Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Herbert Wirth. Pan, co na miedzi siedzi

Agata Grzelińska
Jedni mówią o nim: odważny ryzykant, drudzy: żołnierz rządu i PO, jeszcze inni: emocjonalny pasjonat. Herbert Wirth, prezes KGHM, sam o sobie: ulegam prawom fizyki - im jestem cięższy, tym mam większą wyporność.

Trzęsienie ziemi, czyli pewną utratę stanowiska preze-sa KGHM, przeżył już kilka razy. Jak to robi, że chociaż wszyscy wokół są pewni, iż będzie odwołany, nie tylko nie traci fotela prezesa, ale wygrywa konkurs na drugą kadencję?
- Co mam powiedzieć? Że jestem niezatapialny? Że ulegam prawom fizyki - im jestem cięższy, tym mam większą wyporność? - Herbert Wirth odpowiada żartem. Ma do siebie i do tego, co się o nim mówi, spory dystans: - Staram się być rzetelny, uczciwy i konsekwentny. To się może nie podobać.

Lubią go, ale...
Nawet związkowi oponenci przyznają, że lubią Herberta Wirtha jako człowieka.
- Prywatnie lubię go. Za osobowość. Jest elokwentnym, bardzo kulturalnym człowiekiem. Cenię też jego dużą wiedzę z geologii - mówi Józef Czyczerski, przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ "Solidarność". - Prezes Wirth ma jednak jedną wadę: jest typowym żołnierzem i bezkrytycznie wykonuje polecenia rządu. Dba o wizerunek firmy, ale nie przejmuje się tym, co myślą pracownicy.

Czyczerski wspomina, że poznał Wirtha, gdy poprzedni prezes KGHM Mirosław Krutin zaproponował go na wiceprezesa do spraw produkcji. - Po słynnej akcji - kiedy związkowcy wyważyli bramę firmy, domagając się podwyżek - Krutin się ugiął i dał im pieniądze. Platforma Obywatelska postawiła na Herberta Wirtha i, jak widać, nie pomyliła się - dodaje szef miedziowej "S".
Leszek Hajdacki, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego, mówi nieco ironicznie, że lubi Wirtha za odwagę w podejmowaniu decyzji.

- Jeżeli się nie pomylił, to kiedyś będzie noszony na rękach, a jeżeli źle ocenił sytuację, to zła przyszłość czeka nie tylko jego, ale też nas wszystkich - uważa Hajdacki. - Żeby podjąć uchwa-łę o wydaniu 10 miliardów złotych na inwestycje nie w Polsce, ale w Kanadzie, Chile, USA czy na Grenlandii, trzeba odwagi.

Jeszcze ostrzej o prezesie Polskiej Miedzi mówi poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej Ryszard Zbrzyzny, szef ZZPPM. Przyznaje, że ceni Wirtha jako wartościowego człowieka, bardzo komunikatywnego, ale... - Jest otwarty i bardzo sympatycznie się z nim rozmawia, ale nic z te-go nie wynika - mówi Zbrzyzny. - To postać marionetkowa, by nie powiedzieć: ubezwłasnowolniona politycznie. Jest wygodny, nie pójdzie na rozwiązania, które zagrożą jego stanowisku.
Związkowcy zarzucają prezesowi, że nie rozmawia. Negocjacji prawie nie prowadzą, a jeśli już, to w stylu: "Nie, bo nie".

Misiowaty, ale swoje wie...
Przywiązanie do stanowiska? Herbert Wirth twierdzi, że ważniejsze od tego, jaką się pełni funkcję, jest to, jakim się jest człowiekiem. Co mu nie przeszkadza nie dać się strącić w niebyt.
O pierwszym większym zawirowaniu mówiło się w grudniu, gdy Grzegorz Schetyna popadł w niełaskę u Donalda Tuska. Wirth, kojarzony ze Schetyną, wygrał konkurs, gdy ministrem Skarbu Państwa był Aleksander Grad. Po wyborze na to stanowisko Mikołaja Budzanowskiego i po rezygnacji ze stanowisk prezesów dwóch dużych spółek Skarbu Państwa: Polskiej Grupy Energetycznej oraz Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, mówiło się, że odwołanie Wirtha jest tylko kwestią dni. Tym bardziej że prezes KGHM nie przyjął z entuzjazmem planów wprowadzenia podatku od kopalin. Podobno minister Budzanowski miał wezwać do siebie Wirtha i postawić mu ultimatum: albo złoży papiery sam, albo... zostanie odwołany. Prezes KGHM miał na to odpowiedzieć: "To mnie odwołajcie". Jednak wkrótce po tej rozmowie Herbert Wirth pojechał do Chin z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim. A po powrocie z Azji nikt już nie mówił o zmianie władzy w KGHM.

Gdy zbliżał się koniec poprzedniej kadencji i konkurs na prezesa KGHM był już ogłoszony, Herbert Wirth przekonał Donalda Tuska, by podczas majowej wizyty w Kanadzie zjechał do kupionej przez lubińską spółkę kopalni. Po obejrzeniu Quadry premier stwierdził, że megainwestycja KGHM jest wielce ryzykowna, ale bajecznie obiecująca. Gdy na giełdzie kandydatów na prezesa Polskiej Miedzi pojawiały się coraz to nowe nazwiska, wiceminister Skarbu Państwa Zdzisław Gawlik stwierdził, że Wirth powinien pozo-stać na stanowisku, bo szkoda byłoby stracić takiego człowieka. W czwartek okazało się, że po raz kolejny Wirth nie dał się zatopić.

- Trzeba być życiowym optymistą - radzi prezes KGHM. Jego zawodowe motto brzmi: Prze- widywalność i konsekwencja.
Zaskoczył Niemców...
Wojciech Żurawski z Agencji Reuters podkreśla, że Herbert Wirth nie jest typem zimnego, kalkulującego menedżera.
- On jest człowiekiem stąd i do KGHM podchodzi z wielkimi emocjami. Nieraz może nawet, jako szef tak dużej firmy, mówi za dużo, ale mówi o niej z pasją - zauważa Żurawski. Opowiada, że Wirth z wielkimi emocja-mi mówił podczas konferencji na AGH o przejęciu Quadry.

- Chce zrobić z tej firmy spółkę globalną. Podczas wizyty w Weisswasser zaskoczył nie-mieckie władze, bo jako prezes polskiej spółki powiedział, że KGHM będzie eksploatował badane złoże, tylko jeśli będzie to opłacalne. Żadnej improwizacji, wszystko wyliczone - mówi Żurawski.

Z zamiłowania naukowiec...
Herbert Wirth jest absolwentem Wydziału Geologiczno-Poszukiwawczego krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. W 1999 roku obronił doktorat o metodzie oceny projektów geologiczno-górniczych w branży metali nieżelaznych na świecie, a ostatnio zdobył habilitację, której temat brzmi: "Wieloczynnikowa metoda wyceny zasobów i złóż na przykładzie KGHM Polska Miedź SA".
Dr hab. inż. Herbert Wirth jest autorem kilkudziesięciu artykułów naukowych i współautorem kilku książek. Mówi, że jeśli się chce, to można pogodzić zarządzanie wielką spółką i pracę naukową.
- Praca habilitacyjna powstała w 2007 roku. Zastanawiałem się, czy się poddać procedurze habilitacji - mówi Herbert Wirth. - Uznałem, że warto.

Jego pasją są minerały. Może o nich mówić godzinami. I to jak mówić. Ożywił nudną prezentację wyników finansowych KGHM na warszawskiej giełdzie, gdy rozdał na widowni kilka kawałków metalicznych skał z Kanady i z ekscytacją opowiadał o jednym z najciekawszych złóż metali na ziemi.

Gadolin i pieczona kaczka...
W domu ma kolekcję kamieni. W przeciwieństwie do św. Tomasza z Akwinu uważa, że mają duszę. Najcenniejszym okazem jest gadolin, ale ostatnio geologiczne zbiory trafiły do piwnicy. Zdecydowała o tym pani Wirth.
Prezes KGHM mieszka we Wrocławiu. Jego rodzina trafiła na Dolny Śląsk trzy pokolenia temu z Bawarii. Herbert Wilhelm Wirth urodził się w Żarowie, 50 km od Wrocławia, w niezamożnej rodzinie. Jego ojciec był Niemcem, a matką Polka. On sam ma dwoje dzieci i dwoje wnucząt.

Mówi, że prywatnie czuje się spełniony: zbudował dom, zasadził drzewo i ma syna. Nie dziwi, że jako Dolnoślązak lubi czytać kryminały Marka Krajewskiego. W wolnych chwilach kosi trawę w przydomowym ogródku i relaksuje się przy tym. Lubi gotować. Gościom podaje pieczoną kaczkę.

Pracownicy podlegli prezesowi Wirthowi mówią, że jest niezwykle wymagający w pracy, ale bardzo otwarty. Z poczuciem humoru. Dba też o językową precyzję. Na konferencji prasowej o gazie łupkowym podkreślał, że to gaz z łupków, a wysokość dywidendy, jakiej zażądał minister na czwartkowym Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy, określił dyplomatycznie jako "ekstremalnie godziwą"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska