Ekspresową S8 przed Euro. Ministerstwo nam pomoże

Jak to możliwe? Mikołaj Karpiński z resortu infrastruktury tłumaczy, że wszystko jest zaplanowane tak, by nie stworzyć niebezpieczeństwa dla użytkowników dróg, a możliwie ułatwić podróż do miast - organizatorów Euro. - Jeśli na drodze będzie już położona warstwa asfaltu, a będzie brakowało np. barier energochłonnych czy ekranów akustycznych, na mocy nowych przepisów kierowcy skorzystają z tej drogi, ale wyłącznie w okresie trwania mistrzostw - tłumaczy Karpiński.

- Jeżeli będzie to konieczne wprowadzimy np. ograniczenia prędkości - dodaje. I tak jeśli na drodze ekspresowej dozwolona obecnie prędkość to 120 km/h, to resort planuje, że otwierając ją na czas Euro, wprowadzi ograniczenia do 70 czy 80 km/h. To i tak pozwoli przyspieszyć podróż w porównaniu do tego, gdyby kierowcy poruszali się wąskimi i zatłoczonymi drogami krajowymi.
Ministerstwo infrastruktury nie ukrywa, że nowelizacja przepisów dotyczy w dużej mierze autostrady A2.(odcinek Łodź - Warszawa). Ale okazuje się, że nie tylko, bo również droga ekspresowa S8 pomiędzy Wrocławiem a Sycowem mogłaby być otwarta na nowych zasadach.

CZYTAJ WIĘCEJ O BUDOWIE DROGI EKSPRESOWEJ S8
- W tym momencie pomiędzy Wrocławiem i obwodnicą Oleśnicy mamy już położoną praktycznie całą nawierzchnię drogi - twierdzi Joanna Borkowska z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad we Wrocławiu. A to oznacza, że nowe prawo daje pewność, że ten odcinek będzie otwarty przed mistrzostwami. Ale jest także spora szansa, by udało się otworzyć kolejny fragment "ekspresówki" aż do Sycowa. - Dziś nawierzchnia jest ułożona na kilkunastu procentach tej trasy, ale wykonawca, firma Skanska, deklaruje że zrobi wszystko, by uporać się z pracami do czerwca tego roku. Wiele będzie zależało od warunków pogodowych - przyznaje Joanna Borkowska z GDDKiA we Wrocławiu i podkreśla, że w przypadku tego fragmentu drogi, nowelizacja prawa może zadecydować o jej uruchomieniu. Przypomnijmy, że opóźnienia na odcinku od Oleśnicy do Sycowa nie powstało z winy wykonawcy, a z powodu przeciągających się formalności.

Czy wpuszczenie kierowców na drogę, która formalnie pozostaje wciąż w budowie nie stwarza innych zagrożeń? Zdaniem prof. Antoniego Szydły z katedry dróg i lotnisk Politechniki Wrocławskiej nie ma takich obaw. - Nawet, gdyby droga nie miałem jeszcze ułożonej, ostatecznej, tzw. ścieralnej warstwy nawierzchni, auta mogą bez negatywnego wpływu na konstrukcję jeździć po tzw. warstwie wiążącej - tłumaczy ekspert. - Wielokrotnie wykonywaliśmy badania i pomiary na drogach, które nie miały jeszcze ostatniej warstwy, a już spełniały wszystkie wymogi odnośnie obciążeń - dodaje.

Profesor Szydło tłumaczy, że tzw. ścieralna warstwa nawierzchni (zwykle grubości 4 cm) ma najczęściej gwarancję na 8 lat. Firma może ją położyć już po Euro i utrzymać wspomnianą gwarancję. Sama konstrukcja drogi powinna wytrzymać 20-30 lat i miesiąc ruchu aut nic tu nie zmieni. - Zresztą proszę zauważyć, że na wielu budowach po przedostatniej warstwie nawierzchni odbywa się ruch ciężkich, wypełnionych kruszywem aut, bo nie ma innego sposobu dojazdu na budowę. I droga nie cierpi z tego powodu, a firmy dają standardowe okresy gwarancyjne - tłumaczy prof. Szydło.