Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Bachowski: chcemy, by był świętem muzyki

Katarzyna Kaczorowska
Jan Tomasz Adamus
Jan Tomasz Adamus materiały prasowe
Jan Tomasz Adamus, dyrektor Capelli Cracoviensis, dyrygent opowiada o jubileuszowej – 15. – edycji Festiwalu Bachowskiego w Świdnicy.

Festiwal Bachowski w Świdnicy, bo…
Bo w 1729 roku kantorem-organistą Kościoła Pokoju w Świdnicy został mianowany Christian Gottlob Wecker, uczeń Johanna Sebastiana Bacha, z którym współpracował w Lipsku. Zachował się list, w którym Bach poleca Weckera świdnickiej radzie parafialnej, a także jego listy do Weckera dotyczące bachowskiej Pasji. Oczywiście nikt nie mówi, że w Świdnicy mamy rękopisy Bacha, ale w Kościele Pokoju przez lata utrzymywał się wysoki poziom kultury muzycznej.

Skąd to wiadomo?
Chociażby z zasobów archiwalnych, a przecież są niekompletne z powodu pożaru tzw. starego archiwum parafialnego.

Piętnastolecie Festiwalu, który rozpocznie się w najbliższy piątek (25 lipca), to dobry czas na podsumowania?
Tak i po tych piętnastu latach można powiedzieć, że to był naprawdę dobry pomysł. Oczywiście Bach jest pretekstem. Gramy nie tylko jego utwory, ale też innych autorów i z różnych epok. Warunek jest jeden – gramy rzeczy dobre. W tym roku, już po raz drugi w historii, zaprosimy ludzi w podróż w czasie, do początków XX wieku. Trudno zresztą na Festiwalu Bachowskim grać tylko i wyłącznie Bacha. Ten Festiwal stał się ważną częścią klasycznej sceny muzycznej w regionie i już choćby z racji rangi, uznaliśmy, że konieczne jest rozszerzanie formuły.

Wydaje się, że festiwale o dużej randze przypisane są do dużych ośrodków, a wy stworzyliście markę, macie melomanów przyjeżdżających nie tylko z Dolnego Śląska, ale też z całej Polski.
Czasy się zmieniają. Był etap, kiedy ludzie zamykali się w obrębie małych balkonów, na których stawiali dwa krzesełka i stoliczek, ale od kilku lat obserwujemy zmiany: coraz więcej podróżujemy, jesteśmy coraz bardziej ciekawi świata. Na niektóre koncerty Festiwalu przyjeżdżają ludzie z bardzo odległych miast. Od kilku lat mamy tradycyjną wycieczkę o nazwie „Barokowa podróż” – organizowaną dla krakowskich melomanów, którzy niemalże w stałym składzie przyjeżdżają do Świdnicy. Ale rzeczywiście ludziom nie zawsze mieści się w głowie, że ważny festiwal może się odbywać w małym ośrodku. To widać po reakcji mediów, które – kiedy przyjeżdża do nas wybitny artysta – nie dowierzają, że gwiazda może zagrać w niedużym mieście. Proszę mi jednak wierzyć, Mozart w Paryżu i Mozart w Świdnicy mogą brzmieć tak samo dobrze.

I Mozart zabrzmi na na finał.
W drugi weekend Festiwalu zapraszamy melomanów na dwa tytuły operowe: Dydonę i Eneasza Purcella oraz Don Giovanniego Mozarta na historycznych instrumentach i w wersji koncertowej z drobnymi elementami ruchu. U Mozarta tkanka muzyczna jest tak bogata, że nie zawsze trzeba ją uzupełniać scenografią, a po drugie – wnętrze Kościoła Pokoju jest tak oszałamiające, tak piękne, że trudno sobie wyobrazić przysłanianie go dekoracjami.

Czy jubileuszowa edycja była przygotowywana szczególnie długo?
Wiadomo, że różne elementy dopina się w różnym czasie, ale też i Festiwal Bachowski nie jest supermarketem, gdzie co roku coś tam się wrzuca na półki i mówi ludziom, że teraz usłyszą gwiazdy, bo akurat mają one trasę w tym rejonie Europy. Każdą edycję osadzamy w jakimś kontekście.

To znaczy?
To znaczy, że na przykład chcemy mieć kantaty Bacha grane z empory, czyli z chóru muzycznego w Kościele Pokoju. I rozmawiamy z twórcami, którzy mogliby je wykonać w taki sposób. W tym roku już drugi raz będzie gościł na Festiwalu Andrew Parrott, legendarny wykonawca Bacha. Do tej pory, również za sprawą niemieckiej tradycji, silny był zwyczaj wykonywania Bacha z udziałem rozbudowanych chórów. Monumentalnie. A Parrott był jednym z tych, którzy odkryli, że grano go w składach kameralnie.

We Wrocławiu w zeszłym roku usłyszeliśmy taką kameralną Pasję Bachowską.
Dokładnie tak. Ale proszę sobie wyobrazić, że Parrott, który jest absolutną legendą w świecie muzycznym, to w Świdnicy właśnie pierwszy raz w życiu grał Bacha z empory kościoła, a nie z dołu.

Nikt mu wcześniej tego nie zaproponował?
Nie, bo wszyscy chcą mieć wykonawcę przed ołtarzem, bo chcą sprzedać normalnie bilety. A rzecz w tym, że te utwory były wykonywane w czasie nabożeństw i właśnie z chóru. Oczywiście miało to konkretny kontekst liturgiczny, ale muzycznie większe znaczenie dzisiaj ma to, że z empory dźwięk rozchodzi się inaczej. Tę muzykę naprawdę inaczej słychać i można się o tym przekonać właśnie w Świdnicy. Staramy się naszych gości co roku zapraszać w ciekawą podróż, odsłaniać nowe konteksty muzyczne. Stąd też i Mendelssohn, który zostanie zagrany w piątek na otwarcie Festiwalu, w niewielkim, ale przepięknym, gotyckim kościele w Makowicach. Przeciętny Polak kojarzy tego kompozytora z marszem weselnym, u nas będzie można usłyszeć utwory inspirowane przyrodą, tworzone z myślą o koncertach plenerowych. A jednocześnie zderzymy Mendelssohna z Schoenbergiem i zapewniam, że będzie to szalenie ciekawa propozycja.

Kreujecie też coś, co się nazywa pozytywnym snobizmem.
Tak, sugerujemy słuchaczom odpowiedni strój na koncerty. Zależy nam na odbudowaniu tego, co kiedyś nazywało się kulturą muzyczną, tym szczególnym entourage człowieka kulturalnego, dla którego kontakt ze sztuką jest przeżyciem i inspiracją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska