Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halo? Policja? Wiatr porwał ze sznurka moje majtki!

Małgorzata Moczulska
Policjanci nie będą już odbierali numeru 997
Policjanci nie będą już odbierali numeru 997 Fot. Mikolaj Suchan / Polskapres
Od poniedziałku, wybierając numer 997, zamiast na policję dodzwonimy się do Centrum Powiadamiania Ratunkowego 112. Policyjni dyżurni nie kryją zadowolenia. Nie będą już bowiem musieli odbierać głupich telefonów. A tych nie brakowało... O czym nam opowiedzieli.

- To był jeden z pierwszych telefonów tego dnia. Zadzwoniła kobieta. Nie przedstawiała się nawet, za to krzycząc zażądała, by policja natychmiast przyjechała do wioski, w której mieszka i ukarała mandatem jej sąsiada gwałciciela. Groziła, że jeśli nie zrobimy z nim porządku, to ona napisze na nas skargę do komendy głównej - wspomina Arkadiusz Wojnowski z Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy.

- I nie byłoby w tym wzburzeniu nic szczególnego, gdyby nie fakt, że chodziło o dwie jej kaczki i kaczora należącego do sąsiada. Kaczor ten, jak relacjonowała, nie pytając nikogo o zgodę, przychodził na cudze podwórko i gwałci jej ptaki. Kilka razy przepędziła go z podwórka miotłą, ale był uparty i przychodził nadal. Zażądała więc od sąsiada, by bezczelnego gwałciciela zabił, a gdy ten stanowczo odmówił, sam został gwałcicielem, a ona postanowiła zadzwonić po pomoc na numer 997.

Dzwoniła dotąd, aż dzielnicowy przyjechał na wieś i zdyscyplinował sąsiada. Efekt był taki, że zdenerwowany całą sytuacją mężczyzna przeznaczył biednego kaczora na rosół.

W Legnicy, podczas niszczycielskiego, lipcowego huraganu z 2009 roku, kiedy wichura zrywała dachy i łamała drzewa jak zapałki, do dyżurnego policji zadzwoniła kobieta ze głoszeniem, że wiatr porwał jej ze sznurka wypraną bieliznę.

Głogowscy policjanci otrzymali kiedyś telefonicznie zgłoszenie o ciężkim przestępstwie. Pognali więc w miejsce zdarzenia, gdzie czekał na nich mężczyzna ze stoperem w ręku. Okazało się, że żadnego przestępstwa nie było, a wzywający chciał tylko sprawdzić, jak szybko policja przyjedzie na miejsce.

Jeden z wrocławskich dyżurnych pamięta historię z włamaniem. Pod numer alarmowy zadzwoniła wieczorem przestraszona kobieta. Mówiła, że ktoś włamał się do jej domu i leży teraz w przedpokoju. Policjant chwilę z nią porozmawiał i coś mu nie pasowało. W końcu poprosił, by zapaliła światło. Przerażona kobieta nie zgodziła się. Powiedziała, że zamyka się w łazience na klucz i czeka na policjantów. - Kiedy na miejsce jechał już patrol, odebrałem drugi telefon od tej pani. Była zmieszana. Powiedziała, że zapaliła światło i okazało się, że przedpokoju leży jej pijany mąż - wspomina.

- Pamiętam też mężczyznę, którzy żądał interwencji w autobusie miejskim, którym podróżował. Było mu za gorąco, a pojazd nie miał klimatyzacji - dodaje mundurowy.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Dyżurny z kłodzkiej komendy przypomina sobie starszą panią, która zadzwoniła i zgłosiła przestępstwo operatora telefonii komórkowej. Jak się potem okazało, zapomniała naładować telefonu i ten jej padł. Uznała jednak, że sprzedano jej zepsuty model i na linii 997 szukała sprawiedliwości. - Albo po prostu chciała się pożalić i porozmawiać. Samotne, starsze osoby często zajmowały nasz czas błahostkami - mówi policjant i dodaje: - Pamiętam też telefony z prośbą o podanie numeru PIN do komórki, a nawet karty bankomatowej. Zdaniem dzwoniących powinniśmy mieć je w swojej bazie. Były też prośby o wyciągnięcie karty z bankomatu - opowiada.

W tym roku do Sądu Rejonowego w Dzierżoniowie trafił wniosek o ukaranie 31-latki, która od dwóch lat nęka policjantów telefonami. Justyna F. systematycznie zgłasza przestępstwa, których nie ma, prosi o nieuzasadniony przyjazd lub po prostu blokuje numer, wykonując tzw. głuche telefony. Na koncie ma kilkanaście mandatów karnych i dwa wyroki sądowe za fałszywe zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. W kwietniu 31-latka w ciągu 12 godzin wykonała 207 połączeń pod numer 997 i 310 pod numer 112, utrudniając dodzwonienie się tym, którzy tej pomocy naprawdę potrzebowali. Pytana dlaczego to robi, nie kryła, że po prostu nie lubi policji i w ten sposób chce utrudnić mundurowym życie.

55-letnia mieszkanka Lubina w ubiegłym roku zadzwoniła na numer 997, informując, że 2-letnie dziecko jej córki nie oddycha. Policjant natychmiast skierował pod wskazany adres patrol policji oraz pogotowie ratunkowe. W mieszkaniu nikogo jednak nie zastał. Funkcjonariusze szukali matki i dziecka wszędzie, a kiedy w końcu odnaleźli ją na spacerze w parku, okazało się, że maleństwo jest całe i zdrowe.

Podczas przesłuchania babcia dziecka wyznała, że chciała zrobić na złość swojej córce, z którą dwa dni wcześniej się pokłóciła.

- Ale ludzie dzwonią też z błahych i w sumie zabawnych powodów. Na przykład zadzwonił mężczyzna i zażądał interwencji policji w domu. Zapytany o powód poinformował, że nie odzywa się z żoną i prosi, aby to policjanci przyjechali i spytali, gdzie są kluczyki od ich samochodu. Inny dzwoniący stwierdził natomiast, że żona jest na niego obrażona i od kilku dni nie robi nic w domu. Prosił, by przyjechać i nakazać jej zajęcie się obiadem, sprzątaniem i prasowaniem - opowiada Jan Pociecha z Komendy Powiatowej w Lubinie.

Osobną grupą są tzw. interwencje zwierzęce. W tym roku policjanci poszukiwali już krokodyla w Świebodzicach, który okazał się zabawką, czy groźnego aligatora w stawie w Rusku, który najpewniej był wymysłem bujnej wyobraźni pewnej nastolatki. Są też błagalne telefony, by zwierzakom pomóc.

- Panie komisarzu, niech Pan szybko przyjeżdża, bo Haneczka weszła na dach i chce skoczyć - lamentowała w słuchawce wałbrzyskiej policji starsza pani. - Boże! Ona się zabije. Proszę przyjechać i mi pomóc. Błagam.

Dyżurny wysłał więc na miejsce patrol policji, zawiadomił też straż pożarną. Policjanci szybko odnaleźli wskazany budynek, pod którym stała zapłakana staruszka. - Niech się pani uspokoi, wszystko będzie dobrze - zapewniali policjanci.

Kiedy jeden z nich zapytał, gdzie jest Haneczka, starsza pani wskazała dłonią na dach. - No tam, stoi na krawędzi - powiedziała, szlochając.

- Nigdy nie zapomnimy tego, co wtedy zobaczyliśmy - opowiadają policjanci z wałbrzyskiego komisariatu. - Na dachu stała śliczna, czarna kotka, na którą właścicielka wołała Haneczka. W dodatku w tym właśnie momencie przeskoczyła na pobliskie drzewo i zeszła po nim wprost w ramiona staruszki.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Zdarzało się, że numer 997 blokowali roztargnieni obywatele. Pewien znany w Dzierżoniowie stomatolog zgłosił np. kradzież swojego samochodu. Zrozpaczony zadzwonił na 997 wcześnie rano i zeznał, że w nocy ktoś ukradł mu auto spod domu. Opowiadał, że przyjechał wieczorem z pracy i już potem nigdzie nie jechał, a rano przed domem auta nie było. Policjanci zgłoszenie przyjęli i zaczęli szukać skradzionego samochodu. Po kilkunastu godzinach odnaleźli go nietkniętego, 200 metrów od domu pana doktora.

- Przesłuchiwany ponownie lekarz nagle przypomniał sobie, że jednak wieczorem wyszedł z domu do sklepu po papierosa, a że nie było jego ulubionych, to wsiadł do auta i podjechał do następnego sklepu - opowiadają policjanci. - Potem zapomniał, że przyjechał tam samochodem i wrócił do domu piechotą.

Efekt? Przez jego roztargnienie trzech policjantów pracowało prawie cały dzień przy poszukiwaniu auta, które nie zginęło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Halo? Policja? Wiatr porwał ze sznurka moje majtki! - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska