Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Dlaczego Piłsudski nie zbudował Wielkiej Polski Wielu Narodów (ROZMOWA)

Hanna Wieczorek
Dlaczego po I wojnie światowej marszałek Józef Piłsudski nie zbudował Wielkiej Polski Wielu Narodów, opowiada profesor Jerzy Maroń, wrocławski historyk, w rozmowie z Hanną Wieczorek

Początek odbudowy państwa polskiego w XX wieku to ścieranie się różnych koncepcji politycznych.
Na początku trzeba było rozstrzygnąć: monarchia czy republika. I od razu należy powiedzieć, że o kształcie RP zadecydowała lewica socjalistyczna, czyli PPS. To wcale nie było do końca zdecydowane. Stąd republika ma do dziś jako godło orła w koronie. Ale pierwszym sztandarem, który zawisł na Zamku Królewskim w Warszawie, był czerwony sztandar.

Komuniści ruszyli do akcji?
Skądże, czerwony sztandar zawiesili działacze Polskiej Partii Socjalistycznej, towarzysze partyjni Piłsudskiego. A jaki inny sztandar mieli zawiesić? Dla nich Polska socjalistyczna i Polska niepodległa to były w zasadzie synonimy. Mówili: walczymy dlatego o Polskę socjalistyczną, bo Polska niepodległa będzie mogła być socjalistyczna. Tak pisał na przykład wielki polski patriota Feliks Perl. Kiedy Rada Regencyjna, dekretem listopadowym, oddaje władzę Naczelnikowi, mamy rzeczywiście rząd ludowy.

Czerwony sztandar zawisł na Zamku Królewskim, Rada Regencyjna ustąpiła, mamy republikę. Przychodzi moment, w którym zaczynają ścierać się różne koncepcje polityczne dotyczące Polski: jaka ma być ta niepodległa.
Kwestie ustrojowe to jedna rzecz, ale dochodzimy do drugiej – określenia granic. Czyli jak ta Polska w sensie materialnym i terytorialnym ma wyglądać. Nie do końca udało się zrealizować wszystkie zamierzenia, co zresztą później Józef Piłsudski podkreślił, mówiąc „Polaków z Zaboru Pruskiego musiałem skreślić, nie od nas to zależało”. Przez Zabór Pruski naczelnik państwa wyraźnie rozumiał nie tylko Wielkie Księstwo Poznańskie, ale także Śląsk, choć przecież nie był to zabór. Dalej – jak ta niepodległa Polska ma być zorganizowana? Ścierały się tutaj dwa pomysły. A więc, obozu belwederskiego oraz endecji.
Obóz belwederski pod wodzą Piłsudskiego miał wielkie plany stworzenia państwa wielonarodowościowego.
To była koncepcja federacji – stworzenia między Bałtykiem a Morzem Czarnym pewnego tworu politycznego, który mógłby być przeciwwagą dla sąsiadów zachodnich i wschodnich. W różny sposób ów pomysł zarysowywano, trzeba tu powiedzieć przy tym, że były próby realizacji tej koncepcji. Myślę tutaj o Manifeście do mieszkańców byłego Księstwa Wielkiego Litewskiego z 1919 r., czy wręcz o wyprawie kijowskiej, która była militarno-polityczną próbą realizacji owego pomysłu na Polskę. Próbą zresztą nieudaną.

A jak miała wyglądać Polska według obozu narodowego?
Obóz wychodził z założenia, że tylko Wielka Polska może się utrzymać. Zresztą i jedna, i druga strona uważały, że nowe państwo musi być duże. To musi być coś, co przetrwa, a w jaki sposób zorganizowane to już inna sprawa.
Wielka Polska obozu narodowego nie była tożsama z Wielką Polską Piłsudskiego?
Piłsudski myślał raczej o próbie restytucji Rzeczpospolitej Obojga Narodów, choć raczej należałoby powiedzieć Rzeczpospolitej Wielu Narodów. Te pomysły były widoczne w ideach czy koncepcjach, które wysuwał jeszcze w latach 90. dziewiętnastego wieku, pisząc o mankamentach czy słabościach Rosji. Piłsudski był socjalistą, lecz jego zdaniem owymi słabościami Rosji nie były konflikty klasowe, a nowoczesne narody: Polacy, Bałtowie, Ukraińcy... To był zdaniem Piłsudskiego czynnik rozsadzający imperium. Oczywiście z punktu widzenia integralnego nacjonalizmu reprezentowanego przez narodową demokrację mamy inne podejście, ale podstawa jest ta sama. Fundamentem było przekonanie, że tylko mocarstwo jest w stanie przeżyć między wschodem a zachodem, a więc między Imperium Rosyjskim a Niemcami.

Czy właśnie te różnice legły u podstaw budowy mitu „Cudu nad Wisłą”? Szczególnej opieki Matki Boskiej nad Polską?
Nie, to jest budowa pewnej mitologii, o genezie narodowo-demokratycznej, dotycząca wyłącznie wojny roku dwudziestego. Ksiądz Skorupka to był epizod, faktycznie dramatyczny, ale zupełnie nieważny. A przecież chodziło o coś zupełnie innego.

A o co?
Chodziło o to, że porucznik Jan Kowalewski, oficer rezerwy wojsk łączności armii carskiej, złamał szyfr bolszewicki, i od tego momentu myśmy czytali ich depesze..., Ba, Polacy czytali niemal wszystko. I prawie zawsze czytali szybciej niż Rosjanie sami siebie. Cóż, nie Matka Boska zadziałała w sierpniu 1920 r., lecz radiowywiad, czyli jakbyśmy dziś powiedzieli zwycięstwo w wojnie w cyberprzestrzeni. A z Pismem Świętym związek jeśli istnieje, to nosi odmienny charakter: Apokalipsę św. Jana nadawano w eter jako zagłuszanie radiostacji bolszewickich. A co do szczególnej opieki Matki Boskiej to dodam za Kisielem: „coś nieszczególnie naród polski wychodzi na tej opiece”.

Patrzymy na budowę państwa polskiego poprzez Bitwę Warszawską i Matkę Boską chroniącą Polskę?
Patrzymy, ponieważ wojna polsko-bolszewicka była kluczowym momentem budowy państwa polskiego. Jednak w roku 1920 wiadomo już było, że koncepcja Piłsudskiego, a więc pomysł restytucji Polski Wielu Narodów nie wypalił. I Litwini, i Bałtowie, i Ukraińcy mieli własne aspiracje narodowe i państwowe. Jest inne pytanie, jakie możemy sobie zadawać w związku z koncepcjami obozu belwederskiego i próbami ich realizacji. A więc, czy musiało dojść do wojny polsko-bolszewickiej? Narodowa Demokracja twierdziła, że nie. Ja natomiast wcale nie jestem o tym przekonany. Badania Grzegorza Nowika, w oparciu o złamane szyfry bolszewickie, dowodzą, że Lenin chciał maszerować na Zachód. Chciał iść do Niemiec i nie było ważne, co Polska zrobiła czy też czego nie zrobiła. Musiało dojść do Bitwy Warszawskiej. Wszystkie próby dyskredytowania czy raczej wykazywania przez endecję, że błędna polityka obozu belwederskiego doprowadziła do kryzysu państwa w sierpniu 1920 roku, były nieuzasadnione.

Do Bitwy Warszawskiej doszłoby także w wypadku, gdyby Piłsudski nie zdecydował się na wyprawę kijowską?
Moim zdaniem założenie, że gdyby nie było wyprawy kijowskiej, nie doszłoby do Bitwy Warszawskiej, a więc do ofensywy znad rzeki Wieprz, jest chybione. Doszłoby, może tylko dwa tygodnie później. Musiało dojść, ponieważ na Kremlu wszechobecna była wówczas doktryna eksportu rewolucji. Być może ofensywa Tuchaczewskiego postępowałaby wolniej, a armie – polska i bolszewicka – spotkałyby się nad Bugiem, a nie nad Wisłą.

Byłby cud nad Bugiem, a nie nad Wisłą.
Właśnie tak. Zresztą Józef Piłsudski w swojej hybrydowej książce „Rok 1920” – jest to częściowo pamiętnik, częściowo opracowanie – wspomina, że chciał ich powstrzymać nad Bugiem, jednak za szybko to wszystko szło.

Do koncepcji federacji nie udało się wrócić?
Nie, pokój ryski był klęską koncepcji geopolitycznych obozu belwederskiego. Okazało się, że państwo polskie mieści się właściwie w granicach, jakie planował Roman Dmowski w Paryżu. Były one, co prawda, nieco węższe, ale niewiele. Co nie oznacza, że problemy akulturacji politycznej narodów zamieszkujących tę Polskę zostały zrealizowane. Myślę tutaj o akulturacji państwowej Ukraińców. Proszę pamiętać, że w roku 1920 Polska mogła teoretycznie wywalczyć przesunięcie granicy dalej na wschód, aż po Mińsk. Świadomie z tego zrezygnowano, ponieważ to było zbyt dużo, by można było sobie z tym poradzić, ściślej: przetrawić.

Nie udało się zasymilować mniejszości narodowych, jak to planowała endecja?
Mieliśmy do czynienia z dwoma zjawiskami – akulturacji politycznej, nie asymilacji, mniejszości żydowskiej, która była początkowo niechętna powstaniu państwa polskiego. Tutaj akurat to się zmieniało, bo choć o pełnej akulturacji mowy nie było, to jednak idea II RP została zaakceptowana przez tę mniejszość. Drugi problem to odrzucenie idei państwa polskiego przez Ukraińców, przy czym mieliśmy do czynienia z dwoma grupami Ukraińców: galicyjskich i wołyńskich, czyli rosyjskich. I żadna z tych grup państwa polskiego nie zaakceptowała. Poza niewielką częścią elit ukraińskich.

Do tej pory wśród społeczności ukraińskiej można wyczuć ogromny żal z powodu polityki narodowościowej II RP.
Moim zdaniem, nie ma mowy o jednolitej polityce narodowościowej przez cały okres trwania II RP. Ba, w tym samym okresie realizowano różne koncepcje. I nie chodzi mi tutaj o niuanse polityczne. Bo nie da się ukryć, że Henryk Józewski był politycznie kimś zupełnie innym niż „pułkownicy” (ścisłe otoczenie i najbliżsi współpracownicy Józefa Piłsudskiego, pełniący kierowniczą rolę w Bezpartyjnym Bloku Współpracy z Rządem – przyp. redakcji) – to było inne postrzeganie problemu. Na dodatek obowiązywał nadal Wersalski Traktat Mniejszościowy, co prawda, nie przez cały czas trwania II RP, ale jednak wywarł on wpływ na politykę polską wobec mniejszości narodowych. Wprowadzono pewne rozwiązania i to kosztowne dla państwa. Takie jak szkolnictwo dla mniejszości narodowej. A przy tym, różne nacje były w różny sposób zorganizowane, nie myślę tu wyłącznie o sferze politycznej, ale także o otoczce, o tym, co byśmy dzisiaj nazwali organizacjami pozarządowymi. Inaczej było wśród Ukraińców, inaczej wśród Niemców, inaczej wśród Białorusinów. Spółdzielczość ukraińska była wspaniała, ale mniejszość niemiecka miała zupełnie inny charakter i inne podstawy ekonomiczne. No, i oczywiście własne państwo, czego nie mieli Ukraińcy, choć oddziaływanie tak zwanej Białorusi i Ukrainy Radzieckiej były widoczne. Ale polska polityka wobec mniejszości narodowych w dwudziestoleciu międzywojennym to temat na odrębną rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska