Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia: Jak dawniej Wrocław korzystał z Odry

Hanna Wieczorek
Bocznokołowiec pasażerski na Odrze
Bocznokołowiec pasażerski na Odrze archiwum Urzędu Żeglugi Śródlądowej
Rzeka. Bez niej nie potrafimy wyobrazić sobie Wrocławia. Przez wiele stuleci była źródłem utrzymania dla jednych wrocławian, dla innych miejscem wypoczynku - pisze Hanna Wieczorek

Bez Odry nie byłoby Wrocławia. Co do tego nikt nie ma wątpliwości, tak samo jak wszyscy sobie zdają sprawę z tego, że przez co najmniej tysiąc lat rzeka odgrywała ważną ekonomicznie rolę w życiu stolicy Dolnego Śląska. Dowodem mogą być odkopane na Osobowicach i pod dzisiejszą ul. Kraszewskiego, jeszcze w XIX wieku, dębowe dłubanki, według fachowców pochodzące jeszcze z epoki brązu. Po wybudowaniu kanału łączącego Odrę z Łabą, rzeka nabrała nowego znaczenia - zapewniała połączenie z Hamburgiem. Jednak prawdziwy rozkwit Odry nastąpił na przełomie XIX i XX wieku.
Odra i jej połączenia nabrały nowego znaczenia po budowie kanału łączącego z Łabą w 1668 roku, który zapewniał Śląskowi dogodne połączenie z Hamburgiem z pominięciem miast saskich. Co tu ukrywać, przed wojną z rzeki żyli mieszkańcy Nadodrza.

To byli nie tylko marynarze zatrudnieni na barkach, ale także osoby zajmujące się uprawą wikliny i wyplataniem z niej różnych rzeczy, rybacy, ludzie odpowiedzialni za utrzymanie budowli hydrotechnicznych i zajmujący się wznoszeniem np. jazów czy śluz. Te zawody przechodziły z ojca na syna. Odrę doceniono zwłaszcza pod koniec XIX i na początku XX wieku.
Dla wrocławian rozkwit ten oznaczał jedno - rozwój białej floty. Trzeba przyznać, że wyglądała ona imponująco. Jej historia rozpoczyna się w roku 1870. Przedsiębiorstwo żeglugowe "Krause & Nagel", właściciel czterech bocznokołowców "Natalia", "Kaiser Wilhelm" "Germania" i "Oder" oraz kilku mniejszych statków, organizował rejsy z przystani w pobliżu placu Polskiego oraz przy ujściu Oławy. W 1875 roku powstała nowa firma żeglugowa "Schierse & Schmidt" z dwoma parowcami pasażerskimi "Breslau" i "Silesia". Itak to się zaczęło.

Rejsy wycieczkowe wiodły różnymi trasami, choć początkowo tylko w obrębie miasta. Powstały wówczas przystanie wybudowane specjalnie dla obsługi parowców białej floty. Na prawym brzegu Odry na wysokości dzisiejszego zoo, w rejonie ul. Wittiga i w Bartoszowicach oraz na lewym - w Świątnikach, Siedlcu, Bierdzanach oraz Nowym Domu. Potem zaczęto się wypuszczać coraz dalej, na przykład organizowano rejsy do Jeziora Panieńskiego koło Kotowic i do Oławy.
Organizowano rejsy nocne - w blasku księżyca i wieczorne - o zachodzie słońca. Nic jednak nie było w stanie przebić jednej atrakcji - etablissement na trasie rejsu.

Pod tą, z francuska brzmiącą nazwą, kryły się lokale gastronomiczne prowadzące dodatkową działalność rozrywkową. Historycy naliczyli aż 80 etablissement we Wrocławiu i najbliższych okolicach. Na palcach jednej ręki można policzyć te, które zachowały się do dzisiaj.

Większość z tych lokali postawiono nad Odrą i jej kanałami: w rejonie Rakowca, Opatowic, Szczytnik, Biskupina, Bierdzan oraz na Osobowicach. Na przykład w Barto-szowicach, niedaleko przystani Wil-helmshafen, działało popularne etablissement z restauracją reklamującą się "dobrą i tanią kuchnią domową".
Najbardziej znanym etablissement - chociażby z powodu wielkości - był Buergersaele przy ul. Rakowieckiej. Był to obiekt wyjątkowy: zajmował 5 ha, mógł pomieścić ponad 10 tys. ludzi, w tym 6 tys. pod dachem. Składał się z kilku kompleksów sal ( w tym balowej, tanecznej, teatralnej) oraz ogrodów. W ogrodach zbudowano trzy kręgielnie, dwa teatry marionetkowe, karuzele, huśtawki, zjeżdżalnie i tor wyścigowy dla welocypedystów. Buergersaele, jego nazwę zmieniono w 1920 r. na "Luna Park", działał do wybuchu II wojny światowej. W czasie wojny przekształcono ten etablissement w obóz jeniecki.

Popularność Buergersaele wynikała nie tylko z przeróżnych atrakcji, które oferowała, ale także z niezwykle korzystnego położenia. Tuż przy wielkiej przystani, w której mogło cumować 25 statków. Wśród nich najbardziej luksusowy wrocławski statek pasażerski, czyli "Furst von Hatzfeld, herzog zu Trachenberg". Książę von Hatzfeld, pan na Żmigrodzie, bo tak brzmi polskie tłumaczenie nazwy tej jednostki, miał 46 metrów długości i 8 metrów szerokości. W przedwojennym Wrocławiu były także przystanie, z których pływano w górę Odry lub w głąb Niemiec.

Nie da się ukryć, że rozwój wrocławskiej białej floty był nierozerwalnie związany z rozwojem przewozów towarowych. Bo to przede wszystkim dla nich prowadzono regulację rzeki, umożliwiającą coraz dalsze rejsy, coraz większymi statkami, nawet takimi kolosami, jak "Furst von Hatzfeld, herzog zu Trachenberg". Rozwój żeglugi dokonywał się więc w miarę poprawy warunków żeglugowych na Odrze, związanej z regulacją rzeki: rozbudową wrocławskiego węzła wodnego, budową śluz i stopni wodnych. I przede wszystkim infrastruktury koniecznej do przewozu towarów rzeką. Budowano więc na potęgę porty, choćby w 1888 r. Port Popowice czy w 1901 r. Port Miejski. Powstawały wyspecjalizowane budowle, takie jak Port Przeładunkowy Paliw Płynnych na Kanale żeglugowym. Także pojedyncze firmy budowały swoje nabrzeża przeładunkowe, choćby Browar Piastowski czy zakłady chemiczne.

W stolicy Dolnego Śląska funkcjonowały także stocznie. Pierwszą, w 1899 roku, zbudował Caesar Wollheim, który był również jednym z największych odrzańskich armatorów. Nowoczesną stocznię zbudowano w 1930 roku między ulicą Kwidzyńską a Kanałem żeglugowym, po wojnie była ona znana jako Wrocławska Stocznia Rzeczna. Natomiast w czasie II wojny światowej budowano w niej części do niemieckich łodzi podwodnych.

W okresie międzywojennym po Odrze pływały statki kilkudziesięciu armatorów. Od prawdziwych potentatów po małe przedsiębiorstwa rodzinne. Konkurencja oraz obowiązujące przepisy powodowały, że firmy łączyły się, a potentaci wchłaniali mniejsze firmy. Ostatecznie w XX wieku na Odrze królowało czterech armatorów: Dampfer-Genossenschaft deutscher Strom und Binnennschiffer e.G.m.b.H (DG) z Charlottenburga, Schlesische Dampfer Compagnie-Berliner Lloyd AG (SDC-BL) z Wrocławia, Československă Plavebni Akciova Společnost Oderska r11; ČSPO z Pragi--Witkowic, Caesar Wollheim z Berlina.
Jeszcze w latach 60. XX wieku w sezonie przewożono Odrą 10 milionów ton towarów. A więc miesięcznie przepływało 4-5 tysięcy barek. Dzisiaj - 40-50 barek miesięcznie. Wrocławskie stocznie i porty przeszły już do historii, podobnie jak wrocławscy armatorzy.

Informacje na temat przedwojennej żeglugi czerpałam m.in. ze strony: "Żegluga śródlądowa wczoraj, dziś i jutro". HAN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska