Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duże pieniądze za mandat radnego

Urszula Romaniuk
Ksenia Dowhań-Domańska, lubińska radna, zarobi 1563 zł
Ksenia Dowhań-Domańska, lubińska radna, zarobi 1563 zł Piotr Krzyżanowski
Radni ustalają sobie diety, ale mają też kary finansowe dla tych, którzy nie chcą pracować

Po wczorajszej sesji radny ponad 26-tysięcznej gminy Polkowice będzie dostawać dietę w wysokości 1982 zł miesięcznie. Nieco więcej mają radni funkcyjni, na przykład szefowie komisji, a najwięcej przewodniczący rady - 2064 zł. W porównaniu do poprzedniej kadencji, najbardziej wzrosła wysokość diet zwykłych radnych, bo aż o 36 proc. (z 60 do 96 proc.). Tak się składa, że dotyczy to tylko tych opozycyjnych (jest ich pięciu), którzy nie pełnili i nie pełnią żadnych funkcji w radzie. O pod-wyżkę wnioskowało rządzące w gminie Porozumienie dla Mieszkańców Polkowic.

- Uważam, że jest to przejaw normalności, bo pracy jest bardzo dużo, szczególnie w komisjach - mówi Ryszard Dyląg, radny opozycyjny z Prawa i Sprawiedliwości, dla którego jest to druga kadencja w samorządzie.

Nie ukrywa, że przez cztery ostatnie lata dysproporcja między dietami radnych opozycji a rządzących w gminie była ogromna. Teraz, po podwyżce, Ryszard Dyląg będzie dostawać o około 5 zł mniej niż przewodniczący rady miejskiej ponad 120-tysięcznego Wałbrzycha. Zwykły radny ma tam ok. 1789 zł. Jego kolega w prawie 90-tysięcznej Jeleniej Górze dostaje 1651 zł, a przewodniczący rady 2064 zł. W liczącym 76 tys. mieszkańców Lubinie kwoty te sięgają analogicznie: 1563 i 2085 zł, a w ponad 100-tysięcznej Legnicy: 1009 (ryczałt) i 2753 zł. W przyszłym roku diety będą jednak niższe, bo zmniejszy się o około 100 zł kwota bazowa, na podstawie której oblicza się to wynagrodzenie. Wysokość diet zależy od wielu czynników, między innymi od bezrobocia na danym terenie, zasobności budżetu i ogólnej sytuacji. Bo na przykład w biednej i do tego zadłużonej 13-tysięcznej gminie Chocianów radny dostaje 662 zł, a przewodniczący rady 1324 zł.

Diety są dodatkowym i w większości samorządów znaczącym zastrzykiem pieniędzy dla radnych. Choć nie dostaje się ich bezwarunkowo. Biczem dyscyplinującym są kary finansowe za nieusprawiedliwione nieobecności podczas obrad komisji czy rady. W niektórych samorządach są one bardzo dotkliwe. Na przykład w Jeleniej Górze.

- Za nieobecność na sesji można potrącić nawet do czterdziestu procent diety i tyle samo za nieprzybycie na posiedzenie komisji - mówi Wojciech Hada, kierownik biura rady w jeleniogórskim magistracie.

Tak więc, jeśli w danym miesiącu nie ma radnego na tych dwóch spotkaniach, to może stracić do 80 proc. diety. Lepszej motywacji do pracy chyba nie trzeba.

- Bo jak ktoś nie jest aktywny, nie dostaje pieniędzy - potwierdza kierownik biura.
W Legnicy nieusprawiedliwiona absencja na sesji kosztuje 275 zł, a na posiedzeniu komisji 90 zł. W Lubinie, w każdym z tych przypadków, potrąca się 5 proc. W Polkowicach radni, którzy nie będą brać udziału w obradach, stracą po 10 proc. diety (do tej pory było 20 proc.).

Najczęściej więc radni zgłaszają na piśmie przewodniczącemu, że z takiego czy innego powodu nie mogą przyjść na posiedzenie komisji czy rady. Wtedy nic nie tracą. Choć przede wszystkim, jak wynika z ustawy, mają "obowiązek kierować się dobrem wspólnoty samorządowej, którą reprezentują". Po to, by przyjmować postulaty mieszkańców czy organizacji i przekazywać je dalej do rozpatrzenia. Mają też obowiązek brać udział w pracach rady i jej komisji.

Choć, jak podkreśla prof. Kulesza, radni nie są ludem wybranym, to w pewnym zakresie mają zapewnioną ochronę. Na przykład prawną, taką, jaką mają funkcjonariusze publiczni. Nie mogą być też zwolnieni z pracy, jeśli wcześniej rada nie wyrazi na to zgody. Ona decyduje także o tym, czy i kiedy radny może stracić mandat. Na przykład po prawomocnym wyroku sądowym. Choć z tym bywa różnie, czego przykładem była sytuacja w poprzedniej kadencji w gminie wiejskiej Lubin. Mimo prawomocnego wyroku sądu radni przez kilka miesięcy zwlekali z wygaszeniem mandatu swojego kolegi, aż musiał interweniować wojewoda.

Służba radnego

Prof. Michał Kulesza, twórca reformy samorządowej: - Diety są rekompensatą za utracone zarobki, jakie radni mogliby mieć, pracując w czasie, który poświęcają na pełnienie mandatu. To są nie tylko sesje, które odbywają się raz w miesiącu, ale też posiedzenia komisji, spotkania z wyborcami i wiele innych spraw. Diety honorują tę pracę, bo to jest praca, ale nie są to pieniądze dane bezwzględnie. Wysoka dieta oznacza wysokie wymagania. Ale jeśli radny lekceważy mandat, nie chce pracować, nie dostaje pieniędzy. To musi być sprawiedliwe. Dobry obyczaj nakazuje, by uzależniać wysokość realnie otrzymanych pieniędzy od realnej aktywności. Radni nie są ludem wybranym, ale zwykłymi obywatelami, powołanymi do pełnienia służby. Nie dla diety. Niestety, nie wszyscy jednakowo pracują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska