Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Dolnośląskie miejsce dla wrogów ludu

Katarzyna Kaczorowska
Więzienie w Wołowie – tutaj, tuż po wojnie, NKWD przetrzymywało dezerterów z Armii Czerwonej i własowców
Więzienie w Wołowie – tutaj, tuż po wojnie, NKWD przetrzymywało dezerterów z Armii Czerwonej i własowców Maciej Śmiarowski
W 1945 roku było 113 więzień. Rok później 20 więcej. Polska stalinowska rozprawiała się z akowcami, opozycją, przedwojennymi elitami i podziemiem

Załadowano nas do bydlęcych wagonów z okratowanymi kolczastym drutem okienkami. W wagonach na podłodze leżała zmierzwiona słoma, obficie nasycona bydlęcym moczem. Mogliśmy się położyć na podłodze. Pociąg, wiadomo, strzeżony był przez bardzo silny konwój żołnierzy KBW, z karabinami w stałej gotowości do strzału. (...) Dowódca konwoju kpt. Klitenik autorytarnie i ze swadą wiecową oś-wiadczył, że jesteśmy kupą gnoju, który powinien być wdeptany w ziemię i zaorany jako przeszkoda na polskiej drodze do wolności i sprawiedliwości” – tak opisywał transport do więzienia we Wronkach, jednego z najcięższych polskich więzień, skazaniec osadzony tam tuż po wojnie. Ale taki opis transportu do miejsca odosobnienia, często wieloletniego, albo z wyrokiem ostatecznym – karą śmierci – dotyczył wszystkich więzień w Polsce w początkach umacniania się władzy komunistycznej.

O tym, jak wyglądało życie codzienne w stalinowskich więzieniach, obozach i ośrodkach pracy przymusowej w fascynujący sposób pisze profesor Tadeusz Wolsza w wydanej niedawno książce „Więzienia stalinowskie w Polsce. System, codzienność, represje” (nakładem wydawnictwa RM). To książka, w której relacje skazanych, w tym i wrocławianina, zmarłego dwa lata temu Jerzego Woźniaka, emisariusza londyńskiej delegatury WiN-u, skazanego na karę śmierci, zamienioną na dożywocie, łączą się z danymi statystycznymi, rozporządzeniami i całą możliwą do ustalenia faktografią dotyczącą stalinowskich więzień. I co warte podkreślenia, to książka szalenie ciekawa, którą czyta się jak dobrą, choć trudną, beletrystykę.
Z książki profesora Wolszy dowiadujemy się m.in., gdzie na terenach Polski rozmieszczone były więzienia i obozy NKWD, że sowieckie tajne służby wymyśliły coś, co nazywano ruchomymi więzieniami – przetrzymywani w nich więźniowie „wędrowali” za przemieszczającymi się na tyłach frontu oddziałami. Zwykle w urągających jakimkolwiek normom warunkach. Okazuje się też, że do 1953 roku więzienie w Wołowie, w którym w późniejszych latach wyrok odsiadywał dysydent Karol Modzelewski, było do wyłącznej dyspozycji NKWD. Zwożono tu – co odkrył wrocławski historyk dr Krzysztof Szwag-rzyk – dezerterów z Armii Czerwonej i własowców. W Woło-wie też wykonywano masowo na nich wyroki śmierci. Gdzie chowano ciała? Czy istnieje jakakolwiek dokumentacja rzucająca światło na ten ponury rozdział w historii wołowskiego więzienia? Wszystko wskazuje na to, że jakiekolwiek źródła – jeśli są – to raczej nie w Polsce, zostały wywiezione do Rosji. Do obozów i więzień nadzorowanych przez NKWD polskie służby wstępu nie miały.

Z książki profesora Tadeusza Wolszy wyłania się obraz więziennego koszmaru: kar, rozmyślnego ignorowania regulaminu i choćby najmniejszych praw więźniów, aż do rozmyślnych mordów, jak w przypadku Kazimierza Pużaka, legendarnego przywódcy Polskiej Partii Socjalistycznej, któremu z premedytacją odmawiano kontaktu z lekarzem. Pużak, były przewodniczący podziemnego parlamentu Rady Jedności Narodowej, po raz pierwszy aresztowany w 1945 przez NKWD i sądzony w procesie szesnastu. Ponownie został aresztowany przez UB w 1947. W procesie politycznym skazano go na 10 lat. Siedział w więzieniu w Rawiczu, obstawiony przez kapusiów i pozbawiony podstawowej opieki medycznej. Relacje świadków jeszcze dzisiaj budzą przerażenie. Pużak „na którymś ramieniu miał ogromną ranę, (...) rana ta bardzo cuchnęła, zrzuciliśmy klapę, aby oddziałowy zaprowadził go do lekarza, czyniliśmy to kilkakrotnie i oddziałowi odpowiadali „zaraz”, ale do izby chorych go nie zabierali. (...) Po około dwóch tygodniach zabrali go od nas i dali go na pojedynkę (...). Pojedynki były wszystkie od strony północnej, a więc bardzo zimne i zawilgocone. (...) Mimo zimy, aby go pognębić, wlewano do celi wiadro zimnej wody”. Kazimierz Pużak ostatecznie do szpitala trafił, ale był już w stanie agonalnym. Jak relacjonował świadek, przytaczany w książce prof. Tadeusza Wolszy, „całe jego plecy i pośladki były jednym olbrzymim, ropiejącym wrzodem. Lekarze, którzy to widzieli, twierdzili, że medycyna nie zna takiego przypadku, żeby na ciele człowieka, zanim umrze, tak wielki wrzód mógł się wytworzyć”. Nic dziwnego, że historyk, związany z Polską Akademią Nauk, twierdzi wprost, że śmierć jednego z przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, była de facto śmiercią pod kontrolą.
Takich więźniów, którzy umierali wskutek nieleczonych chorób, odmowy dostępu do lekarza, czy wręcz doprowadzeni do ostateczności popełniali samobójstwa, jak np. płk Wacław Lipiński, w więzieniach stalinowskich należy liczyć w setki.
Skazanych dziesiątkowały też epidemie – jesienią 1945 roku przez więzienia przeszła epidemia tyfusu, ale równie groźne były, ignorowane przez nadzór więzienny, gruźlica czy choroby weneryczne. Te ostatnie zresztą nierzadko wykorzystywane były jako element zastraszania więźniów, kiedy do drastycznie przepełnionych cel „dokładano” prątkującego skazańca czy więźniarkę zarażoną kiłą.

Najczarniejszą stroną stalinowskich więzień były jednak wyroki śmierci. Jak podkreśla prof. Tadeusz Wolsza, z uwagi na brak dokumentacji trudno jest jednoznacznie ustalić liczbę osób zabitych w więzieniach i aresztach śledczych w okresie stalinizmu. Wiadomo, że tylko na lubelskim zamku w latach 1945-1956 stracono 1200 skazanych, we Wronkach – 250, z czego 211 to więźniowie polityczni.

Według niepełnych danych Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w stalinowskich więzieniach życie straciło ok. 9500 osadzonych, ale liczby tej nie należy traktować jako ostatecznej z uwagi na brak pełnej dokumentacji.
Wyrok zwykle wykonywano o świcie, strzałem w tył głowy, znienacka. W więzieniu na Mokotowie miejscem kaźni była szklarnia na tyłach kuchni. We Wrocławiu, w więzieniu przy Kleczkowskiej, była to stara kaplica lub dziedziniec. Tutaj skazańcom towarzyszył kapelan więzienny – ksiądz Jan Skiba, który tak wspominał jedną z egzekucji: „Zazwyczaj rozstrzeliwali ich na dziedzińcu więziennym, ale tym razem skierowali nas do jakiejś szopy. Ustawili ich przy filarach, opaska na oczy, ręce do tyłu. Prokurator odczytał im akt oskarżenia i wyrok, a oni śpiewali: „Pod twoją obronę”. Podałem im krzyżyk do pocałowania, a oni jak na komendę krzyknęli: „Jeszcze Polska nie zginęła” i zaraz ich okrzyk zlał się z komendą oficera i salwą egzekucyjną. A potem jeden, jedyny okrzyk dziecka jak skarga, jak wołanie o pomoc – Mamo!!!”.

Szczególnie dramatyczny opis ostatnich chwil skazańca zostawił Jerzy Woźniak, który w więzieniu zaprzyjaźnił się z żołnierzem Armii Krajowej, Tadeuszem Bejtem, który po wojnie służył w 2. Korpusie i był tajnym kurierem do kraju. Bejt został uprowadzony przez polskie służby w Berlinie i osadzony w Warszawie, w więzieniu mokotowskim. Siedział z wyrokiem kary śmierci w jednej celi z Jerzym Woźniakiem, też skazanym na „ks”. Czas wypełniali grą w szachy. W lutym 1949 roku siedzieli za ułożonymi siennikami i rozgrywali kolejną partię. Oczywiście w ukryciu, bo takie zajęcia były zabronione. W pewnym momencie Bejt szepnął „szach”, a wtedy nagle otworzyły się drzwi celi i oddziałowy wyczytał nazwisko kuriera. Oficer zadrżał. Była godzina 16, pora, kiedy skazańców zabierano na wykonanie wyroku. Bejt popatrzył tylko na Woźniaka i powiedział głośno: „Przez to głupie rozstrzelanie nawet partii szachów nie pozwalają dokończyć”. Fason trzymał do końca.

***
Tadeusz Wolsza: Więzienia stalinowskie w Polsce. System, codzienność, represje. Wyd. RM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska