Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyspozycja dla systemu: wytnij!

Aleksander Malak
Przed tygodniem cotygodniowy felieton napisałem (chociaż "napisałem" to za duże słowo, ponieważ pisać mi się nie chciało) popularną metodą "wytnij i wklej".

Już w dniu ukazania się tekstu w gazecie otrzymałem dystyngowany list, no dobrze, e-mail. Od przyjaciela: "Pozwól, że zauważę, za moim synem Andrzejem - nie robi się "wytnij i wklej", tylko "kopiuj i wklej". Podana przez Ciebie dyspozycja dla systemu oznacza najpierw skasowanie informacji, a następnie wklejenie już nieistniejącej. Tego się realnie nie da zrobić". Rozumiem, że moje teksty czytają przyjaciele, ale ich nastoletni synowie? W dodatku jeszcze ośmielają się dojrzałym ludziom wytykać błędy! I cóż, że mają rację…

…bo historycznie rzecz ujmując, najpierw było "wytnij i wklej". Pierwszy raz zetknąłem się z metodą podczas matury. Jeden z kolegów, którego zawsze interesowało budownictwo, nie jakiś Sienkiewicz, po prostu wy-rwał (wyciął) kilka kartek z książki o autorze "Potopu" i następnie przepisał je (wkleił) w maturalnej pracy. Już wtedy zastosowana przez kolegę metoda nie spotkała się z jakąkolwiek reakcją, nie mówiąc o negatywnej. Przepraszam, jedna osoba była skonsternowana. Ja. Książka o Sienkiewiczu była moją własnością. Po latach, kiedy już trenowałem w zawodzie, metoda "wytnij i wklej" osiągała szczyty popularności. Jak wiadomo, dostęp do informacji był, jaki był, do kolorowych zdjęć zaś niemal zerowy. Mówię o dostępie powszechnym. Społeczeństwo domagało się ciekawych zdjęć i wiadomości, niekoniecznie, powiedzmy, z Kremla, ale np. z "Paris Matcha" czy innej "Elle". No to brało się nożyczki, wycinało Brigitte Bardot opalającą się na plaży w Saint-Tropez i wklejało do gazety wydawanej we Wrocławiu i czytanej w Szklarskiej Porębie Górnej. O jakim prawie autorskim za kurtyną, już wtedy blaszaną, mowa…

Tak więc widzisz, Drogi Przyjacielu, i Ty, Andrzeju, nastoletni synu przyjaciela, pierwsza była moja metoda. Masz rację, że "wytnij" oznaczało skasowanie informacji, czy to w mojej książce o Sienkiewiczu, czy też w "Paris Matchu". Ale bardziej liczyło się "wklej".

Minęły lata, "wytnij" zastąpiono przez "kopiuj", ale przecież dzięki temu metoda została tylko i wyłącznie udoskonalona. Nikt absolutnie nie protestuje, nie zżyma się, nie potępia, ba, nawet nie zauważa tych setek artykułów, prac szkolnych, studenckich, naukowych, magisterskich i jakich tam jeszcze powstałych tą przecudnej urody metodą. Co więcej, "kopiuj i wklej" rozprzestrzenia się także na inne obszary naszego coraz droższego życia, niech będzie, że społecznego.

Weźmy choćby zbliżające się wybory. Cóż my widzimy na listach, na których zagwarantowano 35 proc. dla kobiet (jeżeli wezmą 25 proc. mandatów, to ja jestem mandaryn chiński). Otóż widzimy, że zostały skomponowane właśnie metodą "kopiuj i wklej". Łatwo to zauważyć, jeżeli porówna się tegoroczne listy z tymi sprzed lat czterech, a nawet i ośmiu, i dwunastu. Te same nazwiska w tych samych okręgach na tych samych miejscach. I dlatego, choć syn mojego przyjaciela ma rację, ja w dalszym ciągu pozostanę przy swojej metodzie. Moja "dyspozycja dla systemu" 9 października będzie brzmiała: "wy-tnij". To się naprawdę "realnie da zrobić", Przyjacielu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska