Nie ma dwóch takich samych wypadków. Każda kolizja jest inna. Tak jak dzień pracy funkcjonariuszy z wrocławskiej drogówki. To na ich widok ściągamy nogę z gazu, na przejściu dla pieszych grzecznie czekamy na zielone światło i gęsto tłumaczymy się, gdy spowodujemy kolizję. Sprawdziliśmy, jak wygląda zwykły dzień funkcjonariuszy Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.
Krótko po godz. 8.**Wydział Ruchu Drogowego KMP przy ul. Hubskiej we Wrocławiu.** Odprawa. Zastępca naczelnika nadkom. Mariusz Wolski, wraz z asystentem obsługi zdarzeń drogowych asp. Krystianem Wierzchałą i z ogniwem wypadkowym omawiają plan. Sierż. Wojciech Stroiwąs i sierż. Robert Łukawski - z ogniwa wypadkowego, którego kompanem dziś jestem - znają się ze szkoły policyjnej w Pile. Służą cztery lata.
Godz. 8.45.**Radomierzyce.** - Zderzyły się ford i renault. Bez osób rannych - informuje nas dyżurny policji przez radio. Z Hubskiej na miejsce docieramy w 15 minut. Kierowcy nie zmieścili się na wąskiej drodze i zderzyli się lusterkami. W srebrnym fordzie pęknięta jest plastikowa obudowa lusterka, w renault widać lekkie rysy. Do zdarzenia doszło na drodze między rondem na ul. Buforowej a Radomierzycami. Funkcjonariusze interweniują tu często. - Jest wąsko, dziurawe pobocze, dwa auta mają problem ze zmieszczeniem się na drodze - przyznaje Stroiwąs.
Po rozmowie z kierowcami okazuje się, że ich wersje nie są spójne. - Do zdarzenia doszło przed łukiem drogi, a kierujący renault nie próbował nawet zjechać do krawędzi jezdni - przekonuje około 30-letni kierowca forda i twierdzi, że 59-letni mężczyzna kierujący renault nie zatrzymał się po zderzeniu.
- Stanął dopiero, gdy zajechałem mu drogę - opowiada zaaferowany 30-latek. 59-letni kierowca renault zaprzecza, że uciekał. - Dwa auta jechały przed tym panem i cztery za nim. Przyznaję, usłyszałem lekkie puknięcie, ale moje lusterko jest całe. Pomyślałem, że nic się nie stało i dlatego się nie zatrzymałem - tłumaczy.
Wracamy na miejsce, które kierowca forda wskazuje jako miejsce kolizji. Nie ma odłamków plastiku. Funkcjonariusze wysłuchują tłumaczeń i proponują dwa mandaty albo dwa wnioski do sądu. - Nie mam powodów, by nie wierzyć któremuś z panów - Łukawski tłumaczy, że nie ma dowodów na potwierdzenie którejś z wersji. Policjanci spisują dane kierowców i wypisują wnioski do sądu. Kierowcy się kłócą. "Musiałem pana gonić, uciekł pan" - słyszymy. "Ja wychowywałem sportowców i mistrzów, którzy służą w jednostkach antyterrorystycznych, a ty zarzucasz mi, że uciekłem?" - komentuje druga strona. Odjeżdżamy.
Godz. 10.34. Wrocław. Obwodnica Śródmiejska. - 10 zgłoś się do 306 - wywołuje dyżurny. Na Strachocińskiej w samochód osobowy uderzyło inne auto. Sprawca ucieka. Jedziemy. Ale na rondzie Reagana odzywa się dyżurny. - Strachocińska odwołana. Inni obywatele czekają na pomoc na skrzyżowaniu Joannitów z Glinianą - informuje. Jedziemy na Huby. Na Pułaskiego jak zwykle chaos. Jedni jadą środkiem, inni jakby były dwa pasy, a linii wydzielających pasy brak, bo na Pułaskiego po remoncie ich nie narysowano. Stroiwąsowi przypomina się, że przez brak linii kierowcy mają problem na rondach na ul. Granicznej. - Tam nie ma dnia bez stłuczki - mówi.
Godz. 11.00. Skrzyżowanie Joannitów z Glinianą. Na chodniku przy przejściu dla pieszych stoi zielony, lekko porysowany lanos, 10 metrów dalej czarne audi. Do fiata ducato, którym jedziemy, podbiega ok. 70-letnia kobieta.
- Mąż nie zmieścił się, parkując na chodniku. Dlatego zaczął z niego zjeżdżać na wysokości zebry - tłumaczy. - A ten młody człowiek z lanosa zaczął nas wyprzedzać na przejściu. A tak nie wolno - relacjonuje, nie dając dojść do głosu ani policjantom, ani uczestnikom kolizji. Lekko poirytowany sierżant Łukawski pyta, czy prowadziła któreś z aut. Kobieta wskazuje na mężczyznę z siwą czupryną.
- Mąż kierował - mówi. Funkcjonariusz prosi grzecznie, by w aucie poczekała na rozstrzygnięcie.
Gdy policjanci wysłuchali kierowców i obejrzeli auta, wiedzieli, że winny jest kierowca audi. Mężczyzna przyjął mandat w wysokości 250 zł. Jego żona przekonuje jednak, że kierujący daewoo "wyprzedzał na pasach". Sierżanci sięgają po kodeks ruchu drogowego i odczytują definicję wyprzedzania i omijania. To nie zmienia oceny starszej pani co do "pomyłki funkcjonariuszy". Bo muszą się mylić - "to ja mam 40 lat prawo jazdy i nie miałam żadnej stłuczki" - przekonuje kobieta, która uniemożliwia wymianę danych między kierowcami i obiecuje funkcjonariuszom, że złoży na nich skargę, bo "nie traktowali jej poważnie".
- Często chętnie wypowiadają się pasażerowie, albo - co gorsza - członkowie rodzin, którzy nie uczestniczyli w zdarzeniu, a dojeżdżają później - opowiada Łukawski i przyznaje, że to utrudnia pracę: - Później zgłaszają na nas skargi, a my musimy się z nich tłumaczyć.
Godz. 11.50. Mosty Młyńskie. Policjanci przekonują, że znów popularny jest skrót przez te mosty, mimo że od dawna obowiązuje tam zakaz przejazdu - dojedziemy do Wyspy Słodowej i hotelu Tumskiego. Wielu kierowców jednak łamie zakaz. Tak jak ten z bordowego opla, za którym jedziemy i na pl. Bema postanawiamy zatrzymać. Kierowcą jest ok. 40-letnia kobieta, której spieszy się "na rozmowę o pracę". Policjanci wypisują 100-złotowy mandat. Mogli wlepić wyższy nawet o 400 zł. Jednak kobieta przyznała się do winy. - A pamiętam panią, która przejechała przez mosty, a potem wpierała, że wyjechała ze św. Marcina, skręciła w prawo do placu Bema i coś nam się przywidziało - opowiada sierżant Łukawski.
Dyżurny prosi, by odebrać aspiranta Wierzchałę z odprawy w komendzie wojewódzkiej. To był spokojny dzień. A Wierzchała wspomina: - Pracowałem w Lubinie. W nocy wezwano nas do wioski przy drodze na Legnicę. Na miejscu stały dwa roztrzaskane auta. Gdy wysiedliśmy z radiowozu, podbiegł do nas mężczyzna i zapytał, czy to długo będzie trwało. Zdziwieni odpowiedzieliśmy, że dopiero co przyjechaliśmy. I usłyszeliśmy "Ale mi chce się sr...".
To ostatnie słowo padło wtedy chyba kilkaset razy. Wina kierowcy była bezsporna - wyprzedzał na podwójnej ciągłej i uderzył w jadącą przed nim kobietę, która chciała zjechać do domu. Gdy policjanci wysłuchiwali wersji kierowców, pchnięty potrzebą mężczyzna zapytał nagle poszkodowanej, czy nie może załatwić się u niej w domu. Odmówiła. "Dlaczego mam panu pomóc, jeżeli pan cały czas kłamie?" - rzuciła.
Wracamy do patrolowania. Jadąc Ślężną w kierunku Uniwersytetu Ekonomicznego, na wysokości komisu, dostrzegamy mężczyznę idącego przez torowisko. - Życie ci niemiłe? Masz tu dwa przejścia! Wystarczy 100 metrów, by dotrzeć do jednego z nich - dopytuje się Łukawski. - Niosę do skupu makulaturę. Mam na plecach 250 kilo, dostanę za nią może 8 zł. Nie opłaca mi się tyle nadrabiać. Rozglądnąłem się - mówi. Wysłuchuje, że przechodzenie "na dziko" może być tragiczne w skutkach, przyjmuje mandat 50-złotowy. I mówi, że nie zapłaci, bo nie ma z czego. A policjanci przekonują, że i tak był grzeczny, bo dał dowód. - Zdarza się, że student po wypisaniu mandatu potrafi go przy mnie podrzeć - kwituje Stroiwąs.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?