Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzięki poczuciu humoru stajemy się piękniejsi

Maciej Sas
Maciej Sas
Maria Kmita
O tym, dlaczego żartowanie przypomina stąpanie po polu minowym, czy można opowiadać dowcipy, by nikogo nie obrazić i dlaczego poprawność polityczna zabija poczucie humoru z dr Marią Kmitą, humorolożką, twórczynią fakultetu śmiechoterapii dla studiów na kierunku lekarskim Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, rozmawia Maciej Sas

Humor był elementem łączącym ludzi z różnych sfer i warstw społecznych nawet w czasach PRL-u, np. najlepsze dowcipy o milicji znali milicjanci. Obawiam się, że to już tak nie działa…Chyba nie, bo zawsze lepiej jest mieć wspólnego wroga, z którego można się śmiać. Mówi pan o szczególnych czasach, gdy taki wspólny wróg był oczywisty, jasno określony i ludzie solidaryzowali się ze sobą na zasadzie „my razem przeciwko nim”. Ale wcale nie jest tak, że zależy to wyłącznie od polityki – przecież w dobie pandemii koronawirusa pojawiło się mnóstwo żartów z sytuacji związanych z tą sprawą. Wiele osób śmieje się z tego ponad podziałami. Tak naprawdę memy dosłownie rozkwitły, kiedy zaczęła się pandemia – cały czas pojawiały się nowe dowcipy na ten temat, które łączyły różnych ludzi.

Rozkwit koronawirusa ułatwił też bujny rozwój łączącego ludzi humoru?Oczywiście, bo jeśli mamy wspólny problem, on nas łączy. Obojętne, jaki to kłopot, bo jest szansa, że jeśli zostanie obrócony w żart, robi się nam nieco lżej na duszy, bo dzielimy się wspólnym problemem, ale w sposób lekki, łatwiej przyswajalny (uśmiech).

Obśmiejemy wspólnego wroga, sprowadzimy go do parteru, łatwiej będzie sobie z nim radzić?
Tak to wygląda, bo przecież odczuwamy wtedy jakąś ulgę, mamy dzięki temu chwilę normalności, a przy okazji odstresowujemy się. Co ważne, problem powszechny, dotyczący nas wszystkich staje się tematem do żartów dla każdego, a więc nas łączy. Obojętnie, jakie się ma wykształcenie, jaką religię się wyznaje czy do jakiej opcji politycznej nam najbliżej, to koronawirus dotyka wszystkich, jest naszym wspólnym wrogiem. Nareszcie mamy w takiej sytuacji coś, co nas wszystkich łączy i – za pośrednictwem żartów – śmieszy ponad podziałami.

To obśmiewanie koronawirusa nie jest takie jednoznaczne, bo sam kilka razy byłem świadkiem sytuacji, gdy ktoś, słysząc czy widząc dowcipy na jego temat, głośno protestował, tłumacząc, że to straszna choroba, nie ma się więc z czego śmiać. Chyba więc epidemia trochę też zaszkodziła naszemu poczuciu humoru?
Bo wszystko zależy od tego, w jaki sposób, w jakim stopniu taki problem kogoś dotknie. Czy taki ktoś już (jak w przypadku wirusa) chorował, jak to przeszedł, w jaki sposób choroba potraktowała jego bliskich, czy więc ma do niej dystans, czy nie. Wiadomo, że inaczej się śmiejemy, gdy coś przeżyliśmy albo gdy jest nam odległe, a inaczej, kiedy np. nasi bliscy są akurat chorzy, więc dla nas w tym momencie jest to sprawa bardzo poważna, doświadczamy jej dolegliwie. Zawsze jest też tak, że można się śmiać z różnych aspektów danego zjawiska. Proszę zauważyć, że żarty o koronawirusie odnosiły się do rozmaitych rzeczy – wiele z nich dotyczyło rozporządzeń rządowych związanych choćby ze sterylnością, nieprzenoszeniem zakażeń itd. One nie dotyczyły żadnej konkretnej osoby – wyśmiewały system.

A więc znowu pojawił się wspólny wróg godzący wszystkich na chwilę.
Zawsze trzeba więc dokładnie przyjrzeć się temu, w co celuje dany żart.

Na dobrą sprawę, żeby nie przestrzelić z dowcipem, wypadałoby dobrze znać środowisko, w którym go opowiadamy, by nie trafić w czyjś czuły punkt.
Na pewno, bo przecież wśród nas są zarówno zagorzali zwolennicy szczepionek, jak i ortodoksyjni antyszczepionkowcy. Poglądy obu frakcji są prezentowane z wielką stanowczością. Dlatego w zależności od tego, którą stronę barykady ktoś reprezentuje, coś, co opowiadamy, będzie dla niego śmieszne albo spojrzy na nas z politowaniem.

Wspomina Pani o skrajnej polaryzacji, której kwintesencją jest u nas polityka. Przed chwilą wspominaliśmy o czasach PRL-u, „słusznie minionych” – jak mawiają niektórzy, kiedy politycznych żartów było mnóstwo, ale opowiadali je wszyscy. Dzisiaj to wydaje się bardziej niebezpieczne, bo nigdy nie wiadomo, na zwolenników której partii trafimy, a zajadłość rodaków w tym względzie bywa dramatyczna. Może się to okazać równie niebezpieczne jak stąpanie po polu minowym.
To prawda, ale z drugiej strony prawie niemożliwym jest zachowywanie się w 100 procentach bezpieczne w czasie opowiadania czy prezentowania żartów. Teoretycznie bowiem każda rzecz w określonej sytuacji kogoś może urazić – czasami nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że coś, co powiemy w najlepszej intencji, ktoś może odebrać jako obraźliwe. Wynika to z tego, że poczucie humoru nie jest rzeczą stałą, daną nam raz na zawsze. Ono jest zależne o wielu czynników – nawet od nastroju w danym dniu. Coś, co nas śmieszyło w środę, gdy byliśmy w szampańskim nastroju, w czwartek będzie nas drażniło, bo mamy nastrój podły, a na dodatek nęka nas migrena. Opowiadając dowcip, trzeba pamiętać, że żaden człowiek nie jest stałym zbiorem cech prezentowanych każdego dnia.
Warto przy tej okazji podkreślić, że dzięki humorowi też się poznajemy – nasze preferencje związane z poczuciem humoru pozwalają poznać bezpiecznie czyjeś opinie, poglądy. Jest to rodzaj testu nie tylko na to, czy ktoś, kogo spotkaliśmy, jest zabawowy i otwarty, ale też na to, jakie ma poglądy na różne sprawy, co go stresuje, co zniesmacza, co uraża, co jest dla niego jednym krokiem za daleko. Dowcip to w tym przypadku o tyle wdzięczna forma, że zawsze można powiedzieć: „Tylko żartowałem, wcale nie zamierzałem kogoś zranić!”. I zawsze można w takiej sytuacji przeprosić, bo to przecież nie jest koniec świata (uśmiech).

Kiedy Pani słucham, nasuwają mi się skojarzenia militarne, bo ci, którzy lubią żartować, przypominają w takim razie saperów na wojnie: nigdy nie wiadomo, czym i kogo urazimy, kiedy ta mina wybuchnie…
No pewnie, że to jest stąpanie po polu minowym, ale zauważmy od razu, ile mamy z tego radości! Przynajmniej w większości wypadków (śmiech). Nie wiem jak pan, ale ja odnoszę wrażenie, że jestem otoczona ludźmi, którzy mają otwarte umysły i zwykle odczytują, że ktoś żartujący miał dobre intencje, a nie, że może ktoś chciał skrzywdzić inną osobę czy urazić jej uczucia.

Wspomniała Pani, że poczucie humoru, wrażliwość na żarty podlegają ciągłym zmianom. Nie sądzi Pani, że w takim dowcipkowaniu, o którym mówimy, przeszkadza w ostatnich latach nabrzmiewająca bańka poprawności politycznej? Coraz więcej sfer naszego życia staje się pod tym względem swoistym tabu.
To już od dawna obserwujemy w innych krajach, w których została narzucona daleko idąca poprawność polityczna. Świetnie na ten temat wypowiada się znakomity aktor John Cleese z grupy Monty Pythona, który czuje totalne obrzydzenie do tego zjawiska i uważa, że ono stanowi zabójstwo humoru, bo strasznie ogranicza nas pod tym względem. Ale musimy wziąć pod uwagę, że mamy różne normy społeczne, które się zmieniają – coś, z czego kiedyś uchodziło się śmiać w danej kulturze, może już dzisiaj nie być akceptowane albo jest nieuznawane w innej części świata.

A czy w naszej rzeczywistości jest coś, z czego nie wypada się śmiać, jeśli nie znamy dokładnie ludzi tego słuchających?
Zawsze najlepiej zaczynać dowcipkowanie od żartów łagodnych, od tzw. humoru szkolnego.

Mówi Pani o tzw. sucharach?
Tak, mam na myśli suchary. Jeżeli bowiem cytujemy coś, co gdzieś przeczytaliśmy, trudno będzie zarzucić, że to nasz głupi wymysł, że to my jesteśmy autorami tego niecnego dzieła. Warto też początkowo śmiać się z siebie samych, ze swoich przygód, bo wtedy to my sami jesteśmy celem żartów – trudno, żeby ktoś nam zarzucił ranienie cudzych uczuć, skoro naśmiewamy się z siebie.

Tę technikę często wykorzystują m.in. stand-uperzy, którzy uwielbiają opowiadać o własnych doświadczeniach.
No właśnie! Ale zastanawiam się, czy w ogóle jest coś takiego jak neutralny temat do żartów. Chyba nie, bo każdy mógłby się przyczepić do czegoś tam. Ludzie mają tak mocne, ortodoksyjne poglądy na temat ekologii, religii, polityki albo szczepień, że zawsze można trafić na tę minę, o której pan wspominał przed chwilą. Natomiast zawsze liczymy na łagodną interpretację dowcipu przez słuchaczy, którzy powiedzą: „No przecież on nie mógł wiedzieć, że mnie to urazi…”. Mówiąc krótko: bądźmy wyrozumiali dla naszych żartownisiów!

W tej wojnie na żarty wyrazistą linią podziału bywa wiek – i opowiadających, i słuchających. Często rozwój technologii może przeszkadzać w śmianiu się z tego samego, ale opowiedzianego na różne sposoby. Dziadek i jego wnuk nie zawsze uśmieją się z tego samego, bo senior woli dowcip słowny, opowiadany, a junior wybierze raczej memy, żarty rysunkowe.
Niby tak, ale przecież można to samo wyrazić w dwóch różnych formach! Oczywiście żarty opowiadane, anegdotki, piosenki kabaretowe czy inne formy, które kiedyś były na czasie, należą bardziej do pokolenia „starszaków”. Natomiast młodzież woli formy krótkie, bo też nasze życie przyspieszyło w ostatnich latach niesamowicie, więc wszystko musi być szybkie i przede wszystkim wizualne. Dlatego te memy i gify stały się idealną, skoncentrowaną formą humoru, co nie znaczy, że nie bawią nas ciągle opowieści, w których jest o kilka zdań więcej niż w memach. Stand-up też nie jest formą krótką, a cieszy się wielką popularnością – tam często snują się opowieści trwające pół godziny i dłużej, więc nie można powiedzieć, że wszystko związane z humorem musi być dzisiaj krótkie. Natomiast na pewno nasi dziadkowie śmieją się głównie z rzeczy delikatniejszych, chyba wolą humor bardziej wysublimowany. Młodzi ludzie z kolei wolą ostrzejsze żarty, bardziej wyraziste, naginające jakieś granice, prowokujące. Wszystko to razem jest bardzo ciekawe, bo jedni od drugich mogą się dużo nauczyć. Myślę, że pokazywanie sobie nawzajem, co kiedyś było śmieszne, a co śmieszy młodych ludzi dzisiaj, może utworzyć znakomitą nić porozumienia. Przecież nie wszystko, co było kiedyś, dzisiaj jest zupełnie nieaktualne – jest jeszcze humor ponadczasowy, który zwykle dotyczy standardowych sytuacji życiowych, a nie bieżących, jak politycy czy celebryci, którzy się często zmieniają. Ale już małżeństwo, wychowanie dzieci, związki to sprawy, które od dawien dawna były i są ważne dla każdego człowieka. Żarty obyczajowe zawsze będą na fali.

A dlaczego tak w ogóle Panią zafascynowało badanie humoru?
Wzięło się to stąd, że ludzie używający humoru stają się piękni – to działa znacznie lepiej i skuteczniej niż makijaż czy wylaszczanie się. Humor zdecydowanie poprawia naszą urodę – kobiety stają się za jego przyczyną piękniejsze, a mężczyźni – przystojniejsi. Takie straszne, często spotykane nadęcie obrzydza człowieka w oczach innych, a poczucie humoru sprawia, że jesteśmy jacyś „lepsiejsi”, atrakcyjniejsi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska