Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie kończy się wdzięczność, a zaczyna korupcja?

Jacek Antczak
Jak odróżnić łapówkę od dowodu wdzięczności? Kodeks karny rozróżnia kilka form korzyści majątkowych
Jak odróżnić łapówkę od dowodu wdzięczności? Kodeks karny rozróżnia kilka form korzyści majątkowych Dariusz Gdesz
Namiot dla nauczyciela, dzięki któremu klasa zdała maturę, bilet do opery dla przyjaciela z więzienia, kopa jajek dla lekarza. Jaka jest różnica między łapówką a dowodem wdzięczności i gdzie kończy się wdzięczność, a zaczyna korupcja, próbuje dowiedzieć się Jacek Antczak.

- W prawie nie ma czegoś takiego, jak "dowód wdzięczności", ale pojęcia, jak "korzyści majątkowe i osobiste", jak najbardziej - mówi Marek Poteralski, sędzia wrocławskiego Sądu Okręgowego. - W prawie może nie ma, ale w życiu ludzka wdzięczność istnieje i trudno zabraniać jej okazywania człowiekowi, który odczuwa potrzebę podziękowania na przykład za uratowanie życia - ripostuje wybitny wrocławski kardiochirurg dziecięcy profesor Krzysztof Wronecki.

Po głośnym procesie i nieprawomocnym jeszcze wyroku dla ordynatora szpitala MSW Mirosława G. w całej Polsce rozgorzała debata o różnicy między łapówkami a prezentami, wręczanymi na przykład nauczycielom czy lekarzom przez uczniów lub pacjentów. Czy istnieje granica, kiedy duży bukiet kwiatów albo zestaw bombonierek staje się łapówką? Czy wręczenie (i przyjęcie) wina za 16 złotych jest przestępstwem lub zachowaniem etycznie podejrzanym, czy staje się nim dopiero gdy trunek okazuje się ekskluzywny i jego wartość wynosi ponad 200 złotych? A co z rowerem dla nauczyciela, na który złożyli się uczniowie po zdanej maturze?
Przed wrocławskim sądem toczy się dużo spraw korupcyjnych. Ale nie każdą sprawę prokuratura czy sąd uznaje za ewidentny przykład łapówkarstwa.

Zapytaliśmy o przykłady takich zachowań i opinie lekarza, nauczyciela i prawnika.

Korupcja? Pracuję jako lekarz od 40 lat i nie mam złudzeń. Powiedzenie, że tylko ryba nie bierze i wszystko jest kwestią ceny, jest prawdziwenie tylko w Polsce. Gdyby tak nie było, nie byłoby głośnych spraw na przykład w brytyjskich czy holenderskich rodzinach królewskich - mówi profesor Krzysztof Wronecki, wrocławski kardiochirurg dziecięcy i wiceprzewodniczacy Komisji Etyki Dolnośląskiej Izby Lekarskiej.

- Nie oszukujmy się: dopóki nie poprawi się sytuacja w służbie zdrowie, nie zlikwiduje się kolejek do specjalistów i szpitali, wielu pacjentów będzie wręczać łapówki, a wśród moich kolegów lekarzy zawsze znajdą się tacy, którzy się nie oprą.

Profesor Wronecki zapewnia jednak, że sytuacja z roku na rok się poprawia. Przybywa prywatnych placówek, gdzie pacjent nie musi niczego załatwiać, tylko płaci i wymaga. Poza tym od czasów, gdy ministrem zdrowiabył Zbigniew Religa i znacząco zwiększył pensje lekarzom, ci coraz rzadziej ulegają pokusom. A dlaczego w ogóle ulegają? Na przykład warszawski ordynator ze szpitala MSW Mirosław G., który został skazany za branie pieniądze i prezentów od pacjentów?

- Z kardiochirurgami w ogóle jest tak, że uważają się za lekarską elitę elit, najlepszych z najlepszych, wybrańców bogów - uważa profesor Wronecki, który raz po raz zaznacza, że karygodne jest to, gdy lekarz przyjmuje łapówkę przed przyjęciem do szpitala czy uzależnia od niej przeprowadzenie zabiegu. Ale, jego zdaniem, zupełnie inna sprawa to podziękowanie, a nawet przyjęcie "dowodu wdzięczności" już po wyjściu pacjenta ze szpitala. - Po prostu nie da się ludziom zabronić wyrażania wdzięczności, jeśli odczuwają taką potrzebę - tłumaczy Krzysztof Wronecki.

Korzyść to korzyść
Ale w nieprawomocnym jeszcze wyroku na warszawskiego kardiochirurga sąd uznał, że "dowody wdzięczności" dla lekarza są niedopuszczalne - niezależnie od tego, czy pacjent wręczył je przed, czy już po operacji. Nawet - bodaj po raz pierwszy - sprecyzował, że za takie "niedopuszczalne" podziękowania uważa nie tylko pieniądze (w kopertach czy bez), ale także alkohol, drogie wydawnictwa, dzieła sztuki, a nawet bukiety kwiatów, jeśli są warte kilkaset złotych.

- Nie będę komentował tego wyroku, ale zaznaczam, że w kodeksie karnym nie ma takiego pojęcia, jak "dowody wdzięczności". Są natomiast "korzyści majątkowe" i "osobiste" oraz sytuacje, w których ich uzyskiwanie jest przestępstwem - tłumaczy sędzia Marek Poteralski z wrocławskiego Sądu Okręgowego.

- Nie oznacza to jednak, że starsza pani, która przyniosła lekarzowi w podziękowaniu za opiekę nad mężem kopę jajek i ordynator, który je przyjął, zostaną skazani za korupcję. Prokuratura i sąd mają wiele instrumentów, by taką sprawę ocenić i potem odmówić wszczęcia postępowania lub je umorzyć - tłumaczy obrazowo sędzia Poteralski. Ale przyznaje, że spraw korupcyjnych jest dużo, choć najczęściej dotyczą funkcjonariuszy publicznych takich jak policjanci, urzędnicy (są nimi też np. ordynatorzy w szpitalach, ale ich zastępcy już nie) czy osób na kierowniczych stanowiskach.

- W ostatnich latach mamy słynne procesy o korupcję w piłce nożnej, gdzie zarzuty usłyszało już około 600 osób, albo, dla przeciwwagi, pojedynczy przypadek pracownika banku, który w zamian za korzyści majątkowe zawyżał zdolność kredytową klientów - wylicza sędzia Poteralski.
To ewidentne przykłady łapówkarstwa, ale jest mnóstwo niejednoznacznych, które ocenia dopiero sąd. Kilka lat temu funkcjonariusz służby więziennej z wrocławskiego aresztu śledczego był podejrzany o korupcję i przekraczanie uprawnień. Za to, że przenosił grypsy od aresztantów, dostawał bilety do opery. Sąd uznał jednak, że aresztant zakolegował się z funkcjonariuszem, a w takim przypadku fundowanie sobie biletów do kina czy teatru nie jest przestępstwem. Niedawno pisaliśmy też o policjantach z drogówki, którzy m.in. przyjęli od kierowcy kalendarze (zobacz, jak się drogówka dogaduje z kierowcami STENOGRAMY Z PODSŁUCHÓW W RADIOWOZACH). Prokuratura uznała to za łapówkę w czystej postaci.

- Korupcja to zarówno korzyści majątkowe, jak i osobiste, w których nie ma mowy o konkretnej kwocie, ale na przykład o załatwieniu komuś jakiejś funkcji czy odznaczenia - tłumaczy sędzia Poteralski. - Jeśli ktoś w "dowód wdzięczności" za jakąś urzędową przysługę zamówiłby swojemu znajomemu na wieczór luksusową prostytutkę, której usługi są warte- powiedzmy - 10 tysięcy złotych, to sąd rozpatrzy, czy to była korzyść osobista, czy majątkowa, ale raczej nie będzie wątpliwości, że to była korupcja - dodaje sędzia.

To nie teoria. Kilka lat temu jeden z byłych wrocławskich prokuratorów oskarżony został m.in. o przyjmowanie korzyści osobistych w postaci intymnych zbliżeń z podejrzaną, której sprawę prowadził. Zdaniem sędziego korupcja jest wielkim zagrożeniem dla polskiej demokracji, rozwoju ekonomicznego i społecznego, dlatego relatywizowanie i lekceważenie wszelkich jej przejawów jest niedopuszczalne.

- Ale choć od dawna są przepisy, że osoby, które zgłoszą, że dały łapówkę, nie będą ukarane, tych zgłoszeń jest mało - przyznaje sędzia. - Ustawodawcy nie udało się więc na razie rozbić solidarności tych, którzy dają, i osób skorumpowanych.

Rower za dojrzałość, rzeźba za życie
Czy granica między korupcją a podziękowaniem jest tak trudna do wychwycenia? Standardowym przykładem na wyrażanie wdzięczności, poza placówkami służby zdrowia, są szkoły publiczne, a nawet przedszkola.

Rodzice maluchów jednego z przedszkoli zaprosili wychowawczynię na grilla, a poza poczęstunkiem główną atrakcją była laurka przygotowana przezsześciolatków. Na zakończenie podstawówki jeden z wychowawców dostał komplet sztućców w skórzanym etui, inny perfumy. Gimnazjaliści, dziękując nauczycielowi - miłośnikowi gór - kupili mu namiot, a licealiści po maturze zaprosili wychowawczynię do parku i... wsadzili na rower, który kosztował ich grubo ponad 2000 złotych.

- Najdroższym prezentem, jaki dostałem od uczniów, był zegarek Citizen - opowiada Grzegorz Sudnik, wicedyrektor zespołu szkół w Długołęce, nauczyciel wiedzy o społeczeństwie i historii. - Przyjąłem go, ale tylko dlatego, że to było na zjeździe absolwentów mojej klasy, pięć lat po ukończeniu przez nich nauki we wrocławskim technikum - wspomina.
Jego zdaniem zwyczaje do-tyczące dowodów wdzięczności zarówno w oświacie, jak i służbie zdrowia czy kontaktach z urzędami, zmieniają się. - O ile w latach 80. funkcjonowała, jak najbardziej prawdziwa, świadomość , że jeśli nie posmarujesz, to niczego nie załatwisz, o tyle dziś coraz więcej ludzi wie, co im się należy od szkoły czy lekarza - mówi Grzegorz Sudnik, w którego szkole wprowadzono kodeks etyczny, w myśl którego np. nauczyciele nie mogą udzielać korepetycji uczniom swojej szkoły. - Rodzice i uczniowie wychodzą z założenia, że mogą podziękować nauczycielom i przynieść im różyczkę czy bombonierkę, ale nie muszą- tłumaczy.

Zdaniem Sudnika nie ma już znaczenia, czy uczniowie są z miasta, czy z wioski, bogatsi czy biedniejsi. Na ogół na koniec roku składają się na bukiet dla wychowawcy i dają po różyczce pozostałym nauczycielom.

- Kiedyś starsi pedagodzy porównywali i komentowali, kto dostał więcej kwiatów. Teraz to nie ma znaczenia - tłumaczy nauczyciel, który nie uważa, że drobne prezenty wręczane w podziękowaniu są czymś karygodnym i niedozwolonym. - Każdy wykonuje swoje obowiązki najlepiej jak potrafi, ale nie potrafiłbym potępić ludzi, którzy chcą podziękować lekarzowi za ratowanie ich bliskich i uznać za łapówkarza nauczyciela, który przyjmie od maturzystów wieczne pióro - przyznaje Sudnik.

Profesor Wronecki trafił kilka lat temu do szpitala. Był w ciężkim stanie. Wyszedł z tego.
- Kupiłem potem dziesięciu dziewczynom dziesięć zestawów kosmetyków, których koszt nie przekraczał 30 złotych - kardiochirurg zwierza się, jak podziękował za "wykonywanie obowiązków" pielęgniarkom i salowym. Leżał na tej samej sali z przyjacielem Eugeniuszem Getem Stankiewiczem. Get zrobił dla niego "za friko" grafikę, którą lekarz z podpisem "Za uratowanie życia" podarował też oddziałowi.

- To było w szpitalu, którego dyrektorem jest profesor Wojciech Witkiewicz, mój kolega z roku i z grupy. Po kilku miesiącach od wyjścia ze szpitala, gdy wręczano mu doktorat honoris causa, kupiłem w antykwariacie rzeźbę "Wdzięczność" i mu ją podczas tej uroczystości wręczyłem - opowiada Wronecki, któremu nawet przez myśl nie przyszło, że zrobił coś złego.- A wielu pacjentów nie ma takich możliwości i pomysłu, za to ma równie ogromną potrzebę odwdzięczenia się. Stąd biorą się kolejne koniaki w barkach lekarzy - tłumaczy Wronecki.

Kiedy kilkanaście lat temu pracował w Niemczech, po oddziale szpitala oficjalnie chodziły pielęgniarki z puszkami, do których pacjenci wrzucali po 20, 50 marek. Potem z tych pieniędzy organizowano imprezę dla personelu. I nie musiano kupować alkoholu, bo niektórzy niemieccy pacjenci oprócz pieniędzy przynosili jeszcze po skrzynce szampana. -Przypomniało mi to dawne czasy w Polsce, gdy niektórzy z moich kolegów lekarzy chodzili z koniakami do peweksów i dostawali za te dowody wdzięczności od pacjentów po parę dolarów - wspomina Wronecki. - Tak dorabiali do pensji. Jeden z legendarnych we Wrocławiu lekarzy, który nie lubił tych trunków, zwykł mawiać z żalem: "Że też nikt nie wpadnie na to, by wpaść z połówką i kaszanką". Nie ma co ukrywać, że powiedzenie, iż "kwiatów nie da się wypić", naprawdę było w obiegu - dodaje kardiochirurg. Czy po sprawie doktora G. już żaden lekarz nie powie tak do pacjenta?

Jacek Antczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska