Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głos z temperamentem

Robert Migdał
Piotr Krzyżanowski
Z Kayah o jej najnowszej płycie "Panienki z temperamentem", na której wspólnie z Renatą Przemyk zmierzyła się z nieśmiertelnymi piosenkami z "Kabaretu Starszych Panów", rozmawia Robert Migdał

"Kabaret Starszych Panów" to klasyka. Ba, dla mnie legenda. Nie bała się Pani zmierzyć z legendą?
Nie boję się muzyki ani pracy w studiu. Jest to dla mnie czysta przyjemność. A kiedy obcuje się z takimi piosenkami - podwójna. Ponieważ miały one już swoje mistrzowskie wykonania, nie próbowałam na siłę przeskoczyć poprzeczki. Starałam się zwyczajnie bawić i tekstem, i muzyką. Teksty, nieraz karkołomne, zawiązywały mi język na supełek, ale jaka satysfakcja, kiedy udało się go już rozwiązać (uśmiech).

Piosenki z "Kabaretu..." towarzyszyły mi przez całe dzieciństwo. Pamiętam, jak oglądałem ich w czarno-białym telewizorze, z całą rodziną, ciotkami, babcią, kuzynostwem... A Pani jakie ma wspomnienia związane z "Kabaretem...".
Podobne. I ja jako dziecko ciągle czekałam na emisję kolejnych odcinków, choć nie wszystkie wtedy niuanse były dla mnie klarowne. Niesamowite jest to, że po tylu latach mój syn jako dziecko również przepadał za piosenkami z "Kabaretu...". Niepojęta uniwersalność i wręcz nieśmiertelność. Zawsze Starsi Panowie kojarzyli mi się z niezwykłą elegancją i nieprzeciętną inteligencją. Ze smutkiem stwierdzam, że gdyby dziś stawiali swoje pierwsze kroki, przepadliby w zalewie masowego chamstwa. Dziś jak się komuś w kabarecie nie ubliży, nie wytrze kimś ust, jest się niewidzialnym. Znika, boję się, że bezpowrotnie, określenie klasy.

Ja, jako mały facet, najbardziej czekałem na występy Kaliny Jędrusik - to chyba była pierwsza kobieta seksbomba w moim życiu. Czekałem, kiedy pojawi się w TV, kiedy zaśpiewa... Dla Pani też była fascynująca?
Oczywiście. To legenda, ale nie tylko półprzymkniętych powiek i zmysłowego szeptu, chodzący seks o bujnych kształtach. To wielka aktorka, którą doskonale pamiętam i z "Kabaretu...", i z wielkich ról, np. w "Ziemi obiecanej". Jako kobieta jednak inaczej ją wspominam. Wiem, że słynęła z temperamentu, była nieprzewidywalna, wybuchowa i naprawdę daleka od konwenansów. Fascynująca swoją seksualnością, bezpośredniością i odwagą życia po swojemu. Znam tyle anegdot na jej temat! Niewątpliwie książka opowiadająca o jej życiu byłaby sensacją, a w ręce młodszych czytelników trafiłaby dopiero po ocenzurowaniu (śmiech).

Jaka jest Pani taka najukochańsza piosenka z "Kabaretu..."?
Tak się złożyło, że śpiewam moje najukochańsze dwie piosenki. Obie dość, jak na "Kabaret...", nostalgiczne - "Dla Ciebie jestem sobą" i "Do Ciebie szłam". Ta ostatnia jest mi niezwykle bliska, niezależnie od tego, w jakim punkcie w życiu się znajduję. Kiedy nagrywałam ją w studiu za pierwszym razem, nie byłam w stanie skończyć piosenki bez łez, co niestety dało się usłyszeć, i choć była to najszczersza reakcja, bałam się, że może być uznana za zabieg marketingowy. Musiałam się wziąć w garść i następnego dnia po prostu nagrać utwór raz jeszcze, wyłączając w sobie te łzawe emocje.

Przed zaśpiewaniem tych piosenek słuchała Pani godzinami poprzednich wykonań, żeby zaśpiewać inaczej, po swojemu, w swojej interpretacji?
Ja wręcz unikałam tamtych wykonań, choć przecież i tak znam je na pamięć. Jednak strach, że można tak bardzo się zasugerować pierwotnym wykonaniem, powodował, iż pragnęłam mieć amnezję. Oczywiste jest dla mnie, że aktorsko nie poradzę sobie lepiej niż pani Barbara Krafftówna i nie ma co się tu siłować. Postawiłam więc na zwykłą przyjemność obcowania z tak kulturalną i wybitną twórczością. Nie odkrywam Ameryki, bo poza Kolumbem zrobili to już artyści z epoki "Kabaretu Starszych Panów". Ja jedynie śpiewam nowoczesne wersje tamtych piosenek, chyląc głowę przed talentem ich twórców.

Kim dla Pani jest "panienka z temperamentem"? Jest Pani taką "Panienką z temperamentem"?
Jeśli chodzi o temperament, to tytuł płyty nie oznacza, że chcemy przekonać świat, że go z Renatą mamy, to tylko zgrabne zapożyczenie z piosenki. Poza płytą rzeczywiście umiemy być temperamentne. Co to oznacza? Dla mnie - wolę życia, ogromny głód wrażeń, fantazję i odwagę, bo raz kozie śmierć (śmiech.)

No właśnie. Piosenki na płytę nagrała Pani razem z Renatą Przemyk...
Wydaje mi się, że Renata w ogóle bardziej niż ja pasuje do konwencji płyty i koncepcji piosenki poniekąd aktorskiej. Nawet wolę słuchać piosenek w jej wykonaniu (śmiech). To nie tylko kwestia komfortu czy dyskomfortu, że gdy słucham moich wykonań, ciągle myślę, że mogłabym coś poprawić. Zwyczajnie pasuje mi Renaty interpretacja... no i dykcja, która jest perfekcyjna. Z moich jednak braków postanowiliśmy się trochę pośmiać i je uwypuklić. I tak dostałam do zaśpiewania piosenkę "Szarp pan bas", niemiłosiernie kaleczącą mi język częstą zgłoską R, której od dziecka nie wymawiam.

Mnie to drażni, ale wszystkim pozostałym na razie dostarcza powodu do uśmiechu. I dobrze. Bo ta płyta ma albo wzruszać, albo rozweselać. I już. To, że dzielę ten krążek z Renatą, jest dla mnie przyjemnością. Znamy się od lat, niejedno przeżyłyśmy wspólnie. Szczególnie kiedy byłyśmy sąsiadkami. Renata jest dowcipna, bystra i bardzo inteligentna. Uwielbiam z nią żartować, pić winko przy ploteczkach, ale i radzę się jej, zwierzam. To fajny człowiek. Niegdyś zupełnie bezinteresownie próbowała mi pomóc w znalezieniu wydawcy mojej płyty "Kamień". Kiedyś z kolei otworzyła mi oczy na moje fatalne zauroczenie. Nigdy nie dała mi odczuć cienia rywalizacji. Jest na nią zwyczajnie za mądra. Płyta z piosenkami z "Kabaretu Starszych Panów" była projektem, do którego nas zwyczajnie zaproszono w charakterze gościa, nie jest to nasz pomysł, my z zaproszenia skorzystałyśmy i tak przyszło nam śpiewać na wspólnej płycie. Uważam to za fajną przygodę.
Na czym polegała "łatwość", a na czym "trudność" śpiewania piosenek razem z panią Przemyk?
Z Renatą w studiu nie spotkałam się, nagrywałyśmy osobno. Dla mnie trudnością przede wszystkim było dopasowanie się do nagranych już podkładów i istniejących aranżacji, które - szczerze wyznam - nie zawsze czułam. Poruszam się trochę w innych gatunkach. Zawsze kiedy już pracuję nad płytą, mam własną koncepcję, kontrolę nad dźwiękami czy instrumentarium, jestem przecież producentem swoich płyt i aranżerem. Tu nie miałam żadnego wpływu na muzykę i czasem mnie to uwierało, delikatnie mówiąc. Pewnie gdybym od początku mogła ingerować w te kwestie, płyta brzmiałaby inaczej. Ale trzeba czasem próbować innych wyjść i nie zamykać się na nowe doświadczenia. Skupiłam się więc na zaśpiewaniu jak najszczerszym głosem.

Gdyby nie wyszło, to odpowiedzialność za porażkę będzie dzielona na dwie?
Płyt nie nagrywam dla poklasku. Kiedy jestem w studiu, myślę jedynie o tym, by to, co robię, zrobić dobrze, a nie na tym, jak to będzie potem ocenione. Nie obchodzą mnie kwestie wpadek i porażek. Nie pragnę się nikomu przypodobać ani z nikim ścigać. To nie jest sport, gdzie możesz zmierzyć odległości, wysokości i szybkość. Nie produkuję przebojów na siłę. To mój świadomy wybór. Interesuje mnie sztuka. Ta czasem bywa niezrozumiana.

Myśli Pani, że piosenki Starszych Panów dzięki Pani i pani Renacie Przemyk będą miały szansę narodzić się na nowo? Zjednać sobie kolejne pokolenie fanów, wielbicieli, miłośników? Odkrywacie je na nowo?
"Kabaret Starszych Panów" w moim pojęciu zawsze reprezentował kulturę wyższą, a ta, niestety, w zastraszającym tempie wymiera w naszym kraju. Tą płytą wracamy do wspomnień, składamy hołd jej autorom, ciesząc się, że możemy mieć swój mały wkład w propagowanie czegoś tak wartościowego, jak te zgrabne utwory. Wierzę, że za sprawą tej płyty przypomnimy współczesnemu odbiorcy, który być może stroni od archiwalnych trzeszczących nagrań, jak karkołomny, lecz piękny jest język polski, jak można się nim subtelnie i dowcipnie posługiwać, nienachalnie i taktownie nazywać rzeczywistość.

Pani syn, Roch, słuchał piosenek "Kabaretu..." w Pani wykonaniu? Podobały mu się?
Owszem, choć nie jest moim fanem. Zdecydowanie woli Nirvanę (śmiech). Najbardziej podobała mu się piosenka "W czasie deszczu dzieci się nudzą".

Cały czas mnie Pani zaskakuje. Rok po roku jakaś inna płyta - a to "Skała", potem krążek nagrany z kwartetem, teraz piosenki Przybory i Wasowskiego. Jaka będzie kolejna Pani płyta? W jakim klimacie? Może rodem z Ameryki Południowej, bo chodzą plotki, że kupiła Pani dom w Brazylii.
Plotkami się nie zajmuję (śmiech). Kocham muzykę brazylijską, o wiele bardziej mi pasuje niż latynoska, gdzie wszystko wydaje się przewidywalnie banalne. W brazylijskiej muzyce są niuanse i romantyzm, jest tęskna i bardzo seksowna. Ale ten kierunek muzyczny będzie jeszcze musiał poczekać. Na razie jestem zauroczona graniem kameralnym, akustycznym, eksperymentalnym instrumentarium i naprawdę projektami elitarnymi, a więc nie dla wszystkich (śmiech). Ale ponieważ "La donna e mobile" - sama też nie wiem, co przyniesie następny dzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska