Według oficjalnych wyjaśnień, grupa prowadząca kilkutysięczny peleton pomyliła się i zamiast jednego okrążenia wokół stadionu (po którym należało wybiec na ulicę) zrobiła aż dwa, więc znalazła się na końcu stawki. W ten sposób nieoczekiwanie urzeczywistniło się ewangeliczne przesłanie o tym, że pierwsi będą ostatnimi. Czy jakoś podobnie to idzie... Przez chwilę myślałem, że numer z brakującymi pachołkami wymyślono po to, żeby niejako wyrównać szanse naszych biegaczy ze znacznie szybszymi gośćmi z Kenii. Tak jak w szachach dużo mocniejszy gracz rezygnuje w towarzyskiej rozgrywce już na starcie z gońca czy wieży, a to w takim celu, by słabszy przeciwnik miał choćby cień szansy na zwycięstwo. Moje podejrzenia były chyba niesłuszne, gdyż we Wrocławiu wygrał Kenijczyk. Nawiasem mówiąc, nie jestem pewien, czy pomogłyby dodatkowe dwa lub trzy okrążenia wokół stadionu, bo oni na Czarnym Lądzie podobno od małego zasuwają po stepie za antylopami.
Pomysł wrocławskiej fundacji można by wykorzystać na zupełnie innych polach. Wyobrażam sobie na przykład, że szef dolnośląskiej Platformy Jacek Protasiewicz nie wyrzuca europosła Piotra Borysa (stronnika Grzegorza Schetyny) z listy kandydatów tej partii do Parlamentu Europejskiego. Zamiast tego ustala regułę, że Borys wygra rywalizację z pozostałymi kandydatami na liście PO pod warunkiem, że padnie na niego co najmniej jeden tysiąc metrów więcej (sorry, głosów więcej). Darujmy sobie dyskusję, czy Borys przypomina Kenijczyka. Pozostaje bezsporne, że pobiegł i to dość szybko do prokuratury z doniesieniem na kolegów, którzy dali się nagrać przez innych kolegów przed decydującą rozgrywką Protasiewicza ze Schetyną w Karpaczu.
Jakąś kombinację z pachołkami zrobiono na Krymie, gdzie w niedzielnym referendum za połączeniem z Rosją zagłosowało rzekomo ponad 96 proc., podczas gdy osób przyznających się do pochodzenia rosyjskiego mieszka tylko ok. 60 proc. Nie wiem, ile dodatkowych okrążeń musieli przebiec tym razem przeciwnicy Władimira Putina, ale wynik mówi sam za siebie. Na Krymie pachołków nie brakowało. Odwrotnie, pachołków było tam zdecydowanie za dużo. Wszyscy widzieli w telewizji, że było ich całe mnóstwo. Oczywiście, w mundurach bez żadnych oznaczeń.
Nie ulega wątpliwości, że brakujące trzy "pachołki Moskwy" odnajdą się u nas w zbliżających się kampaniach wyborczych. PiS nigdy nie ukrywał, że to Bronisław Komorowski, Donald Tusk i Radosław Sikorski. Majdan i Krym im nie pomogą. Dla nich jest nawet gorzej, bo widać, że nie poznali się na Putinie. I nieważne, że nikt jeszcze nie widział, żeby pachołek zaczął fikać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?