- Chciałem naprawić auto. Samochód był z 2002 roku, byłem do niego przywiązany. Sporo też w niego zainwestowałem - opowiada Wojciech Skrzypczyk. Dodaje, że zgodnie z prawem dokonał samodzielnego wyboru miejsca i sposobu naprawienia szkody.
Okazało się jednak, że PZU nie zamierza płacić za naprawę samochodu. Jej kosztorys w autoryzowanym serwisie wyniósł nieco ponad 9 tys., a Zygmunt Żurawski, rzeczoznawca PZU z Wrocławia, wartość samochodu wycenił na 12 tys. zł.
Ubezpieczyciel odmówił finansowania naprawy, ponieważ jej koszt przekraczał 70 proc. wartości auta. Uznał tzw. szkodę całkowitą, czyli odstąpił od naprawy, a poszkodowanemu zaproponował tzw. bezsporną kwotę odszkodowania w wysokości niecałych 6 tys. zł.
- Byłem zbulwersowany taką propozycją. Od początku nie zgadzałem się z wyceną samochodu. Moim zdaniem, celowo ją zaniżyli. Nie uwzględnili w ogóle dodatkowego wyposażenia: m.in. tuby basowej, blokady skrzyni biegów, lepszej wersji wzmacniacza, odtwarzacza CD.
Wrocławianin pisał o swoich zastrzeżeniach do rzeczoznawcy, który wycenił auto, jednak ten przestał odpowiadać na mejle i odbierać telefony. Wtedy Wojciech Skrzypczyk udał się do Wrocławskiego Centrum Likwidacji Szkód i rozmawiał z dyrektorem Januszem Lisowskim. Od niego, jak opowiada, usłyszał, że ubezpieczyciel sądu się nie boi, bo "sądy są teraz bardzo niezawisłe". - Po mojej mamie mam ducha walki, poza tym interesuję się takimi sprawami i mam wujka, który zna się na ubezpieczeniach. Dlatego postanowiłem, że im nie odpuszczę. Poza tym zależało mi na aucie - opowiada Skrzypczyk.
Tak sprawa trafiła do sądu. Pod koniec stycznia tego roku Sąd Rejonowy Wrocław - Śródmieście przyznał rację mieszkańcowi Wrocławia. Nakazał PZU wypłacenie mu 2,5 tys. zł wraz z odsetkami oraz zwrotu kosztów procesu, co sumując z wcześniejszym wypłaconym odszkodowaniem 6 tys. zł dało kwotę bliską wycenionym kosztom naprawy auta.
W trakcie procesu niezależny rzeczoznawca wycenił wartość samochodu pana Wojciecha na ponad 15 tys. zł, czyli o 3 tys. więcej od pierwotnej wyceny PZU. - Uważam, że celowo zaniżyli pierwotnie wartość samochodu. To było ich zagranie, by wypłacić mi jak najmniej. Chcę moim przykładem pokazać ludziom, że nie należy się godzić na dyktat ubezpieczyciela, tylko dochodzić swego - komentuje wrocławianin.
O sprawę spytaliśmy też Powszechny Zakład Ubezpieczeń, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Poinformowano nas tylko, że PZU nie prowadzi statystyk przegranych procesów sądowych.
Jak dochodzić swoich roszczeń?
O sprawę spytaliśmy niezależnego rzeczoznawcę samochodowego, mgr. inż. Mirosława Rusina z firmy MR Ekspert. - Ubezpieczyciele często próbują wmówić poszkodowanym tzw. szkodę całkowitą. Bazują na ludzkiej niewiedzy. Tymczasem w przypadku polisy OC mają obowiązek pokryć uzasadnione koszty naprawy pojazdu do jego wartości. Często też likwidatorzy zaniżają wartość auta. Nie wliczają dodatkowego wyposażenia, mniejszego przebiegu, itp. - komentuje rzeczoznawca.
W Polsce ubezpieczalnie mają prawo wysyłać swoich pracowników do likwidacji szkody. W Europie Zachodniej zajmują się tym rzeczoznawcy niezależni. Jak dochodzić swoich roszczeń skutecznie? Należy dostarczyć dodatkowe dokumenty np. zakupu dodatkowego osprzętu, dokonanych poważniejszych napraw i innych działań, które zwiększyły wartość auta. Warto też zwrócić uwagę na to, czy likwidator prawidłowo określił model samochodu. Zdarza się, że klient ma bogatszą wersję, a w dokumentacji nie jest to uwzględnione.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?