Spis treści
- Staruszka z Chile odwiedziła Mysłakowice, w których kiedyś mieszkała
- Niemal wszystko zostało tu wyremontowane siłą własnych rąk
- Skarby ukryte w mysłakowickim domu
- Widoki nie z tej ziemi i historia mieszkających tu Tyrolczyków
- Przeszłość łączy się z teraźniejszością
- Jak dojechać do Mysłakowic? Mapa dojazdu
W malowniczej wsi Mysłakowice natrafimy na prawdziwa perełkę architektoniczną, która leży nieopodal Karkonoszy. To dom Tyrolczyków, którzy przesiedlili się na Dolny Śląsk z Austrii. Przy ulicy Daszyńskiego 5 znajdziemy nie tylko budynek, ale świadectwo minionych czasów, gdzie najdrobniejszy element, zaczynając od napisów na balustradzie po ukryte na ścianach obliczenia, opowiada o dalekiej i niedalekiej przeszłości. Historia żyje tu na nowo głównie dzięki obecnemu właścicielowi, którego pasja do zabytków i determinacja w odtwarzaniu pierwotnego kształtu domu, uczyniły z niego prawdziwe arcydzieło.
Staruszka z Chile odwiedziła Mysłakowice, w których kiedyś mieszkała
Nasze spotkanie rozpoczyna historia, która w zeszłym roku zaskoczyła samego właściciela. Do jego drzwi zapukała dawna mieszkanka wsi.
- Odwiedziła mnie staruszka, która przyjechała do Mysłakowic z Chile. Miała 92 lata, a przywiózł ją wnuk. W przeszłości mieszkała pod numerem 10 i chciała spędzić ostatnie chwile życia w miejscu, gdzie kiedyś się bawiła. Przyjąłem ją i zaprosiłem do środka. Kobieta nie spodziewała się, że kiedykolwiek tu wróci. Pokazałem jej przedwojenne pocztówki niemieckie, a ona w pewnym momencie osunęła się na krześle. Okazało się, że widnieje na jednym ze zdjęć, gdzie obok siebie stoją dwie dziewczynki. Jedna jest w białej, a druga w czerwonej sukience. - opowiada Bernard Kempiński.
Dziś przez próg domu dawnego marynarza przechodzą ludzie z różnych stron Polski i całego świata. Są zainteresowani historią Tyrolczyków, misterną renowacją rozmaitych elementów oraz przyciąga ich pasja, z jaką właściciel zabytkowego obiektu snuje opowieści.
- Ten dom to miejsce, które ma cieszyć innych ludzi. Zawsze mówię to każdemu, kto mnie odwiedza. Nie wezmę majątku do grobu i chciałbym dzielić się tym dziedzictwem z innymi. - wyjaśnia.
Bernard Kempiński długo szukał swojego miejsca na ziemi. Kiedy jego córka przeprowadziła się z Koszalina do Wałbrzycha, zaczął jeździć po Dolnym Śląsku w poszukiwaniu działki. Nie chciał kupować nowego domu z uwagi na swoją pasję do zabytków. Postanowił poszukać czegoś, co go zainspiruje. W Mysłakowicach zobaczył, że jeden z domów tyrolskich jest na sprzedaż i od razu się w nim zakochał. Nie patrząc na cenę wszedł do środka i zaczął negocjować z gospodarzem warunki kupna. Po podpisaniu aktu notarialnego stał się właścicielem tego miejsca. Remont rozpoczął błyskawicznie. Od początku dokłada wszelkich starań, aby przywrócić jego oryginalny wygląd.
- Wyciąłem wszystkie drzewa, które znajdowały się na posesji, aby dom mógł cieszyć oczy innych. Dach, pierwotnie pokryty łupkiem, zastąpiłem struktonitem, co nadało mu autentyczny wygląd. To była najdroższa inwestycja. Najpierw należało ściągnąć gont bitumiczny i eternit, a później dachówkami pokryć 220 m² powierzchni. - tłumaczy Kempiński.
Niemal wszystko zostało tu wyremontowane siłą własnych rąk
Na kolejnych etapach budowy właściciel wyczyścił elewację domu do jej pierwotnego stanu, odnowił balustrady, piaskował okna, dorobił charakterystyczne łezki, które znajdują się pod dachem, a następnie zajął się renowacją wnętrz. Większość prac wykonuje samodzielnie, odsłaniając przy tym tajemnice każdego zakątka, zaczynając od salonu, a na piwnicy kończąc.
- Pomieszczenie, w którym się znajdujemy, pełniło funkcję pokoju gościnnego. siedzimy przy oryginalnym tyrolskim stole, który ma charakterystyczną poprzeczkę. W przeszłości na nim kładziono nogi, żeby właściciele nie marzli w stopy. Podłoga też nie została zmieniona. Jedną z najcenniejszych pamiątek, jaką mam po byłych właścicielach, jest obraz z 1838 roku, który wisi na ścianie obok kominka i został poświęcony przez ewangelickiego pastora. Przedstawia św. Jana, pukającego do drzwi i mówiącego: "Boże, chroń ten dom przed wszelkimi siłami, które mu zagrażają". Wierzę w jego moc, bo ten dom powinien się spalić już dwa albo trzy razy z powodu wadliwej instalacji.
Skarby ukryte w mysłakowickim domu
Święty obrazek to nie jedyna cenna pamiątka, znajdująca się w domu. W trakcie remontu odkryto specjalny schowek, ukryty nad schodami w przedpokoju.
- Przy renowacji sieni, po ściągnięciu warstwy olejnej, piaskarz natrafił na wyjątkową skrytkę. Otwierałem ją trzy godziny, żeby niczego nie uszkodzić. Okazało się, że jest pusta i niedokończona, ale znajduje się w miejscu, w którym jest łatwo dostępna przy wejściu i wyjściu z dworu. Wszelkie kosztowności chowano dawniej w piecach, pod progami i w posadzce. W piwnicy, już po zakończeniu II wojny światowej, poszukiwano cennych precjozów. Do dziś są tam wykute dziury i kawałki narzędzi, którymi próbowano przebić się przez ściany. - wyjaśnia Kempiński.
Okazuje się, że nie tylko piwnica oraz przedpokój są pełne niespodzianek. W pomieszczeniu na piętrze oraz strychu, a także w przedsionku odnajdziemy echa dawnych czasów.
- Na strychu znajduje się bardzo ciekawe pomieszczenie, które dawniej był pokojem gościnnym. Wyczyściłem je i doszedłem do jednej ze ścian, która nie jest zwyczajna. W latach 1945-1947 było tu składowisko zboża. Ludzie pisali, ile worków udało im się zgromadzić. Nie będę jej niszczył, bo ona również współtworzy historię tego domu. Z kolejnym odkryciem spotkałem się przy renowacji podłogi. Pod klepką na piętrze zaczął wysypywać się węgiel, którego najprawdopodobniej jest tam jeszcze z pół tony. W 1945 roku, przed zbliżającą się okupacją, magazynowano zapasy na zimę. To był drogi surowiec, więc go ukryto. - dodaje Kempiński.
Widoki nie z tej ziemi i historia mieszkających tu Tyrolczyków
Z balkonu domu roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków na Karkonosze, a elementy wyrzeźbione w balustradzie mają swoją symbolikę, która łączy się z dziedzictwem Tyrolczyków.
- Odwrócona lilia świadczyła o wysokim statusie społecznym rodziny. Balkony były zdobione albo liliami, albo tulipanami, albo wzorami geometrycznymi. Czym prostsza rodzina, tym prostszy symbol. - wyjaśnia Kempiński.
Tyrolczycy trafili do Karkonoszy za sprawą Wilhelma III. Wypędzeni z Austrii, szukali własnego miejsca na ziemi. Mysłakowice najbardziej przypominały im rodzinne strony i mimo że przejechali całą Europę wzdłuż i wszerz, to zdecydowali się osiedlić właśnie tutaj. Od zawsze byli samowystarczalni i słynęli z produkcji serów oraz wyprawiania skór. Pracowali tylko przez trzy dni w tygodniu, a przez pierwsze dwa lata byli zwolnieni z podatków na rzecz króla. Ten zakupił dla nich też ziemię pod budowę ponad 70 domów, z których wiele do dziś stoi w Karkonoszach.
W domu przy Daszyńskiego 5 jako pierwszy zamieszkał Johann Lublaser z rodziną. Miał sześciu synów i dwie córki. Dzieci zajmowały pokoje na pierwszym piętrze. Pokój chłopców był większy od pokoju dziewcząt, pod którym znajdowała się sypialnia rodziców. Jak wynika z opowieści Kempińskiego, Tyrolczycy byli pruderyjni, więc pod podłogą córek wysypano 20 cm piasku, żeby nie dochodziły do nich żadne odgłosy z sypialni rodziców.
Lublaser był cieślą i pracował w okolicznych zakładach lniarskich. Dzięki napisowi wyrzeźbionemu na balustradzie został zwolniony dożywotnio z płacenia podatków. Jego syn w przyszłości próbował podobnej sztuczki z Wilhelmem IV, ale syn Wilhelma III nie dał się już na nią nabrać.
Przeszłość łączy się z teraźniejszością
Dom Tyrolski w Mysłakowicach to miejsce, gdzie historia spotyka się z pasją i oddaniem jego właściciela. Bernardowi Kepmińskiemu zależy na tym, żeby dziedzictwo Lublaserów przetrwało jeszcze wiele lat. Wciąż gromadzi pamiątki, które znajdziemy w przedpokoju, salonie i na piętrze. Wśród nich są: prawdziwy tyrolski kapelusz, oryginalny stół, a nawet część instalacji elektrycznej. Wszystko po to, żeby przeszłość mogła łączyć się z teraźniejszością. Właściciel nie pobiera żadnych opłat za oprowadzanie po jego włościach. Mało tego, rozdaje pamiątki i opowiada anegdoty, które na długo zostają w pamięci. Warto poświęcić chwilę, żeby odwiedzić go w Mysłakowicach. To będzie wyjątkowa podróż po zabytkach wśród zapachu oleju lnianego, jakim impregnowano w przeszłości deski.
Jak dojechać do Mysłakowic? Mapa dojazdu
Aby dojechać z Wrocławia do Mysłakowic należy kierować się trasą do Świdnicy, a następnie wjechać na drogę ekspresową S3. Po dotarciu do Jeleniej Góry, podążamy drogą krajową nr 367 w kierunku Karpacza i na końcu zjeżdżamy w prawo na drogę wojewódzką nr 366, która prowadzi nas bezpośrednio do Mysłakowic.
Koniec hotelu Marriott w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?