Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gołębie mam dłużej niż żonę - wrocławscy hodowcy gołębi o swojej pasji

Bartosz Józefiak
Każdy ptak ma na nodze obrożę, dzięki której hodowcy z różnych krajów mogą odnaleźć jego właściciela
Każdy ptak ma na nodze obrożę, dzięki której hodowcy z różnych krajów mogą odnaleźć jego właściciela Paweł Relikowski
Gołębnik to ich drugi dom. Czasem nawet pierwszy... Każdy z nich ma setki ptaków, a swoich podopiecznych rozpozna nawet w locie. O wrocławskich hodowcach gołębi pocztowych pisze Bartosz Józefiak.

- Tylko proszę nie nazywać nas gołębiarzami! - obrusza się wrocławianin Waldemar Kowalski. - Gołębiarz to jest człowiek, który na dziko trzyma gołębie na działce. My jesteśmy hodowcami gołębi.

I to nie byle jakich dodajmy, a gołębi pocztowych. To ptaki, z których w czasie nie aż tak odległej II wojny światowej korzystało każde wojsko, a hodowcy ze stopniami wojskowymi pełnili ważną funkcję w armii. W latach 80. oddziały gołębi pocztowych miała jeszcze Szwajcaria.

Dziś te ptaki militarnej roli już nie pełnią. Ale sportową - jak najbardziej. Zawody gołębi są popularne niemal na całym świecie: w Europie, Południowej Afryce, Australii, Stanach Zjednoczonych, Meksyku, Chinach czy Japonii. Zwłaszcza w Południowej Afryce ten sport to wielkie pieniądze - wysokość nagród idzie w dziesiątki tysięcy dolarów. W Azji jednego z czempionów sprzedano ostatnio za 245 tys. euro!

W Polsce takich pieniędzy na wyścigach nie ma. Co nie oznacza, że brakuje nam wielbicieli tego sportu. Wrocławski okręg Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych liczy 153 członków. W całej Polsce prawie 44 tysiące osób należą do związku. Nie brakuje nam też zawodników - w zeszłym roku w całym kraju sprzedano niemal trzy mln gołębi pocztowych.

Wylot o wschodzie słońca
Podczas wojny Niemcy, zdając sobie sprawę z militarnego znaczenia gołębi, niszczyli wszystkie hodowle. Trzymanie tych ptaków było karane śmiercią. Pierwsi polscy hodowcy po II wojnie pojawili się właśnie na Dolnym Śląsku. I co ważne - miłość do gołębi przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. W rodzinie Waldemara Kowalskiego hodowcą był dziadek. U Ryszarda Czuby, prezesa wrocławskiego oddziału PZHGP, gołębiami zajmowali się starsi bracia.

Dzisiaj jednak z kolejnymi pokoleniami jest już problem, bo młodsi nie bardzo chcą się bawić w hodowlę. Najmłodsza osoba należąca do wrocławskiego oddziału ma 2o lat, ale jest wyjątkiem. I w gruncie rzeczy ciężko się dziwić. Kilkadziesiąt, a nawet kilkuset skrzydlatych podopiecznych to nie to samo, co jeden pies czy kot. Średniej wielkości hodowla to 130 ptaków. Tę gromadkę trzeba wyprowadzać (tzn. wypuszczać na oblot) dwa razy dziennie - rano i wieczorem, częściej latem, ale zimą nie można o nich zapomnieć.

- Kiedy pracuję, wstaję przed wschodem słońca, by wypuścić ptaki z gołębnika. Wieczorem pracuję przy nich niemal do zmierzchu - opowiada Ryszard Czuba. No właśnie - gołębnik. To nie buda dla psa, tylko potężny drewniany domek, który nie zmieści się na balkonie w bloku. Można go zbudować samemu albo kupić gotowy. W obu przypadkach to spore koszty - od kilku do nawet 30 tysięcy złotych.
Do tego dochodzi karma dla ptaków (najlepiej zawierająca wiele gatunków zbóż), koszty zapisów na zawody, zaobrączkowania. Poza tym ptakom trzeba poświęcać dużo czasu, bo potrzebne są im także dłuższe loty. Kiedy przychodzą zawody, hodowca jest zajęty przez cały weekend. Jak na nietypowe hobby reagują rodziny hodowców? - Mam gołębie dłużej niż żonę - śmieje się Ryszard Czuba. - Musiała się przyzwyczaić. Razem odpoczywamy na naszej działce przy ul. Skarbowców we Wrocławiu. Ja doglądam gołębi, a w tym czasie żona zajmuje się ogrodem.
Ale wśród członków związku są też osoby, które więcej czasu spędzały w gołębniku niż w domu. I zapłaciły za to swoim małżeństwem...

Ptaki wierniejsze od psów
Czy można rozpoznać każdego ze swoich 130 podopiecznych?
- Hodowca pozna swojego gołębia po kolorze oka, budowie skrzydła, a nawet po sposobie lotu - zapewnia Ryszard Czuba. - Wymienię panu numery obróż wszystkich moich gołębi. Ale ptaki także bez problemu rozpoznają swojego pana.

- Gdy podjeżdżałem do gołębnika swoim autem, ptaki podrywały się do lotu i krążyły nad nim tak długo, aż nie wysiadłem - opowiada Julian Leja i dodaje, że gołębie niemal zawsze wracają do swojego gołębnika. Czasami nawet po wielu latach.
- Ostatnio przyleciał do mnie ptak, którego wypuściłem trzy lata temu -podkreśla Leja. Ale nawet jeśli ptak się zagubi, w odnalezieniu go pomoże jego obrączka. Każdy gołąb ma unikatowy numer, dzięki któremu hodowcy z różnych krajów mogą łatwo odnaleźć ich właściciela.

Wygrana o sekundy
Hodowca w gołębniku ma zarówno samce, jak i samice, co nie jest bez znaczenia przy zawodach. Panie i panowie nie widzą się przez cały tydzień, potem widzą się przed samymi zawodami. O intymnych zbliżeniach nie ma mowy, bo te ptasie spotkania trwają raptem 10 minut. Ale dzięki temu podczas wyścigu gołębie dużo bardziej śpieszą się do domu, czyli do swoich "ukochanych".
Bo na tym właśnie polegają wyścigi gołębi - na powrocie do domu. W dzień zawodów tysiące ptaków są pakowane do jednej ciężarówki. Wywozi się je kilkaset kilometrów od swoich gołębników, często do innych krajów. Dolnośląskie gołębie wylatują na przykład z Niemiec, a najdłuższy polski wyścig rozpoczyna się w Hiszpanii. Już na miejscu startu w jednej chwili są wypuszczane. I każdy skrzydlaty zawodnik musi wrócić do swojego domu.
Czas jest mierzony precyzyjnie dzięki elektronicznej obrączce rodowej na nodze gołębia oraz specjalnemu urządzeniu w gołębniku. Obliczana jest średnia prędkość lotu każdego ptaka i na tej podstawie wyłania się zwycięzców. Gołębie lecą zwykle z prędkością 60 km/h, ale jeśli wiatr im sprzyja, potrafią osiągnąć nawet 100 km/h. - O zwycięstwie decydują sekundy - przyznaje Waldemar Kowalski.

Jak zawodnikom udaje się odnaleźć drogę do domu? Zdania naukowców są podzielone, ale przeważa opinia, że do orientowania się w terenie wykorzystują pole magnetyczne Ziemi. Ta dyscyplina coraz bardziej się komercjalizuje. W grę wchodzą przecież niemałe pieniądze. Czempionów hoduje się poprzez mieszanie genów najlepszych zawodników. Najdroższe ptaki kupowane w USA przechodzą testy genetyczne, by właściciel miał pewność, że kupił wystarczająco rasowego gołębia.

Gdzie jest sport, są i emocje. Nie zawsze przyjemne - hodowcy potrafią pokłócić się o wynik, pojawiają się oskarżenia o oszustwa. A nawet doping, bo niektórzy dokarmiają gołębie niedozwolonymi substancjami chemicznymi. Dlatego na prestiżowych zawodach (także w Polsce) przeprowadza się testy antydopingowe. - Ale takie rzeczy to margines. Zazwyczaj jesteśmy zgraną grupą pasjonatów - podkreśla Ryszard Czuba.

Głowa wędruje do góry
Hodowców do ich hobby skutecznie zniechęcają sąsiedzi. Pół biedy, kiedy gołębnik znajduje się na działce. Ale im bliżej centrum miasta, tym łatwiej o przeciwników. - Niejeden już z ich powodu zrezygnował . Ale prawie zawsze się wraca - mówi Waldemar Kowalski. - Gdy przychodzi sezon, głowa sama wędruje do góry i szuka gołębi. To jest jak nałóg. I ważne - większość hodowców nie traktuje gołębi jak wyścigowych rumaków. Zajmują się nimi dla przyjemności. - A także dlatego, że nie ma dwóch takich samych ptaków - mówi Ryszard Czuba. - Każdy gołąb jest inny, a hodowca zna dobrze je wszystkie.

Po ile są rasowe gołębie?
Rasowe gołębie można kupić na specjalnych giełdach, np. w Pszczynie na Górnym Śląsku. Ile kosztują? Ceny za osobnika wahają się w granicach od 30 do kilkuset złotych. Ale to kupno ptaków to początek...

  • chow - 50 zł
  • belg - 300 zł
  • białe - 30 zł
  • śląskie- 30 zł
  • king - 50 zł
  • staropolskie - 40 zł
  • rzeszowskie - 80 zł
  • czerwone - 60 zł
  • graniaste - 60 zł
  • niebieskie - 200 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska