Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

EURO 2016 - ludzie z Dolnego Śląska na wielkich imprezach

Jakub Guder
fot. GD - Polska Press Grupa
Zygmunt Kalinowski, Władysław Żmuda, Roman Wójcicki, Ryszard Tarasiewicz, Filip Starzyński, Piotr Zieliński... Co ich łączy? Wszyscy na wielkie imprezy piłkarskie dostali się, grając w piłkę na Dolnym Śląsku.

W naszej piłkarskiej drużynie narodowej, która zwycięstwem 1:0 z Irlandią Północną zaczęła w niedzielę mistrzostwa Europy, mamy dwa dolnośląskie akcenty. Pierwszy to Filip Starzyński, który ostatnie pół roku występował w Zagłębiu Lubin. To właśnie grając na Dolnym Śląsku, pomocnik zapracował sobie na powołanie do kadry, bo jesień w barwach belgijskiego Lokeren (skąd do Zagłębia zimą go wypożyczono) miał bardzo słabą. Starzyński urodził się w Szczecinie, ale Dolnoślązakiem z krwi i kości jest Piotr Zieliński. Ten 22-latek urodził się w Ząbkowicach Śląskich, w tamtejszym klubie Orzeł stawiał pierwsze, piłkarskie kroki, a w wielki świat ruszył z akademii Zagłębia Lubin. Ostatnie miesiące spędził we włoskim Empoli, ale już pytają o niego najwięksi - ze słynnym Liverpoolem na czele. Warto zresztą zaznaczyć, że braci Zielińskich jest trzech i wszyscy kopią piłkę. Środkowy, Paweł, jest obrońcą Śląska Wrocław, a najstarszy, Tomasz, reprezentował ostatnio barwy Unii Bardo.Zarówno Zieliński jak i Starzyński dopiszą swoje nazwiska do niedługiej co prawda, ale za to prestiżowej listy dolnośląskich piłkarzy, którzy pojechali na wielkie imprezy z reprezentacją.

Rok 1974: Zyga, wieczny rezerwowy
Pierwszy raz po wojnie na mistrzostwa świata Polska pojechała w 1974 roku. Jednym z bohaterów tamtej brązowej drużyny został bramkarz Jan Tomaszewski, który najpierw świetnie wypadł w słynnym meczu z Anglikami na Wembley, a potem błyszczał już na samym mundialu. Niewielu pamięta jednak, że rezerwowym na tych mistrzostwach był bramkarz Śląska Wrocław Zygmunt „Zyga” Kalinowski.Kalinowski to jedna z legend Śląska, chociaż (niesłusznie) zapomniana. We Wrocławiu grał 8 lat (1971-1979), wystąpił w 168 meczach WKS-u. Najpierw awansował z nim do ekstraklasy, a potem zdobył mistrzostwo oraz Puchar Polski.W reprezentacji Polski zagrał jednak tylko czterokrotnie. Debiutował w 1973 roku w towarzystim spotkaniu z Holadnią (1:1), gdzie zmienił Tomaszewskiego. Potem był m.in. rezerwowym na Wembley, gdzie remisem 1:1 zapewniliśmy sobie awans na mistrzostwa świata. Grał w sparingach przed turniejem, ale na samych mistrzostwach nie pokazał się ani razu.- Na Mundialu miałem chwilę zagrać, bo Tomaszewski zgłosił kontuzję. Już miałem wchodzić, a tu Kaziu Deyna (...) sobie zwichnął nogę i jego musieli zmienić. Przecież to się w głowie nie mieści. Nie wiem, może po prostu nie było mi to dane, czy co? - wspominał kilka lat temu w obszernym wywiadzie dla portalu Weszło. Wcześniej był też trzecim bramkarzem kadry olimpijskiej, która przygotowywała się na igrzyska w Monachium w 1972 roku. Do Niemiec ostatecznie nie pojechał, a zdobyliśmy tam złoty medal...Jan Tomaszewski na mistrzostwa 1974 pojechał jako piłkarz ŁKS-u Łódź, ale przecież urodził się we Wrocławiu, tu się wychował, kopiąc piłkę jeszcze w pozostałościach ruin Festung Breslau, a zawodnikiem Śląska był do 1970 roku.- Przywitani zostaliśmy po królewsku. Te wiwatujące tłumy na trasie między lotniskiem a hotelem można by porównać z tymi, które pojawiały się przy okazji przejazdu limuzyną pierwszego sekretarza. Oczywiście z tą różnicą, że do tego wyjścia na ulicę nie było żadnego przymusu - wspominał po latach.Kalinowski natomiast był rozgoryczony. Jak opowiadał, po wszystkich piłkarzy wyjechali do Warszawy działacze ich klubów, tylko ze Śląska Wrocław nikt się nie pojawił.

Rok 1978: Jedynak Żmuda
Na MŚ w Argentynie w 1978 roku dolnośląskim jedynakiem był obrońca Władysław Żmuda, który - jak się potem okazało - jako jedyny Polak był na czterech mundialach. Na mistrzostwa 1974 jechał jeszcze jako piłkarz Gwardii Warszawa, ale po nich przeszedł do Śląska, gdzie grał nieprzerwanie do 1980 roku. - Na pewno przed mistrzostwami balon był mocno napompowany - wspomina Żmuda. - Oczekiwania były ogromne i mieli je zarówno kibice wobec nas, jak i my sami wobec siebie. Wydawało nam się, że jesteśmy drużyną skazaną na skuces. Obecność takich zawodników jak Boniek, Deyna, Nawałka mówiła sama za siebie - mówi.Mecz otwarcia graliśmy z RFN - drużyną, która cztery lata wcześniej wyeliminowała nas w półfinale. - Nie myśleliśmy o tym w kontekście rewanżu - zapewnie Żmuda. Po bezbramkowym remisie w tym meczu pokonaliśmy w grupie 1:0 Tunezję i 3:1 Meksyk. Jednak w drugiej fazie (wówczas także grupowej) z marzeń o medalu odarli nas najpierw gospodarze (0:2), a potem Brazylijczycy (1:3). Powrót do kraju bez krążka uznano nad Wisłą za wielką porażkę. Mówiło się, że słaba gra to m.in. efekt konfliktów wewnątrz drużyny; że starsi nie mogli zaakaceptować młodszych, przede wszystkim pewnego siebie i bardzo zdolnego Zbigniewa Bońka.- Na zgrupowaniu przed tą imprezą spędziliśmy ze sobą miesiąc. Sam mundial to kolejny miesiąc w tym samym składzie. Nie ma siły, żeby przez tak długi okres wszyscy się do siebie wciąż uśmiechali. Pewnie, że zdarzały się jakiś spory, ale nie było to nic nadzwyczajnego. Jestem przekonany, że akurat nie miało to wpływu na naszą grę - zapewnia Żmuda.

Rok 1982: drugi medal dla Śląska
Władysław Żmuda słaby występ reprezentacji w Argentynie powetował sobie cztery lata później w Hiszpanii, gdzie pod wodzą Antoniego Piechniczna biało-czerwoni drugi raz w historii zajęli trzecie miejsce. Z tym, że Żmuda nie był już wówczas piłkarzem Śląska Wrocław, a Widzewa Łódź. WKS miał jednak na tym turnieju swojego przedstawiciela - Romana Wójcickiego.On był czołowym stoperem w Polsce końca lat 70. i praktycznie przez całą kolejną dekadę. W reprezentacji zagrał aż 62 razy, ale akurat na tamych mistrzostwach wystąpił tylko raz - w ostatnim meczu o brąz, wygranym 3:2 z Francją. Dla biało-czerwonych był to trudny turniej, przede wszystkim ze względu na przygotowania. W Polsce trwał stan wojenny, więc właściwie wszystkie reprezentacje nas bojkotowały i trudno było nawet zagrać z kimś sparing. Antoni Piechniczek twierdzi nawet, że władza ludowa mogła drużynę nie puścić do Hiszpanii.- To nie musiało być zapisane w żadnych dokumentach. To wynikało z natury rządów - tłumaczy Michał Bielawski, reżyser filmu dokumentalnego o MŚ 1982 „Mundial. Gra o wszystko”. - Członkowie Polskiego Związku Piłki Nożnej wywodzili się wówczas w dużej mierze z resortów siłowych, głównie z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - zauważa. Dlatego właśnie tamtem sukces smakował wyjątkowo.

Rok 1986: Jedyny wychowanek
Mistrzostwa świata w Meksyku w 1986 roku zakończyliśmy równie szybko, jak te w roku 1978. Na tamtym turnieju mieliśmy ponownie tylko jednego przedstawiciela - był to Ryszard Tarasiewicz, pierwszy (i jak na razie jedyny) wychowanek Śląska Wrocław grający na mundialu.Tarasiewicz zagrał w jednym meczu - przegranym 0:4 z Brazylią w 1/8 finału. Wcześniej wyszliśmy z grupy, remisując sensacyjnie 0:0 z Marokiem, pokonując 1:0 Portugalię i przegrywając 0:3 z Anglią. W tamtym meczu wszystkie trzy gole strzelił nam słynny Gary Lineker.- To był taki facet, który zawsze strzelał bramki. Szkoda, że i nam musiał udowodnić swoją klasę, ale Anglia to zawsze Anglia i przegrana z nimi na pewno nie jest wielką ujmą - mówi Tarasiewicz.Chociaż wynik wspomnianego meczu z Brazylią świadczy o tym, że było to jednostronne spotkanie, to jednak - paradoksalnie - biało-czerwoni zagrali całkiem niezłe zawody. Mieli kilka wybornych okazji.- Ten mecz utkwił mi w pamięci jako festiwal niewykorzystanych okazji. Gdybyśmy połowę z nich zamienili na bramki, to tego meczu byśmy nie przegrali - twierdzi Tarasiewicz.Drużyna Antoniego Piechniczka do przerwy przegrywała tylko 0:1 po wątpliwym rzucie karnym. Zresztą sędzia Volker Roth z RFN pod koniec meczu podyktował drugą jedenastkę dla naszych rywali, także kontrowersyjną. Co ciekawe, pierwszego karnego sprokurował... Ryszard Tarasiewicz.- To Brazylijczyk faulował mnie, a nie ja jego! - zarzeka się po latach Ryszard Tarasiewicz. - Wygrałem z Carecą walkę o pozycję i to on wpadł na mnie, a nie odwrotnie. Drugi karny też był kontrowersyjny i nawet niemiecka prasa krytykowała sędziego Rotha za postawę w tym spotkaniu - wspomina obecny trener Miedzi Legnica.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska