Monika Kwapiszewska, inicjatorka i szefowa KGW "Opolniane babki", to kobieta z ikrą. Ma mnóstwo świeżych pomysłów i wciąż stara się pozyskiwać środki na różne inicjatywy. W planach są wycieczki dla dzieci na Guślarz i budowa siłowni. Czy w Opolnie Zdroju da się stworzyć "miejsce na ziemi"? Sprawdzamy!
Skąd pomysł na stworzenie KGW "Opolniane babki"?
Chciałyśmy zintegrować ludzi, mieszkających w naszej wsi, sprawić, żeby "coś się tu działo".
Jaka jest średnia wieku w waszym kole?
Najmłodsza z nas ma 23 lata, a najstarsza około 50 lat. "Opolniane babki" tworzy 26 kobiet, ale tak na stałe współpracujemy w mniejszej grupie.
Co udało się osiągnąć "Opolnianym babkom" w ciągu ostatniego czasu?
Zawsze można nas spotkać na meczach. Rozkładamy swój namiot i stajemy z grillem. Sprzedajemy bigos, grochówkę z kociołka i mamy swoją karkówkę. Wymyśliłam marynatę z miodem i musztardą, która sprawia, że nasze mięso jest naprawdę wyjątkowe. Nikt nas nie finansuje, więc środki na działalność musimy pozyskiwać samodzielnie. Dodatkowe fundusze otrzymujemy ze starostwa powiatowego, ale to jest tylko około 3 tysięcy złotych rocznie. Między innymi z tych pieniędzy wyposażyłyśmy nasze kuchenne zaplecze, chociaż gotujemy w domach, bo nie mamy miejsca, gdzie mogłybyśmy to robić. Z własnych środków kupiłyśmy sprzęt do robienia waty cukrowej oraz rozkładany namiot, który jest też naszą wizytówką, posiada nadruk z nazwą naszego koła. Wciąż w coś inwestujemy zarobione pieniądze.
W czerwcu przy pomocy lokalnych spółek miejskich i bogatyńskich firm zorganizowałyśmy Dzień Dziecka. Mieliśmy animatorów z firmy Pro-Staff ze Zgorzelca, strażacy z OSP Sieniawka, z którymi jesteśmy zaprzyjaźnione, woziły dzieci wozem strażackim i polewali je wodą. Dużo się działo i wiele osób nam pomogło w organizacji wydarzenia.
Co planujecie w najbliższym czasie?
Pod koniec lipca chcemy zorganizować z LKS-em festyn. Od dawna ściśle współpracujemy. Dbamy o place zabaw dla dzieci, wspólnie kosimy boisko. Podejmujemy wiele różnych inicjatyw. Chcemy integrować ludzi, robić imprezy. Planujemy uruchomienie kina letniego. Mój mąż z własnych środków zakupił projektor, ale na razie nie dopisuje nam pogoda, żeby z tym wystartować. Wspólnie urządzamy też siłownię. Na razie zbieramy sprzęt. Zorganizujemy również rajd dla dzieci na Guślarz. Chłopaki z drużyny wwiozą nam na górę namiot wraz ze sprzętem, żebyśmy mogły przygotować poczęstunek, a my wspólnie z dziećmi przemaszerujemy ustaloną trasą na pieszo.
Dlaczego koło gospodyń wiejskich?
Chcemy przełamać stereotyp pań, które są już na emeryturach i zazwyczaj występują z repertuarem muzycznym na różnych imprezach. Mamy zamiar pokazać, że młode dziewczyny też mogą coś zrobić. Jesteśmy aktywne zawodowo i wychowujemy dzieci. Jedna z nas prowadziła dla wszystkich zajęcia fitness, ale teraz zdała maturę i wyjeżdża na studia, więc nie będzie miała możliwości ich kontynuowania. Wciąż wpadamy jednak na nowe pomysły.
Wyremontowaliśmy naszą świetlicę wiejską poprzez pozyskane przez panią sołtys fundusze z PGE oraz w dużej mierze dzięki grupie młodych mieszkańców, na których zawsze można liczyć. Do tej pory z różnych przyczyn nie miałyśmy możliwości korzystania ze świetlicy. To jest wielkie utrudnienie, ale jednak coś ruszyło. Dogadałyśmy się z panią sołtys i będziemy mogły działać. Mamy już klucze, ale musimy poczekać do września, ponieważ przez okres wakacji zjeżdżają tu artyści. Liczę na to, że zintegrujemy większą ilość mieszkańców i razem będziemy tworzyć coś fajnego. W końcu, jak to się mówi, "w grupie siła".
Kto wpadł na pomysł rywalizacji na najlepszy jabłecznik?
To była spontaniczna akcja. Ireneusz Kropidłowski, prezes Gminnej Spółdzielni, przyjechał do nas i zachwalał własną piekarnię, więc pomyślałam: w takim razie zróbmy challenge na to, kto upiecze lepsze ciasto. Spotkaliśmy się z mieszkańcami na boisku, gdzie mogli próbować naszych szarlotek. Moja wygrała, ale podejrzewam, że gdyby prezes organizował takie zawody u siebie, to jego ciasto okazałoby się najlepsze. Pan Kropidłowski pomógł nam później z chryzantemami przy okazji Dnia Wszystkich Świętych, kiedy cmentarze z uwagi na pandemię zostały zamknięte, a ogrodnictwo w Sulikowie nie miało, co zrobić z kwiatami. Wspólnie wykładaliśmy je na cmentarzu w Bogatyni, a resztę zabrałyśmy do Opolna. Część z nich trafiła na groby, a pozostałe do kościoła. Ksiądz bardzo ucieszył się z naszej inicjatywy i później dziękował nam z ambony.
Czego wam życzyć?
Najbardziej zależy nam na własnym lokalu, bo jeśli nie będziemy miały miejsca do spotkań, to ciężko będzie nam tworzyć społeczność. Chcemy prężnie działać i mamy mnóstwo ciekawych pomysłów, które tylko czekają na to, żeby je realizować.
Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?