic innego, jak prze-tłumaczyć ów list znaleziony przez jakieś dzieci w jakiejś książce.

"Mój synu
Ta okropna wojna wydaje się zbliżać ku końcowi. A przyszłość przedstawia się bardzo czarna. My będziemy musieli opuścić naszą słoneczną Ojczyznę i iść naprzeciw zniszczeniu. Dlatego pozostawiłem matkę w Prusach Wschodnich, aby w możliwie najlepszym bezpieczeństwie przetrwała. Gdybym nie powrócił, a ty osiągniesz pełnoletność, kup ten kawałek ziemi, który ci narysowałem. Pieniądze na to możesz z powodzeniem pożyczyć. To, co tam jest zakopane, wielokrotnie zwróci nam to, cośmy w naszej Ojczyźnie musieli pozostawić. W pierwszym kopcu znajduje się 800 kg złota w sztabach i biżuterii. W następnym kopcu znajdują się kosztowne przedmioty bursztynowe z pałacu carów spod Leningradu. To wszystko zostało na rozkaz Oberkommanda z Królewca ewakuowane z zachowaniem największej tajemnicy i tu właśnie zakopane. Przypadkowo wszystkie plany przechowania znalazły się w moim posiadaniu".
Dalej z listu można było się dowiedzieć o tym, jak zostały zabezpieczone skarby, pod jak grubą warstwą ziemi zakopane. I najważniejsze - że nie mogą leżeć w tej ziemi dłużej niż 25 lat, a więc najdłużej do sierpnia 1969 roku.

***

Najpierw naradę odbyły czynniki partyjne, które uznały, że owe sensacyjne doniesienia muszą trafić do śledczych ze Służby Bezpieczeństwa. Szybko ustalono, że anonimy trzeba wyjaśnić, że szkic na odwrocie niemieckiego listu wskazuje na Elbląg i że rzeczywiście mógł być on napisany w 1944 roku. Od razu też zaczęto mnożyć pytania domagające się odpowiedzi. Dlaczego autor niemieckiego listu z taką dokładnością narysował plan terenu, gdzie ukryte są skarby, skoro jednocześnie pisał do syna, iż wszystkie plany są ukryte w jego służbowym mieszkaniu? Dlaczego w ogóle ten list trafił w obce ręce? Czy jego autor, żona i syn zginęli w czasie wojny? I przede wszystkim - dlaczego ów list jest anonimowy, skoro jego autora nic nie łączy z ukryciem Bursztynowej Komnaty? I właściwie dlaczego bezcenny zabytek i 800 kg złota i biżuterii ma spoczywać w ukryciu przez 25 lat i ani dnia dłużej? Tak założono sprawę o kryptonimie "Bursztyn" i wyznaczono kierunki działania śledczych: ustalenie autora anonimu i zlokalizowanie miejsca ukrycia skarbu.

***

Departament "T", czyli techniki, zajął się ekspertyzami: listu, a przede wszystkim narysowanego na jego odwrocie szkicu. szybko okazało się, że nie da się jednoznacznie określić, kiedy dokładnie ów list został napisany, ani tym bardziej przez kogo. Ale ustalono działkę, która w przybliżeniu odpowiadała tej narysowanej przez anonimowego Niemca. Co prawda od czasu zakończenia wojny teren się trochę zmienił, ale w końcu śledczy wytypowali przypuszczalne miejsce ukrycia skarbów. Działkę nr 130/2 w 1966 roku kupił z Państwowego Funduszu Ziem niejaki Zenon M., urodzony w 1923 roku, po studiach, z zawodu ogrodnik, rozwiedziony. Na działce nowy właściciel wybudował dom i szklarnię, zajmujące w sumie około jednej czwartej terenu, na którym miały być zakopane Bursztynowa Komnata i złoto.
Śledczy przyjęli dwa kierunki pracy - pierwsza koncepcja zakładała przekopanie działki Zenona M., a druga dalsze próby ustalenia tożsamości anonimowego nadawcy listu. A ponieważ terenowe poszukiwania skarbu oznaczały gigantyczne koszty - trzeba by nie tylko sprowadzić specjalistyczny sprzęt, ale przede wszystkim zapłacić odszkodowanie Zenonowi M. za szkody, jakich nie dałoby się uniknąć podczas prac prowadzonych na jego działce - prostsze, a na pewno tańsze było wzięcie pod lupę właściciela gruntu. I szybko okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.

***

Pan Zenon (rocznik 1923) znał niemiecki. Wcielono go nawet do Werhmachtu, w lutym 1945 trafił do rosyjskiej niewoli, a do Polski powrócił w 1947 roku. Wędrował po kraju, próbując się zakotwiczyć tu i ówdzie, aż w 1963 roku osiadł w Nysie. Rok później we wsi Pleśnica prowadził gospodarstwo rolne, budząc przychylność lokalnych władz państwowych. Wziął nawet pożyczkę na 25 tysięcy i zapożyczył się u znajomych. Ale pieniądze szybko przehulał. Sprytnie więc ubezpieczył mieszkanie na 70 tysięcy, po czym, trzy dni po podpisaniu polisy, w lokalu wybuchł pożar...

Długi pana Zenona, który z Opolszczyzny przeprowadził się na Mazury, jak ustalili milicjanci, były imponujące. Pożyczki w bankach wynosiły blisko pół miliona. U osób prywatnych - 70 tysięcy. A na początku 1970 roku upływał termin spłaty zobowiązań. Nie trzeba było być Sherlockiem Holmesem, by przyjąć, że anonimowym autorem listu opisującego miejsce ukrycia Bursztynowej Komnaty prawdopodobnie jest Zenon M. Odszkodowanie za zniszczenie domu i szklarni (wraz z uprawianymi w niej warzywami i kwiatami) śledczy oszacowali na ok. 700 tysięcy zł, a więc znacznie powyżej dłużniczych zobowiązań pana Zenona. A kiedy jeszcze okazało się, ża zarówno polski list do WRN w Olsztynie, jak i dołączony do niego niemiecki dokument pisane były jedną ręką, a w dodatku pan M. ubezpieczył dom i szklarnię, w której w sylwestra 1969 roku wybuchł pożar...

W 1970 roku Prokuratura Powiatowa w Elblągu - na wniosek SB - wszczęła postępowanie przygotowawcze przeciwko panu M. Ten tłumaczył, że podsłuchał rozmowę dwóch Niemców o ukrytych skarbach i postanowił ją wykorzystać. Sprawę umorzono, ale MSW niewielką książeczką postanowiło uczulić swoich pracowników na oszustów, którzy w przyszłości chcieliby skorzystać z magii Bursztynowej Komnaty. \

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska