Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Graham: Kończymy z podniesionymi głowami

Paweł Kucharski
Jeszcze w miniony czwartek grał ze Śląskiem piąty mecz play-offów przeciwko Treflowi w Sopocie, a już w sobotę rano wsiadł w samolot i obrał kierunek na Amerykę. Dziś pewnie przygotowuje się do pierwszych meczów w lidze portorykańskiej. Na szczęście Paul Graham znalazł w między czasie chwilę, by z nami porozmawiać.

Sezon dla Śląska już się skończył. Czy teraz, po kilku miesiącach w Polsce, nie żałujesz, że wybrałeś grę we Wrocławiu?
Myślę, że to był świetny wybór. Tym bardziej, że koledzy z zespołu, a przede wszystkim trener, bardzo mi pomogli w zaadoptowaniu się do warunków panujących w nowym kraju i do stylu gry, jaki preferowany jest w lidze polskiej.

Jesteś zadowolony z tego, co udało się Wam osiągnąć?
Jestem szczęśliwy, walczyliśmy do końca. Nikt nie spodziewał się nawet, że awansujemy do play-offów, a tymczasem stoczyliśmy wyrównany, pięciomeczowy bój z Treflem Sopot. Możemy być usatysfakcjonowani z tego, co dokonaliśmy. Skończyliśmy sezon z podniesioną głową.

A Twoja postawa indywidualna cieszy Cię?
Tak i chciałbym za to podziękować trenerowi i kolegom z drużyny. Na początku było ciężko. Miałem kontuzję i trudno mi było przyzwyczaić się do stylu gry naszego zespołu. Z upływem czasu starałem się pracować coraz mocniej i mocniej, aby udowodnić drużynie i kibicom, dlaczego trener podjął dobrą decyzję, zostawiając mnie w składzie.

Jak są różnice między ligą polską a portorykańską, z którą miałeś wcześniej do czynienia?
Przede wszystkim sezon w lidze polskiej jest znacznie dłuższy. Myślę, że w Portoryko gra jest trochę szybsza, jest więcej kontrataków, ale potencjał drużyn oraz liczba utalentowanych graczy jest na podobnym poziomie.

Jak żyje się we Wrocławiu? Nie tęskniłeś za Filadelfią, w której się urodziłeś?
Polubiłem to miasto, zwłaszcza Rynek z wszystkimi restauracjami i ciekawymi budynkami. Oczywiście, tęsknię za Filadelfią, ale we Wrocławiu też można poczuć klimat dużego miasta. Dobrze się tu żyje. Jeśli ktoś mnie spyta o Wrocław, to na pewno zarekomenduje mu to miasto jako godne odwiedzenia.

W trakcie sezonu odwiedziła Cię mama, która na Facebooku komentowała praktycznie każdy mecz. Masz nawet wytatuowaną jej twarz na ramieniu...
Bardzo mi jej brakuje. Trudno jednak, żebyśmy widywali się często, bo ona mieszka w Północnej Karolinie. Mój dom jest na Florydzie, ale ciągle podróżuję. Kiedy odwiedziła mnie w Polsce, byłem bardzo szczęśliwy, bo wcześniej nie miałem z nią bezpośredniego kontaktu prawie przez rok. Ona zawsze mnie wspiera, praktycznie od początku przygody z koszykówką, jeszcze w ligach dziecięcych. Nieważne, w jakim kraju gram, ona zawsze jest ze mną. Dlatego są między nami tak wspaniałe więzi i relacje.

A pozostałe tatuaże? Czy któryś z nich ma szczególne znaczenie?
Nic szczególnego. Zrobiłem je, kiedy byłem młody. Lubię tatuaż symbolizujący nadzieję i wiarę, które mnie nie opuszczają. Lubię też ten, który mówi, ze jestem kochany przez niewielu i nienawidzony przez wielu, co może oznaczać, ze koledzy z zespołu mnie kochają, a przeciwnicy nienawidzą (śmiech).

Twój ojciec Paul Graham II śledzi Twoją karierę?
Tak i zawsze stara się dawać mi cenne wskazówki. Dzieli się także swoimi wspomnieniami i nauką, jakie wyniósł z NBA.

Dzięki niemu od małego miałeś okazję do obcowania z najlepszymi graczami z NBA...
To był wspaniały czas. Byłem chłopcem do podawania piłek na meczach Atlanty Hawks, w której grał wówczas mój ojciec. Siedziałem sobie wokół boiska na praktycznie każdym spotkaniu, podpatrywałem i uczyłem się tego, jak grają najlepsi. Już wtedy, jako dziecko, miałem też okazję pograć jeden na jednego z kilkoma gwiazdami NBA (śmiech). Moim idolem był Scottie Pippen. Myślę, że on zasługuje na duże słowa uznanie za pomoc, jakiej udzielał Michaelowi Jordanowi, gdy Chicago Bulls wygrywali mistrzostwa. Jego kariera była wspaniała.

Zagrasz jeszcze w Śląsku?
Dwa dni po ostatnim meczu z Treflem Sopot wyruszam do Portoryko, by rozegrać rundę play-offów w barwach zespołu Pirates de Quebradillas. Później znów będę brał pod uwagę grę w Europie i Śląsku. Ale muszę jeszcze przedyskutować te plany z moim agentem. Zobaczymy, co dla mojej kariery będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie miałbym żadnych problemów, gdybym znów trafił do Wrocławia, ale wiele też zależy od klubu i od tego, czy uda nam się dojść do porozumienia w sprawie ewentualnego kontraktu.

Rozmawiał Paweł Kucharski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska