Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Odszedł wielki naukowiec - prof. Adam Galos

Hanna Wieczorek
Profesor z ulubioną maszyną do pisania
Profesor z ulubioną maszyną do pisania archiwum domowe
Właściwie wszyscy, charakteryzując profesora Adama Galosa z Uniwersytetu Wrocławskiego, mówią:prawy, uczciwy, odważny, skromny. A przy tym pełen radości życia. I dodają, że wraz z jego śmiercią kończy się pewna epoka w polskiej i wrocławskiej historii - pisze Hanna Wieczorek

To był wzór metra, jeśli chodzi o prawość, uczciwość, solidność. Był ważny dla nas. W naszym życiu muszą być latarnie morskie, na które się kierujemy - czy jest uczciwie, dobrze... Dla nas taką osobą był profesor Adam Galos - wspomina Krzysztof Turkowski.

Profesor Adam Galos do Wrocławia przyjechał w 1946 roku, już po studiach na Uniwersytecie Jagielońskim. Zdawał sobie sprawę, że w Krakowie, ze względu na swoją AK-owską przeszłość i ojca - zastępcę dowódcy żandarmerii w przedwojennej Warszawie ˜- nie ma szans na pracę naukową na UJ. Na Ziemiach Odzyskanych tak bardzo tych spraw nie pilnowano. Tutaj mógł w miarę spokojnie pracować na uczelni.

Jednak profesor Adam Galos, choć urodził się w Krakowie, czuł się warszawiakiem. W stolicy spędził całe dzieciństwo i młodość. Uczył się w Gimnazjum imienia Stefana Batorego. Szkoły nie ukończył - przeszkodziła mu w tym wojna.
- Tato opowiadał nam, że wszystkich uczniów zapisywano tam do harcerstwa. On miał zawsze rogatą duszę, więc zapisać się nie dał - mówi Rafał Galos, syn profesora. - Kiedyś tato doliczył się, że w powstaniu warszawskim zginęła ponad połowa jego kolegów z klasy, w tym najbliżsi przyjaciele: Stanisław Mękarski i Ryszard Załęski. Sam w powstaniu warszawskim udziału nie brał, w 1942 r. musiał wyjechać ze swoją matką do Krakowa.

Batory, szkoła z tradycjami, jest znana wszystkim, choćby z książki "Kamienie na szaniec". Profesor Galos znał jej bohaterów. Alek oraz Rudy to byli jego starsi szkolni koledzy. I podobnie jak oni był żołnierzem Armii Krajowej.
- Znalazł się w newralgicznym obszarze propagandy. Należał do Biura Informacji i Propagandy w okręgu krakowskim, co zresztą w papierach SB było odnotowane - mówi prof. Włodzimierz Suleja. - Od 1944 był redaktorem konspiracyjnego pisma "Na placówce".

- Nieczęsto wspominał o swojej wojennej historii. Nie chciał traktować tego jako tytułu do chwały, uważał, że to był jego obowiązek, zaś obowiązki należy wypełniać, a niekoniecznie dużo o nich mówić - opowiada Piotr Gomułkiewicz, zięć profesora. - Był niezwykle sumienny i obowiązkowy w tym co robił. Mam wrażenie, że należał do tych osób, dla których ważniejsze było, żeby pewne rzeczy zrobić niż żeby o nich mówić. Rafał Galos uśmiecha się i mówi, że jego ojciec historykiem został trochę przez przypadek. - Kiedy zdał maturę na tajnych kompletach i zaczął studia, także tajne, okazało się, że może uczęszczać na zajęcia z historii - opowiada. - Myślę, że gdyby nie wojna, zostałby biologiem, a może geografem. Kiedy jednak zdecydował się na historię, poświęcał jej dużo czasu. Do końca, do kiedy mu zdrowie pozwalało, używał przedwojennej maszyny do pisania. Maszyny, która już była właściwie zabytkiem, ostatnio problemem nawet było znalezienie do niej taśmy. Do komputera się za bardzo nie przekonał.

Profesor Włodzimierz Suleja, tak jak wszyscy, podkreśla, że Adam Galos był człowiekiem o wielkiej uczciwości. - Miał bardzo silny kościec moralny - wspomina prof. Suleja. - Wyraźnie wykształcony profil obywatelski. Doskonale zdawał sobie sprawę, jaka rzeczywistość go otacza. Żył przecież w różnych i bardzo trudnych czasach. Dla niego granicą kompromisu była uczciwość, nie tylko badawcza, która u profesora była bardzo wysoka, ale i ta zwyczajna. Taka, która nie pozwoliła mu czarnego nazywać białym.
- Profesora poznałem w 1966 roku, kiedy przyszedłem na studia - wspomina Edward Czapiewski, dzisiaj także profesor historii. - Ogromnego szacunku nabrałem do niego w Marcu ’68. Był z nami obecny na strajku. Spał - tak jak my - na podłodze.

Czapiewski dodaje, że profesor Adam Galos zawsze postępował według własnego kodeksu honorowego. Tak było i w Otwocku, podczas I Konferencji Metodologicznej Historyków Polskich w 1951 roku.
- Na tej konferencji wprowadzano marksizm do historii - opowiada Czapiewski. - Przede wszystkim służyło to rozprawieniu się z kilkoma historykami, jako przedstawicielami burżuazyjnej myśli naukowej. I potępiono prof. Henryka Wereszyckiego. W latach 70. prof. Wereszycki opowiadał, że na obiedzie, na który zaproszono ich po konferencji, nikt nie odważył się przysiąść do jego stolika. Nikt, oprócz jednego młodego asystenta. Tym asystentem był Adam Galos, wówczas jeszcze magister.
Nie był typem roztrzepanego naukowca, dla którego nie istnieje nic poza nauką. - Dopóki mu zdrowie pozwalało, był nie tylko kibicem, ale z zapałem uprawiał sport - opowiada Piotr Gomułkiewicz. - Bardzo dużo jeździł na nartach, doskonale pływał. Rewelacyjnie, powiedziałbym. O takim poziomie, jaki reprezentował, mogę tylko pomarzyć. Zresztą moja żona, nauczona przez swojego ojca, także o wiele lepiej ode mnie pływa.

Rafał Galos wyjaśnia, że sportem profesora zainteresował wujek - Stanisław Szeligowski. Astronom z wykształcenia, zresztą po wojnie trafił do Wrocławia - był człowiekiem niesłychanie sprawnym fizycznie i usportowionym. Wystarczy powiedzieć, że był jednym z założycieli Cracovii. Swoją fascynację sportem przekazał siostrzeńcowi.
- Tato nie tylko jeździł na nartach i pływał - mówi Rafal Galos. - Grał z nami w badmintona, tenisa stołowego.
Świetnie mówił po niemiecku. Kiedy był w Niemczech pytano go, z jakiego regionu kraju pochodzi, nikt nie przypuszczał, że jest obcokrajowcem. Nauczył się języka w czasie wojny, kiedy pracował w austriackiej firmie, jednocześnie działając na rzecz podziemia.

Piotr Gomułkiewicz jest także historykiem, choć żonę poznał poza uczelnią, w duszpasterstwie akademickim dominikanów, właściwie już po studiach. Profesora znał oczywiście z uczelni.
- Poznałem go jako student. Zdawałem u niego egzamin. Trzeba się było przygotować, nie był to jednak egzamin typu loteria, nawet jak się świetnie przygotujesz, to i tak można nie zdać - wspomina. - Profesor był życzliwym egzaminatorem, choć wymagał od zdających wiedzy. W jego zachowaniu nigdy nie czuło się profesorstwa, godności naukowych. Był niezwykle skromny. Nie miał wewnętrznie poczucia własnej wielkości. Była to ostatnia osoba, którą można było podejrzewać, że tytulatura ma dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Edward Czapiewski opowiada: - W 1984 r. profesor ukończył 60 lat. I co charakteryzuje go także jako człowieka, zaprosił wszystkich, od sekretarki, poprzez magistrów, po profesorów do siebie do domu. Tam razem z żoną okazali nam wielką serdeczność, naturalność. Ludzi się właśnie najlepiej poznaje w takich sytuacjach.
- Profesor był postacią wyrastającą ponad środowisko. Wraz nim odchodzi szkoła historii profesora Henryka Wereszyckiego i wielkich profesorów historii z naszego instytutu, z Władysławem Czaplińskiego na czele - mowi Krzysztof Turkowski. - Jakim był człowiekiem? Takim, że na wieść o jego śmierci moich dwóch greckich kolegów, którzy studiowali i pisali prace u profesora, wzięło urlopy i przyszło na pożegnanie profesora.

Profesor Adam Galos zmarł 11 kwietnia 2013 roku we Wrocławiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska