Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie są ci ludzie dobrej woli

Aleksander Malak
fot. Paweł Relikowski
Ponieważ "najwyraźniej słuchanie rodzimego języka sprawia mi szczególną przykrość" (Mark Twain), dziś o języku właśnie. Kiedyś język, zwłaszcza rodzimy, służył do porozumiewania się, mówiąc krócej, do rozmowy. Potem rozmowę zastąpiła komunikacja. Jeden, drugi esemes, jeden, drugi mejl, bach, bach i wszystko jasne?

Teraz nie ma już nawet tego. Mogę, niczym słynny amerykański filozof Francis Fukujama, który w 1989 roku ogłosił "koniec historii", ogłosić pod koniec roku 2012 koniec języka polskiego. Bo doszło już do tego, że "piękna mowa polska dostała konwulsji" (Jerzy Krzysztoń).

Co więcej, właśnie w owym pięknym, polskim języku głoszone jest ostatnio hasło rozpleniania się "mowy nienawiści". Zupełnie nie rozumiem, o co chodzi, bo przecież język, mowa to w gruncie rzeczy pojęcia obojętne, rzec można, apolityczne. Jak, nie przymierzając... skarpetka. Ni lewa, ni prawa. Owszem, można język nacechować, ale przecież nie będzie to mowa nienawiści, tylko nienawiść w mowie. I z tym, niestety, muszę się zgodzić, ponieważ nienawiść w mowie to dzisiaj nasz chleb powszedni.

I nie oszukujmy się, że winą za ten stan rzeczy należy obarczyć polityków i spierać się, który zaczął. To bez sensu, tym bardziej że w ten sposób możemy dojść do króla Dawida ("osaczyli mnie nienawistnymi słowami" - psalm 109). Może lepiej uderzyć się we własne piersi. Czyż to nie my ochoczo trąbimy o wolności słowa? A przecież "bezustanne ujadanie na temat wolności prasy oznacza - z paroma honorowymi wyjątkami - wolność zajmowania się skandalami, zbrodnią i seksem oraz pogoń za sensacją, szerzenie nienawiści, obmowę i wykorzystywanie propagandy dla celów politycznych i finansowych" (Raymond Chandler).

To my, dziennikarze, będąc dysponentami, czy może lepiej - przekaźnikami słowa, chcąc, nie chcąc, ale chyba bardziej chcąc, sprawiamy, że wszelkie plugastwo, każda obrzydliwość, wreszcie jad i nienawiść sączące się czy to z gmachów, w których uprawia się chamską politykę, czy z internetu, w którym uprawia się po prostu chamstwo, urasta do rangi nie, nie wiadomości, do rangi "njusa".

To my w pogoni za owym "njusem" nobilitujemy język podły i niegodziwy.

Potem dziwimy się obłudnie, że ten "język podły i niegodziwy jest dla niegodziwca rodzajem tarczy ochronnej, pancerzem, gwarantem bezkarności" (Ryszard Kapuściński). Nie wspomnę już o tym, że generalnie język polskiego dziennikarstwa jest "jego achillesową piętą" (W. Sapronow).

Może więc nie powinienem się dziwić, że ową głupawą zbitkę pojęciową pod nazwą "mowa nienawiści" ni stąd, ni z owąd uczyniono ostatnio tematem dnia, podczas gdy to nie mowa jest istotna, ale przede wszystkim nienawiść.

Skoro już o niej mowa, pamiętajmy, że po pierwsze "nienawiść jest uczuciem, na które w zasadzie trzeba porządnie zasłużyć, jeśli się ma do czynienia z prawdziwym człowiekiem" (Marek Hłasko), więc zbytnio nią nie szafujmy, i po drugie, że "łatwiej rzucić picie, niż opanować nienawiść" (Philip Roth).

Najlepiej jednak, jak 45 lat temu (już?!), śpiewał Niemen: "nie ranić słowem, tak jak nożem", a "nienawiść w sobie zniszczyć". Niemen wierzył, że tak się stanie, bo przecież "ludzi dobrej woli jest więcej". Po półwieczu trzeba jednak zapytać - gdzie są ci ludzie? A może darować sobie wszelkie rozważania o mowie, nienawiści i "mowie nienawiści", i cieszyć się, że jednak "obracanie językiem jest zawsze lepsze niż obracanie ku sobie dział" (Winston Churchill)?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska