Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dusząca się kobieta z koronawirusem nie mogła doczekać się karetki

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Pod szpitalem w Wołowie dusząca się kobieta czekała na pomoc lekarza
Pod szpitalem w Wołowie dusząca się kobieta czekała na pomoc lekarza
Rzecznik Praw Pacjenta skrytykował wrocławskie pogotowie za to, że zakażona koronawirusem, dusząca się kobieta, musiała zbyt długo czekać na karetkę. Gdyby nie pomoc jej życiowego partnera i jego syna, zmarłaby w domu, nie doczekawszy się pomocy. Biuro rzecznika, zajęło się historią pani Anny, po tym, jak opisaliśmy ją w listopadzie ubiegłego roku.

Ta sprawa ma dwa wątki. Długie czekanie na karetkę, oraz raz skandaliczne zachowanie lekarki szpitala, która duszącej się kobiety nie chciała przyjąć na oddział.

Wszystko wydarzył się w Wołowie po południu, 17 listopada ubiegłego roku. Zakażona koronawirusem pani Anna – partnerka Tomasza Szczegielniaka – zaczęła się dusić. Pan Tomasz zadzwonił po karetkę. I kobieta i on mieli stwierdzone zakażenie koronawirusem. Karetka nie przyjeżdżała przez godzinę, potem kolejną i następną. Telefony nic nie dawały. Około godziny 23.30 straciła przytomność, zrobiła się biała na twarzy i zaczęły jej sinieć usta oraz zaczęła cała drgać – opowiadał nam pan Andrzej. - Razem z synem udało mu się ją docucić. Karetki nadal nie było. Wtedy swoim autem zawiózł ją do miejscowego szpitala powiatowego.

Rzecznik poinformował nas, że – jego zdaniem – wrocławskie pogotowie naruszyło prawa Pani Anny, jako pacjentki. Dyspozytorzy tłumaczyli się co prawda, że tego akurat dnia było bardzo dużo zgłoszeń. Jednak zdaniem Rzecznika Praw Pacjenta, zabrakło realnej chęci udzielenia pomocy. Można było np. wskazać dzwoniącemu możliwość uzyskania doraźnej pomocy u lekarza Podstawowej Opieki Zdrowotnej, lub po godzinie 18 u lekarza nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Rodzi się pytanie jak sytuacja Pani Anny zakończyłaby się, gdyby kobieta była tego dnia w domu sama. Czy miałaby siłę na wykonanie takiej liczby połączeń z dyspozytorami pogotowia, jaką wykazał się jej partner? - czytamy w informacji, przekazanej nam przez Rzecznika. Pogotowie ma 30 dni, żeby przedstawić swoje stanowisko w tej sprawie.

CZYTAJ WIĘCEJ o tej sprawie

Druga część dramatu rozegrała się pod szpitalem w Wołowie. Interweniowała nawet policja, choć bezskutecznie. Szpital był zamknięty. Lekarka wychyliła się tylko przez okno i kazała jechać do Wrocławia, bo tam kobiecie zrobią badanie na koronawirusa i przyjmą, albo odeślą do Wołowa.

- Pani doktor nie przyjmowała do wiadomości, że kobieta była już testowana i zakażenie u niej twierdzono. - Moja partnerka w samochodzie traciła oddech lekarka, zamiast udzielić pomocy, kłóciła się ze mną, że nie ma obowiązku nas przyjąć. - opowiadał nam pan Tomasz. Wezwał policję, przyjechał patrol, ale funkcjonariusze niczego nie wskórali. Wreszcie – około 2 w nocy pod szpital zajechała karetka z lekarzem. To on bardzo stanowczo zażądał przyjęcia na oddział. Trafiła tam około 3 w nocy.

„Brak jest jakichkolwiek argumentów mogących usprawiedliwić zaniechanie lekarki pełniącej dyżur” - ocenił Rzecznik Praw Pacjenta. Z jego stanowiskiem zgodziła się dyrekcja szpitala, uznając, że pani doktor popełniła błąd. Z lekarką przeprowadzono w szpitalu „rozmowę dyscyplinującą”. Dodatkowo wszyscy kierownicy szpitalnych oddziałów zostali zobowiązani do zapoznania się z przepisami i procedurami, obowiązującymi na oddziałach „covidowych”. Szpital w Wołowie, niedługo wcześniej został przez wojewodę przekształcony w placówkę leczącą chorych na covid 19.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska