FC Sankt Gallen - Śląsk Wrocław 2:0
Śląsk Wrocław pojechał do Szwajcarii bez pięciu kontuzjowanych graczy. Urazy wykluczyły z tego spotkania Łukasza Bejgera, Mateusza Bartolewskiego, Patricka Olsena, Filipa Rejczyka oraz Juniora Eyambę. WKS mając na uwadze problemy kadrowe, skorzystał z przysługującego pucharowiczom prawa do przełożenia ligowego spotkania. Niedzielny mecz z Radomiakiem Radom został odwołany, więc podopieczni Jacka Magiery mogli w 100 proc. skupić się na środowej potyczce w Szwajcarii.
Magiera nie eksperymentował ze składem. Względem ostatniego, wygranego 3:1 spotkania z Riga FC dokonał tylko jednej zmiany: w środku pola zamiast kontuzjowanego Rejczyka oglądaliśmy Marcina Cebulę, który z Rygą wszedł w przerwie i prezentował się zaskakująco dobrze.
Na trybunach zasiadło około tysiąca fanów Śląska, a ich doping był słyszalny. WKS z wysokości trybun wspierał także m.in. mieszkający niedaleko granicy ze Szwajcarią (w Austrii) legendarny trener Tadeusz Pawłowski.
Początek spotkania z 4. drużyną poprzedniego spotkania ligi szwajcarskiej należał do gospodarzy. Bojaźliwie grający Śląsk sam sprokurował okazję, tracąc piłkę tuż przed własnym polem karnym, która zakończyła się golem Chadraca Akolo. Napastnik z Demokratycznej Republiki Konga z łatwością wskoczył przed Mateusza Żukowskiego i tylko dopełnił formalności, dostawiając nogę. Szwajcarzy od 5 min prowadzili 1:0.
WKS miał swoje okazje, w tym dwie 100-procentowe. Najpierw w sytuacji sam na sam fatalnie zachował się Sebastian Musiolik, nieudolnie lobując bramkarza, a potem - po dobrze rozegranym stałym fragmencie gry - idelną okazję miał Piotr Samiec-Talar. Wychowanek Śląska składał się do strzału głową, lecz futbolówka trafiła go w bark, po czym odbiła się od poprzeczki i wróciła na boisko.
Stankt Gallen dalej robiło to, z czego jest znane, czyli w odpowiednich momentach zakładało bardzo wysoki pressing. Strzeliło w ten sposób pierwszego gola, a w 41 min dołożyło drugiego. Tym razem Aleks Pektov - jak mawia się w piłkarskim żargonie - wsadził na konia Petera Pokornego, zagrywając mu trudną piłkę, kiedy ten miał na plecach rywala, Sankt Gallen przejęło ją i za sprawą Francuza Willema Geubbelsa podwyższyło prowadzenie.
Śląsk miał prawo czuć duży niedosyt. Tylko do przerwy jeszcze jedną dobrą okazję miał Musiolik, lecz nie zorientował się, że po przebitce futbolówka spadła mu pod nogi i nie był w stanie skierować jej w światło bramki.
Na drugą połowę nie wyszedł Serafin Szota, którego na lewej obronie zastąpił Tommaso Guercio. Ta połowa należała do gości z Wrocławia, którzy może i nie kreowali wielu okazji, ale grali odważniej i kilka razy zmusili bramkarza do sporego wysiłku. Raz Lawrence Ati-Zigi w ostatniej chwili zdjął piłkę z głowy Musiolikowi, chwilę później świetnie sparował mocne uderzenie wprowadzonego z ławki Buraka İnce, a potem - nie bez problemów - poradził sobie z bombą Żukowskiego zza pola karnego.
Nie można odbierać Śląskowi ambicji i walki do końca o choćby jednego gola, lecz bramkarz reprezentacji Ghany zachował czyste konto. Sankt Gallen dopiero w końcówce - kiedy Śląsk już mocno się odkrył - miało dwie niezłe okazje, lecz raz zabrakło precyzji, a chwilę później Leszczyński sparował piłkę na poprzeczkę.
Śląsk Wrocław przegrał w Szwajcarii 0:2 i choć stawia to wicemistrzów Polski w bardzo trudnym położeniu, to nie są pozbawieni szans na odrobienie strat we Wrocławiu. Rewanż z FC Sankt Gallen rozegrany zostanie w czwartek 15 sierpnia na Tarczyński Arena. Wcześniej (niedziela 11 sierpnia) WKS zagra z Widzewem w Łodzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?