Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziwna jest ta wielka miłość do dzieci. Niby są kochane, ale dowodów brak…

Agata Grzelińska
Agata Grzelińska
Agata Grzelińska
Powiedzieć w Polsce „nie lubię dzieci” to jak napluć na największe świętości, jak popełnić publiczne samobójstwo, jak skazać się na bycie postrzeganym jako kompletny wariat.

No bo kto normalny mógłby nie kochać tych uroczych, słodkich szkrabów? Przecież wszyscy uwielbiamy maluszki, ich urocze buźki, rozczulające, tłuściutkie rączki i stópki, tak chętnie uwieczniane na milionach zdjęć. Do łez bawią nas dziecięce, zaskakujące powiedzonka. Wzruszamy się na widok malutkich ubranek. Chętnie wydalibyśmy grubą kasę na zabawki dla naszych pociech albo dla bobasów naszych bliskich, gdy nie mamy swoich. I nie ma znaczenia, czy jesteśmy nadmiernie eksponującą swoje emocje kobietą, czy twardym facetem. Dzieci potrafią rozbroić każdego twardziela i zmiękczyć każde serce, nawet przypominające głaz. Bo przecież każdy - nie tylko zwykły człowiek, ale ważny polityk z prawa, lewa czy centrum - kocha dzieci. Czyżby?

Od zwykłych ludzi zacznijmy. Każdy z nich kocha dzieci pod warunkiem, że akurat nie drą się na cały głos w tramwaju albo nie rzucają się w histerycznym ataku płaczu na środku sklepu, bo chcą coś wymusić na mamie czy tacie. Albo nie rozrabiają w kościele. O właśnie, w kościele! Ach te pełne potępienia spojrzenia rzucane w czasie mszy (także mszy dla dzieci) pod adresem młodych mam przez rozmodlone starsze panie, które już zapomniały, że kiedyś też nie zawsze potrafiły uspokoić płaczące niemowlę. Albo te spojrzenia rozmodlone i zniecierpliwione, padające wymownie na kilkuletnie brzdące, które mają ochotę wspiąć się na ołtarz akurat podczas kazania. Rzucający te spojrzenia jakoś nie pamiętają, że to Pan Jezus mówił: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”. O ile wiem, nie mówił, że chce widzieć tylko grzeczne, ułożone, a najlepiej śpiące dzieci, ale może czegoś nie dosłyszałam, bo akurat jakiś mały katolik rozrabiał w świątyni.

Wszyscy kochamy dzieci i pewnie z tej wielkiej miłości tak nam przeszkadza widok matki karmiącej piersią w miejscu publicznym. Niby to jasne, że dziecko głodne, ale jednak obraz nagiej piersi jest nieobyczajny. A drugiej strony, też oczywiście z wielkiej miłości do dzieci, rozmaici dziwni edukatorzy chcą dzieciom serwować idiotyczne i nic niewnoszące książeczki... o kupie, że o innych tematach nie wspomnę. Z miłości do dzieci, oczywiście.

I wreszcie politycy i decydenci - ach, jakże oni kochają dzieci. Przecież właściwie wszystko, co robią, robią dla dobra kraju, regionu, miasta i dla mieszkających w nim dzieci. I to na pewno z tej miłości wydają grube miliony na wielki stadion, który potem na siebie nie zarabia, albo na gigantyczne gmaszysko Narodowego Forum Muzyki, albo nowiutkie siedziby sądów, ZUS-u czy innych instytucji. Przecież wszystkie one służą dzieciom - na mecz można dzieciaka zabrać albo na koncert, alimenty mu załatwić czy rentę.

A że z tych grubych milionów nic już nie zostaje na przykład na remont dziecięcej kliniki przy Skłodowskiej we Wrocławiu, w której leczy się bardzo poważnie chore dzieci? Że pracownicy szpitala i wolontariusze muszą prosić o datki na kupno nowych okien, bo przez stare zimą na jednodniowe kruszyny po operacji wieje wiatr? Że leżą w ciasnych salach? Cóż, tak jakoś wyszło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska