Felieton Janusza Michalczyka: Dlaczego ekolodzy nienawidzą facetów?

A mówiąc precyzyjniej - robienia dzieci. Dlaczego akurat facetom, a nie kobietom? Bo chłopy jedzą znacznie więcej mięsa. Domyślam się, że część Czytelników po przeczytaniu tych słów drapie się z zakłopotaniem po głowie, podejrzewając głupi dowcip. A niektórzy już skojarzyli, że chodzi o jakąś wariacką inicjatywę obrońców praw zwierząt. Faktycznie.
Kampanię, o której mowa, prowadzi w Niemczech organizacja PETA, który to skrót tłumaczy się jako: Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt. Punktem wyjścia są badania, z których rzekomo wynika, że mężczyźni są znacznie gorsi dla środowiska niż kobiety, ponieważ jedzą więcej mięsa. A jak wiadomo hodowla na skalę przemysłową przyczynia się w poważnym stopniu do globalnego ocieplenia. Oczywiście, logika takiego rozumowania jest pozorna, bo równie dobrze można by domagać się odbierania mężczyznom prawa jazdy na podstawie statystyk, z których wynika, że stanowią oni większość kierowców, zaś auta emitują zabójczy dwutlenek węgla.
Dla mnie jest jasne, że mówienie o zakazie seksu czy rozmnażania to prowokacja, która ma przykuć uwagę opinii publicznej i wywołać szerszą dyskusję. Jednak konsekwencją takiego podejścia jest wywołanie prześmiewczej reakcji mięsożernych konserwatystów, którzy mają dobry powód, by wszystkim jedzącym soję obrońcom środowiska przypiąć łatkę oszołomów.
Inna sprawa, że gdy spojrzeć na zagadnienia, które poruszają polscy aktywiści z organizacji PETA, to ujmują się oni np. za rakami i homarami wrzucanymi do wrzątku oraz szczurami i myszami wykorzystywanymi w badaniach naukowych. Homarów i raków nie jadam, za właściwe uważam opracowywanie leków poprawiających zdrowie i ratujących życie ludzi. Bez idealistów świat byłby okropny, ale skrajny idealizm to prosta droga do mnożenia absurdów. Że o seksie nie wspomnę...