Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Łebek - Takich nauczycieli się nie zapomina

Kacper Chudzik
Profesor Henryk Łebek był legendą Zespołu Szkół Politechnicznych, popularnie nazywanej „mechanikiem”. W pamięci uczniów zapadł jako nauczyciel surowy, ale sprawiedliwy. Jak mało kto potrafił przekazać wiedzę nie tylko o swoim przedmiocie, ale też o życiu.

Profesor Łebek zmarł 10 kwietnia tego roku po długiej walce z ciężką chorobą. Miał 82 lata. Dał się poznać jako doskonały nauczyciel i pedagog. Przez lata wychował niezliczone rzesze uczniów. Niemal każdy, kto przeszedł przez jego lekcje wspomina profesora Łebka z sentymentem. Nic więc dziwnego, że dziesięć lat temu, podczas rocznicowego zjazdu szkoły, wybrany został nauczycielem 60-lecia.

Po jego lekcjach studia były jak spacerek

- Pan Łebek był jedną z tych osób, którego nazwisko podczas spotkań z kolegami ze szkoły pada najczęściej. To jest osoba, której się nie zapomina do końca życia - mówi Rafael Rokaszewicz, prezydent Głogowa, który również uczył się pod okiem Henryka Łebka.

Jak wspomina R. Rokaszewicz, profesor Łebek jako nauczyciel rysunku technicznego był bardzo wymagający i kładł ogromny nacisk na to, aby jak najlepiej przygotować swoich uczniów.

- Ale był dla nas też nauczycielem życia. Często jego omawianie sprawdzianów kończyło się na wykładzie o życiu, jak powinniśmy się zachowywać w przyszłości, jak funkcjonować. Bardzo dużą wagę przykładał do tego, jakimi osobami będziemy. Nie jako technicy i mechanicy, ale również jako ludzie - dodaje R. Rokaszewicz.

Profesor Łebek potrafił nie tylko wykładać zasady rysunku technicznego, ale opowiadał też młodym ludziom o życiu, o podróżach, o zasadach kultury. I robił to w sposób bardzo ciekawy. Jak dodaje R. Rokaszewicz właśnie te opowieści zapamiętywało się na długie lata. Takie dygresje podczas zajęć nie zmieniały jednak faktu, że był również świetnym nauczycielem rysunku technicznego. Jak słyszymy od jego byłych uczniów, potrafił przekazać wiedzę nawet najbardziej opornym osobnikom.

- Miał jednak bardzo twarde zasady, jeśli chodzi o nauczanie. Trzeba powiedzieć jasno, że nie przebierał też w słowach. Rzeczy nazywał po imieniu, dosadnie. Był też bezwzględny jeśli chodzi o przestrzeganie wszystkich standardów związanych z rysunkiem. To był człowiek, który zostawia piętno w życiu młodego człowieka na przyszłość - wspomina Rafael Rokaszewicz. - Jeżeli ktoś później wykorzystywał rysunek techniczny w życiu, to nie miał z tym najmniejszego problemu. Jeżeli ktoś poszedł na studia techniczne, mogę to powiedzieć z własnego doświadczenia, to tam człowiek po szkole Łebka nie miał najmniejszych problemów. Wręcz przeciwnie. Na studiach rysunek techniczny to był spacerek. To było częste, że na różnych uczelniach, czy to we Wrocławiu, czy Zielonej Górze, gdy prowadzący dowiadywał się, że ktoś jest po szkole Łebka, to ta osoba miała już do końca przedmiotu luzy.

Jak wspomina Rafael Rokaszewicz profesor Łebek był człowiekiem bardzo aktywnym nawet po przejściu na emeryturę. Jako pasjonat fotografii był z aparatem niemal na wszystkich ważniejszych miejskich imprezach. Dopiero, gdy stan zdrowia nie pozwalał mu już na to, przestał się pojawiać. Wielu uczniów doceniało Henryka Łebka po latach. Wśród nich był też prezydent miasta.

- W zeszłym roku był on jedną z osób, której przyznałem Medal Głogowskiej Oświaty. Stan zdrowia nie pozwolił mu jednak na odebranie tego odznaczenia. Medal wziąłem ze sobą na pogrzeb profesora, gdzie przemawiałem jako przedstawiciel absolwentów - dodaje Rafale Rokaszewicz.

Za sukcesem absolwentów stały też lekcje u profesora

Benedykt Hac, kierownik Zakładu Oceanografii Operacyjnej Instytutu Morskiego w Gdańsku również jest wychowankiem Henryka Łebka. Czasy nauki w głogowskim „mechaniku” oraz samego profesora wspomina bardzo dobrze.

- Pierwszy raz spotkałem go w 1972 roku, kiedy byłem w I klasie ZSZ o specjalności mechanik maszyn przemysłowych, a rozstałem się w 1976 roku, gdy byłem II klasie TB, na rok przed maturą. Był jednym z dwóch, może trzech nauczycieli, którzy mieli największy wpływ na kształtowanie się moich umiejętności zawodowych w tym czasie. Pamiętam go jako człowieka o wielkiej wiedzy i praktycznych umiejętnościach w zakresie rysunku technicznego z którego nie tylko sam korzystał, ale przede wszystkim innych uczył użycia tegoż rysunku w praktyce - wspomina absolwent.

Jak podkreśla Benedykt Hac, największą z zalet Henryka Łebka było profesjonalne podejście do problemów których sposoby rozwiązywania nam podsuwał. Nauka rysunku technicznego w jego wykonaniu to nie zwykłe wtłoczenie do młodych głów standardowych schematów działania, a nauczenie otwartych umysłów młodych ludzi wykonywania samodzielnego opisu otaczającej rzeczywistości, przełożenia przestrzeni trójwymiarowej na płaski kawałek papieru. Pokazanie, krok po kroku, jak wygląda świat techniki wokół nas, jak funkcjonuje i co najważniejsze dlaczego tak, a nie inaczej działa.

- Nauczenie grupy wielu przypadkowych osób widzenia świata techniki poprzez pryzmat pół widoków - pół przekrojów, rzutów prostokątnych czy amerykańskich, dla wielu innych wykładowców których spotkałem na studiach było zadaniem ponad siły. Ale nie dla niego. Do dziś patrząc na maszyny, urządzenia czy przedmioty, prócz ich walorów estetycznych, dostrzegam coś czego wiele osób nigdy nie zobaczy. Wiem jak one pracują, co z czego wynika i dlaczego jest właśnie tak a nie inaczej - dodaje Benedykt Hac. - Przez ostatnich 40 lat nie było w moim życiu dnia, w którym nie korzystałbym z wiedzy, jaką pozyskałem na lekcjach rysunku technicznego prowadzonego przez pana Łebka. Wielokrotnie zastanawiałem się, czy byłbym tu gdzie jestem, gdybym nie miał tak dobrych podstaw, gdybym nie był zdolny do analitycznego rozbioru rzeczywistości na najmniejsze elementy, które potrafię nie tylko opisać, przełożyć na język kształtu ale wiem również, dlaczego tak właśnie działają - dodaje były uczeń profesora Łebka.

„Koń boży” znaczy „osioł”

Zawsze wesoły, z pewnym dystansem do siebie samego. Pozornie formalista, zmuszający uczniów do wytrwałej pracy. W głębi duszy człowiek przemiły, nigdy nie posuwający się do grubiaństwa lub próby wymuszenia na młodzieży posłuszeństwa, czy podporządkowania się jego woli za wszelką cenę.

- Charakteryzował się swoistym, tylko do niego pasującym humorem. Nie raz zwracał się do zatwardziałych w swej niewiedzy uczniów: „Ty koniu Boży”, co dla wszystkich było jednoznaczne z „osłem”. Robił to w tak ujmujący sposób że budziło to naszą wesołość ale nigdy nie urażało naszego jestestwa - wspomina z uśmiechem Benedykt Hac. -Zdarzało się, że i dziewczętom i chłopcom, którzy charakteryzowali się niezwykle skromną wyobraźnią mówił: „Nie umiesz narysować tego elementu ,to chociaż narysuj krowę w przekroju”. Były to rzadkie przypadki, ale powszechnie znane. Jego sława jako nauczyciela sięgała daleko poza naszą szkołę. Koledzy z innych placówek współczuli nam głośno, ale nigdy nie miałem poczucia, że wiedzą o czym mówią. Dla mnie profesor Łebek był pełnokrwistym profesjonalistą dążącym do założonego celu, człowiekiem wymagającym, upartym, ale nie złośliwym - podkreśla.

Byli uczniowie profesora Łebka przyznają, że nawet w tych rzadkich momentach, kiedy doprowadzony do rozpaczy niektórymi rysunkami darł kartki, zawsze robił z tego teatr. Jego cel był prosty. Chciał pokazać mizerię starań polegających na wykonaniu zadania na kolanie albo zupełnie wbrew technicznej logice. Pokazywał w ten sposób, że nie życzy sobie żeby jego uczniowie, aż tak nisko upadli.

- A nie daj Boże żeby ktokolwiek poza nim mógł zobaczyć tak nieprofesjonalne dzieło - wspominają absolwenci z sentymentalnych śmiechem.

Uczniowie wspominają też popisowy numer profesora, jakim było rysowanie od ręki idealnego okręgu na tablicy.

Profesor był też wytrawnym podróżnikiem

Jak słyszymy od byłych uczniów profesora Łebka, miał on też drugie oblicze. Był też znanym w szkole podróżnikiem. Założył nawet szkolne koło PTTK i jeździł z uczniami na różne wycieczki. Ale jednocześnie sam przemierzył kawał świata.

- Kilka razy uczestniczyłem w pokazach slajdów, które organizował. Zawsze były to raporty z jego podróży do obcych nam stron świata, na przykład Egiptu i innych krajów. W trakcie tych pokazów całkowicie zamieniał się w człowieka ciekawego świata, wrażliwego na inne kultury, architekturę czy przyrodę. Zatracał się w swoich opowiadaniach, sam się napędzając własną opowieścią. W czasach siermiężnego socjalizmu było to coś absolutnie niezwykłego. Zapewne to spotkania również odcisnęły się na moim pojmowaniu świata. Dziś, kiedy jestem członkiem elitarnego klubu odkrywców (The Explorer Club - dopisek redakcji) patrzę na jego działania zupełnie inaczej, pojmuję je i bardzo pochwalam. Bo nawet jeśli z tysiąca osób mało wrażliwych na świat udało mu się wykreować jednego, dwóch podróżników czy odkrywców to i tak jest to jego wielki, osobisty sukces - dodaje Benedykt Hac. - To wielki zaszczyt spotkać taką osobowość na swojej życiowej drodze. Cieszę się, że miałem taką możliwość.

Nie każdy nauczyciel zasłużył sobie na pieszczotliwy przydomek

Znany głogowski regionalista Wiesław Maciuszczak, zapytany o to, czy też uczył się u Henryka Łebka odpowiada ze śmiechem, że profesor Łebek uczył chyba wszystkich.

- Czasami mówiliśmy na niego pieszczotliwie „Heniek”. A nie każdy nauczyciel dostępował zaszczytu, by uczniowie mówili o nim po imieniu. Podkreślam, nie do niego, ale o nim - mówi Wiesław Maciuszczak.

Nasz rozmówca wspomina również inną pasję profesora Łebka, jaką była fotografia, co w latach 70. ubiegłego wieku było sztuką niedostępną dla wszystkich. Potrafił robić zdjęcia, ale również je wywoływać. Prowadził też zajęcia, podczas których zadawał uczniom wiele zagadek.

- Nie mieliśmy wtedy Wikipedii, gdzie mogliśmy wrzucić hasło i dowiedzieć się, co to jest Lędyczek. A ja dzięki niemu zapamiętam do końca świata, że to jest nazwa miasteczka, w tamtych czasach najmniejszego w Polsce. - mówi Wiesław Maciuszczak.

Podobnie jak inni uczniowie, z którymi rozmawialiśmy, również W. Maciuszczak wspomina nietypowe poczucie humoru Henryka Łebka. On również pamięta o wspomnianym już rysowaniu przekroju krowy. Ale profesor potrafił też rzucać żartami nawiązującymi do innych przedmiotów szkolnych.

- Profesor potrafił nawet lekcje języka polskiego łączyć z rysunkiem technicznym. Jest w technice taka przekładnia, która nazywa się ślimakową. Ona się składa ze ślimaka i ślimacznicy. Byliśmy wtedy na etapie „Placówki” Bolesława Prusa, której głównym bohaterem był Józef Ślimak. Pan profesor mówił , że przekładnia ślimakowa składa się ze ślimaka i jego żony ślimacznicy. To, co prawda trochę wyrafinowany dowcip, ale taki był właśnie profesor Łebek - dodaje.

Nie ma więc najmniejszych wątpliwości, że Henryk Łebek zapisał się nie tylko w kartach historii dawnego „mechanika” szkoły, a dziś ZSP, ale również w sercach tysięcy uczniów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska