Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramatyczna sytuacja chorych na WZW typu C na Dolnym Śląsku

Agata Grzelińska
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Fot. Tomasz Holod / Polskapresse
Pilnie terapii nowoczesnymi lekami potrzebuje ponad 400 Dolnoślązaków chorych na wirusowe zapalenie wątroby typu C. Pieniędzy z ministerstwa zdrowia wystarcza na leczenie tylko 109 osób. Tymczasem liczba chorych stale rośnie.

Wirus HCV, który wywołuje wirusowe zapalenie wątroby typu C, nazywany jest cichym zabójcą. Przez długie lata może nie dawać żadnych objawów. Wywołuje wirusowe zapalenie wątroby typu C (WZW C), które prowadzi do marskości wątroby, a z czasem do raka wątroby oraz do śmierci.

Z roku na rok rośnie liczba osób chorych na WZW C. Niestety wielu zakażonych wirusem HCV nawet nie wie, że są jego nosicielami. Polska na tle innych krajów europejskich charakteryzuje się niską wykrywalnością WZW typu C. O ile w Skandynawii wykrywa się ok. 75 procent zakażeń, w naszym kraju o swej chorobie wie zaledwie 15 procent chorych. Szacuje się, że w całej Polsce zakażonych wirusem HCV jest ponad 230 tys. osób, jednak dotychczas zdiagnozowanych zostało tylko ok. 30 tys. z nich.

Aby wykryć wirus HCV w organizmie, wystarczy podstawowy test anty-HCV z krwi, który można wykonać na własną rękę w niemal każdym laboratorium diagnostycznym. Badanie to nie znajduje się w tzw. koszyku świadczeń lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Aby wykonać je na koszt NFZ, trzeba mieć skierowanie od lekarza specjalisty chorób zakaźnych lub hepatologa.

WZW typu C - kto w grupie ryzyka?
Większość zakażonych dowiaduje się o chorobie, gdy ta jest już zaawansowana. Badaniu na obecność wirusa HCV powinni poddać się zwłaszcza ludzie z grup ryzyka. Kto do nich należy?

– Osoby po transfuzji krwi, zwłaszcza jeśli miały ją przed rokiem 1993, osoby po zabiegach operacyjnych i te, które przebywały w szpitalach co najmniej dwa razy w ciągu ostatnich pięciu lat, a także chorzy z obniżoną odpornością i korzystający z zabiegów w salonach piękności, piercingu czy tatuażu – wylicza Tomasz Prycel, prezes stowarzyszenia CEESTAHC. Przekonuje, że warto się badać, dlatego, że teraz są świetne leki, skuteczne niemal w 100 procentach. Zdiagnozowani i poddani leczeniu pacjenci wracają do zdrowia. Tyle że muszą wiedzieć o swojej chorobie.

CZYTAJ DALEJ: Na walkę z wirusem HCV Mazowieckie dostało 66 mln zł, my 17
Ogromny problem z leczeniem zakażeń HCV
Na Dolnym Śląsku dochodzi jednak jeszcze jeden ogromny problem.
– Jeżeli chodzi o leczenie zakażeń HCV w województwie dolnośląskim na bieżący rok, sytuacja jest dramatyczna – mówi prof. Krzysztof Simon, konsultant wojewódzki ds. chorób zakaźnych. – Nie wiem, dlaczego województwo mazowieckie otrzymało 60 kilka milionów złotych na terapie HCV, a my tylko 17 milionów, czyli tyle co w latach poprzednich. Efekt jest taki, że na 1400 czy 1600 osób czekających na leczenie, z czego 400 wymaga pilnej terapii HCV, rozpoczęliśmy leczenie jedynie u 109 osób.

Prof. Simon dodaje, że ludzie leczeni nowoczesnymi lekami w większości wracają do pracy. – Ostatecznie to jest tańsze. Liczyłem, że dostaniemy w szpitalu Gromkowskiego 500 terapii, plus kilkadziesiąt w Wałbrzychu i Bolesławcu. Niestety, dostaliśmy tylko 109. Obiecano nam jeszcze 20 czy 40 dodatkowych terapii, ale co powiedzieć tym 400 osobom, u których choroba już jest na granicy bezpieczeństwa marskości wątroby czy raka wątroby, jeśli terapii nie otrzymają? – pyta konsultant.

8 lat poczekasz na leczenie
Wylicza, że Dolny Śląsk potrzebuje co najmniej 40-50 mln zł na minimum 500 terapii. Życie tylu osób jest zagrożone, jeśli szybko nie zostaną objęci programem lekowym.
– NFZ mówi: nie ma środków. We wcześniejszych latach, gdy leczyliśmy interferonem, czekało się trzy miesiące. W tej chwili, jeśli odliczymy grupę tych 400 osób, które pilnie potrzebują terapii i jeśli uświadomimy sobie, że co miesiąc wpisujemy na listę kolejnych 40-50 nowych osób, trzeba powiedzieć jasno: pacjenci, którzy mogą czekać, ale u których choroba może też postępować, przy obecnym nakładzie środków finansowych, będą czekać na leczeni ponad 8 lat – wylicza prof. Simon.

Leczenie nowymi lekami jest bardzo drogie, ale też wyjątkowo skuteczne. Lek dla jednego pacjenta kosztuje 60 tysięcy. W szpitalu, w aptece chory musiałby zapłacić od 160 do nawet 400 tysięcy zł.

– Ale nawet gdyby miał pieniądze, w aptece sobie tego leku nie kupi – mówi Jarosław Chojnacki, prezes stowarzyszenia Prometeusze, który walczy o lepszą dostępność do leczenia WZW typu C. Zachęca chorych do wysłania pism do ministra zdrowia, premiera, prezydenta, szefa NFZ. – Trzeba walczyć. Nie może być tak, że są skuteczne leki, a mimo to kilkuset pacjentów umiera, bo nie ma pieniędzy. Tym bardziej, że koszty wyleczenia zakażenia są o wiele niższe niż na przykład koszty transplantacji wątroby, co jest ratunkiem dla tych chorych, u których zdąży się rozwinąć rak.

Co wobec tego mogą robić chorzy potrzebujący pilnego leczenia?

– 60 milionów na terapię nie znajdziemy, ale będziemy robić wszystko, by zwiększyć nakłady na leczenie WZW typu C – mówi Marcin Rudkowski, kierownik programów terapeutycznych i chemioterapii w dolnośląskim oddziale NFZ. – WZW typu C to jeden z 50 programów lekowych, an które w sumie mamy 220 milionów złotych. Nakłady na leczenie WZW na Dolnym Śląsku są w tym roku faktycznie bardzo niskie, ale musimy pamiętać też o innych chorych. Priorytetowe są terapie onkologiczne, leczenie dzieci i chorych na choroby ultrarzadkie jak szpiczak.

Przedstawiciel NFZ zapewnił, że jeszcze w tym roku będzie dodatkowych kilka milionów złotych na leczenie WZW typu C. Taka kwota wystarczy jednak na terapię tylko dla kilku czy kilkunastu pacjentów. Co radzi pozostałym?
– Dostępność do programów lekowych nie podlega rejonizacji. Można się zgłosić na leczenie do Warszawy – podpowiada urzędnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska