Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Golgota ku celowi, czyli moja podróż MPK (LIST)

Olek Marczyk
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne fot. Tomasz Hołod
- Dziś zrządzenie losu chciało, bym na przystanku na ulicy Robotniczej trafił na autobus linii 149 o numerze bocznym 8092. O ile nic zdrożnego nie było w samym autobusie i jego nowoczesnym wyglądzie, o tyle część "ludzka" wyposażenia bolidu okazała się być tradycyjnie zniechęcająca - pisze nasz Czytelnik Olek Marczyk. Oto jego list.


Już na samym etapie wsiadania poznałem moc i siłę mechanizmów autobusu. Drzwi chciały mnie przytrzymać z taką gwałtownością, że o mało nie ukręciły mi nogi. Błędnie założyłem, że uśmiechy pasażerów wywołane były komicznością zdarzenia, jednak teraz, poprzez pryzmat dalszych wydarzeń, wydaje mi się, że nie byłem pierwszą osobą w objęciach tych anielskich skrzydeł. Oczywiście nie podniosłem larum, a winą za zdarzenie obarczyłem swoją opieszałość przy wsiadaniu. Wszak wyglądam dość atletycznie i operator pojazdu mógł uznać, że wskoczę do wnętrza niczym Artur Partyka w latach najlepszej formy. Omyłkowo niestety.
Położyłem więc uszy po sobie po mym nieudanym występie i oddałem się rozkoszy jazdy. Z chwili zadumy wyrwała mnie tajemnicza ZASADA ZACHOWANIA PĘDU. Na szczęście, środek ciężkości obrałem stosowny, nogi szeroko, lekko ugięte kolana, dłonie kurczowo ściskają uchwyty (zgodnie z informacją na naklejkach zresztą). Jakież było zdziwienie na twarzach współpasażerów, gdy autobus stanął w miejscu, a oni jechali dalej. Nieprzygotowani na nagłe zmiany prędkości szarpnęli do przodu nurkując i po omacku szukając podparcia. Masa rozłożyła się asymetrycznie: z przodu nagle ciasno, z tyłu jakby luźniej. Tam pani wpadła w objęcia kawalera, ówdzie ktoś wyszarpywał stopę spod zimowego kamaszka sąsiada. A nawet bym sobie dał rękę odjąć, że ciche damskie "przepraszam" w oddali usłyszałem pośród ogólnego zgiełku.
Z wolna autobus ruszył, ludzie wrócili do miejsc swoich i podróżnej zadumy. Na powtórkę z rozrywki nie czekaliśmy długo. Dojeżdżając do przystanku szarpnięcia wystąpiły jeszcze w liczbie sztuk trzech, jedno za drugim, Kierowca niczym perkusista wybijał rytm pasażerami we wnętrzu maszyny. Czyżby hamulce niesprawne? Ale nie, przecież łapały jak brzytwy. Dziwna to sprawa - pomyślałem.
Jest i przystanek: chętnych do wrażeń kilkoro, wsiadają i... ZHRTSTFUU!! Jest! Jest, złapał się, heh amator! Za wolno ten też bieżał po stopniu, o naiwności! Już wszystko jasne!
Oceniam więc dystans do kierującego. Tłok znaczny, lecz noga pierwsza jak przejdzie, to i reszta się wśliźnie. Sunę. Nieśmiało wpierw, szkoda i tak mi tych ludzi, im też przecież ciasno. Tym bardziej na przedzie. Tutaj to upchnięta jest zgodnie z prawami fizyki i zamiarem niecnego szofera materia organiczna naszej gabloty.
Z uśmiechem i ufnością w oczach żebrzę więc o przejście do przodu, jednocześnie walcząc nogami o każdy centymetr. U dołu i tak nie widać czyje to buty tak depczą. Ciężko było, autobus gdy ruszył, cały ten bagaż futrzano-paltowo-kurtkowy naparł na mnie skutecznie blokując wędrówkę. Dopiero po chwili sytuacja była stabilna i mogłem kontynuować mą golgotę ku celowi.
Dotarłem w końcu. Zaglądam nieśmiało przez szybkę szoferki. Jest, siedzi, dumnie pierś jego wypięta, włos srebrny, lico różowe a wzrok skupiony na drodze. Profesjonalista. W głowie mej bitwa: zapytać, czy czekać aż wzrok mój na sobie poczuje? Zaniechałem odwracania uwagi. Prędkość zawrotna, grudzień za pasem, tu nie ma już żartów.
Jest kolejny przystanek, dojeżdżamy dostojnie, prędkość spada, już się szykuję na kolejne hamowanie pulsacyjne (nowy ABS?) i szok! Płynnie, wspólnymi siłami wytraciliśmy prędkość. Kierowca kunszt najwyższy swój użył, jakby na pokaz, więc ja bacznie każdy ruch wyłapałem. Lekko stopę na pedał złożył, oczy zmrużyłem, docisnął pedał, ja już w panice zaciskam dłonie spocone na rurze i czuję... Stoimy. Więc można. Już nie mam skrupułów ni wątpliwości:
-Przepraszam, czy Pan jest pijany?
Przymknął oczy i zwrócił ku mnie swoje oblicze, zmroziło mnie gorzej niż tego samego dnia rano:
- Siadaj człowieku, nie marudź - odparł. Myślę: jest nić porozumienia, czyli tak do 0.8 promila - szacuję.
- Jak pan może tak pasażerów traktować? Przecież ktoś się może przez pana zranić, na pewno dobrze się pan czuje? - Tutaj cierpliwość rozmówcy już znikła.
- Weź się gościu odp%$&#ol i wysiadaj jak masz problem. Sam pijany jesteś - Zdębiałem. Przykra to sprawa ale już odwrotu nie było.
- Proszę o Pańską legitymację lub numer identyfikacyjny, inaczej wzywam policję - W pojeździe czas się zatrzymał, nawet kasownik przygryzł nerwowo zębami wargę i czekał na rozwój wydarzeń.
- To dzwoń na policję - Odwrócił wzrok, audiencja skończona.
Więc dzwonię. A tam wiadomo, muzyczka. Niewzruszony czekam na głos władzy w słuchawce. Władza odebrał, wysłuchał zażaleń i zbył, żeby na MPK dzwonić. Szczęściem zapamiętałem numer: 713435501 - do końca życia będę pamiętać.
Wykręcam więc, tu biedniej, sam sygnał. Trudno, trzeba swoje odczekać bez odmóżdżającej melodii. Dyspozytor (czy ktoś tam) odebrał. Wyłuszczam sprawę, autobus o numerze bocznym 8092, linia 149, ulica, te sprawy. Przedstawiam obawy co do trzeźwości ich personelu i słyszę niejakie poruszenie za szybką szoferki. Ha! Przejął się. Dobrze, że w końcu. Dyspozytor w standardzie mnie informuje, że kierowca ma obowiązek podać numer identyfikacyjny, nieważne czy pyta 2-latek czy nieprzytomny weselnik. Lecz tamten odmawia po raz kolejny. Cóż, jego decyzja, bić się o to nie będę, ludzie do domów wracają w tym autobusie i też się śpieszą. Dyspozytor informuje uprzejmie, że stan trzeźwości sprawdzą na Grunwaldzkim. Daleko nie zostało, zaraz Dworcowa a potem to już prosto, Krasińskiego, Urząd Wojewódzki, Most Grunwaldzki i plac. 2 i pół kilometra będzie. Oby dojechali, myślę w duchu. Na odchodnym słyszę jak w cb wywołują 8092 dwukrotnie, kierowca przyciszył radio i odpowiada na wezwanie.
Co dalej? Nie wiem, mam tylko nadzieję, że chłopaki, co z pocałowaniem ręki tę pracę wezmą, zajmą miejsce reliktu, po czym z pożytkiem dla siebie i miasta dołożą swój wkład w jakość naszej komunikacji. Takie pobożne życzenie.
"Cud w mieście krasnali, w którym nowy tabor dali..."
Olek Marczyk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska