Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolnośląscy błogosławieni, czyli ci, którzy na pewno będą zbawieni

Maciej Sas
Maciej Sas
Dolnośląscy błogosławieni, czyli ci, którzy na pewno będą zbawieni
Dolnośląscy błogosławieni, czyli ci, którzy na pewno będą zbawieni Arch.Polska Press
Pierwsze miejsce w tej „niebiańskiej” kolejce zajmuje 10 sióstr zakonnych, elżbietanek. Potem jest trzech niezwykłych księży i jeden wyjątkowy książę. W sumie aż 14 osób związanych z Dolnym Śląskiem ma szansę na beatyfikację.

Zginęły śmiercią męczeńską, zamordowane w czasie II wojny światowej – dekret potwierdzający to, podpisany przez papieża Franciszka otwiera drogę do beatyfikacji siostry M. Paschalis Jahn i jej 9 towarzyszek ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety. Siostry zakonne zginęły w 1945 roku w różnych częściach Śląska z rąk żołnierzy Armii Czerwonej. Broniły swojej czystości i życia osób powierzonych ich opiece.

– Pamięć o naszych bohaterskich męczenniczkach przetrwała od 1945 roku, mimo że byłyśmy na ten temat zmuszone milczeć z powodu sytuacji politycznej. Dopiero po 76 latach udało nam się wyciągnąć z historii imiona tych bohaterskich sióstr i w konsekwencji rozpocząć ich proces beatyfikacyjny – mówiła Radiu Vatican News siostra Miriam Zając, postulatorka w procesie beatyfikacyjnym. – Te skromne elżbietanki jawią się jako mężne, biblijne niewiasty stawiające czoło tym, którzy z ogromną nienawiścią odnosili się do wszystkiego, co było z Boga, co wiązało się z Bogiem i wiarą. One stały się znakiem sprzeciwu, ale i znakiem nadziei dla przyszłych pokoleń. Ich heroiczna śmierć woła dziś o obronę wartości chrześcijańskich.

Decyzja papieża oznacza, że w najbliższym czasie można się spodziewać beatyfikacji sióstr męczenniczek. Uroczystość ma się odbyć we Wrocławiu. Co ważne, to niejedyne kandydatki na ołtarze z naszego regionu. Zanim jednak wspomnimy o innych, sprawdźmy, jak wygląda proces beatyfikacyjny i kim w ogóle jest człowiek błogosławiony.

Dwie drogi wiodące na ołtarze

Wyniesienie na ołtarze, a więc ogłoszenie kogoś błogosławionym, a później (być może) świętym to długi i skomplikowany proces. Ks. dr Rafał Kowalski, rzecznik prasowy Archidiecezji Wrocławskiej tłumaczy, że aby się w ogóle rozpoczął, dana osoba musi umrzeć w opinii świętości. Powinien więc znaleźć się ktoś, kto jest przekonany o jej świętości i to zaświadczy.

– Proces beatyfikacyjny jest pierwszym etapem, w czasie którego się stwierdza, że jakaś osoba jest wśród tych, którzy osiągnęli zbawienie – mówi ksiądz Kowalski. – Proces może się odbywać dwutorowo. W pierwszym przypadku ktoś oddaje życie za wiarę – wtedy z technicznego punktu widzenia sprawa jest prostsza. Drugi sposób polega na tym, że w momencie, gdy ktoś umiera w sposób naturalny w opinii świętości, potrzebny jest papieski dekret o heroiczności jego cnót. To znaczy, że cnoty chrześcijańskie praktykował w stopniu nadzwyczajnym – wyjaśnia.

Dlaczego pierwszy sposób jest prostszy? Tu mamy do czynienia z jasnym i prostym dochodzeniem dotyczącym życia tych osób: powołuje się trybunał, który przesłuchuje świadków. Ci zaświadczają, jak taka osoba żyła. Przedstawia się pisma, powołuje się specjalnych cenzorów, którzy stwierdzają, że nie ma w tych dokumentach niczego, co by przeczyło wierze i moralności. Jeżeli wydaje się dekret o tym, że taki człowiek oddał życie za wiarę, to właściwie otwiera drogę do tego, by papież podjął decyzję o wyniesieniu kogoś takiego na ołtarze, a więc by można go było beatyfikować.

Każdy taki proces odbywa się w dwóch etapach. Najpierw jest diecezjalny. Prowadzone jest dochodzenie, potem zbiera się akta, tłumaczy je na język włoski i wysyła do Watykanu. Dalej sprawy toczą się na poziomie Stolicy Apostolskiej. Ona musi wydać dekret dotyczący męczeństwa albo heroiczności cnót. – Wydanie dekretu dotyczącego męczeństwa otwiera drogę do tego, by papież wyznaczył datę beatyfikacji – podkreśla rzecznik Archidiecezji Wrocławskiej.

Natomiast w przypadku, gdy nie mamy do czynienia z męczennikiem (tak jest np. w przypadku księdza Aleksandra Zienkiewicz, o którym za chwilę powiemy szerzej), a więc umarł w sposób naturalny, ale są świadkowie, którzy twierdzą, że umarł w opinii świętości, przesłuchuje się świadków, którzy mogą cokolwiek powiedzieć o życiu tego człowieka. Powoływana jest komisja, która bada jego pisma, a potem wydaje swoją opinię. Akta na poziomie diecezjalnym są zamykane – teraz pora wysłać je do Watykanu, by wszystko mógł przeanalizować papież. On najpierw wydaje dekret o tym, że proces beatyfikacyjny został przeprowadzony w sposób należyty, a więc nie popełniono uchybień proceduralnych. Natomiast po zapoznaniu się ze wszystkimi aktami odpowiednia kongregacja wydaje dekret o tym, czy papież może wydać dekret o heroiczności cnót. Co to znaczy?

Najprościej rzecz ujmując, musi stwierdzić, czy opinia świętości nie jest jedynie czyimś subiektywnym przekonaniem, a więc czy tylko można tę osobę uznać za błogosławioną.

– Dekret o heroiczności cnót dotyczy wszystkich cnót kardynalnych, a więc: roztropności, sprawiedliwości, wstrzemięźliwości i męstwa. To potwierdza, że ktoś taki żył nimi na co dzień – wyjaśnia ksiądz doktor Kowalski. – Kiedy papież taki dekret wyda, a nie mamy do czynienia z męczennikiem, potrzebny jest cud dokonany za wstawiennictwem osoby, w sprawie której dochodzenie się toczy. Dlatego procesu toczone tą ścieżką są zwykle o wiele dłuższe.

Dlaczego tak się dzieje? Po wydaniu przez papieża dekretu o heroiczności cnót musi nastąpić cud za wstawiennictwem tej konkretnej osoby, np. ktoś składa świadectwo, że dostąpił cudu za sprawą takiej osoby. Wtedy powoływana jest komisja, która bada, czy rzeczywiście tak się stało. Najprostszym przypadkiem jest uzdrowienie z jakiejś choroby, np. ktoś cierpiał na nieuleczalne schorzenie. Niezbędna jest dokumentacja medyczna, która stwierdza, że ta choroba rzeczywiście była nieuleczalna i nagle z przyczyn niewytłumaczalnych przy pomocy istniejących narzędzi i metod naukowych, komisja stwierdza, że ta choroba się cofnęła.

Ale to jeszcze za mało, by uznać ten cud. – Uzdrowienie musi być trwałe, a więc musi istnieć dowód na to, że człowiek na stałe wyzdrowiał. Bo czasem mamy do czynienia z regresem choroby, więc od uzdrowienia do uznania cudu musi minąć jakiś czas, by mieć pewność, że to prawda. Dopiero to otwiera drogę do tego, by papież wyznaczył datę beatyfikacji – tłumaczy ks. Rafał Kowalski. – Beatyfikacja jest pierwszym krokiem – uznajemy, że ta osoba jest wśród zbawionych, osiągnęła świętość. Najprościej wytłumaczyć to w ten sposób, że kult takiej osoby, jej znajomość jest na poziomie lokalnym, a więc diecezji, regionu. Natomiast kanonizacja, a więc ogłoszenie świętości ma miejsce wtedy, gdy ten kult jest szerzej rozpowszechniony - tłumaczy. Co więcej, żeby doszło do kanonizacji, po beatyfikacji musi nastąpić kolejny cud za wstawiennictwem tego świętego. Dopiero to otwiera drogę do kontynuowaniu procesu kanonizacyjnego.

Ojciec dzieci ulicy

Ale proces beatyfikacyjny wspomnianych już 10 zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety nie jest jedynym, jaki toczy się w tej chwili na Dolnym Śląsku. Od 1995 roku trwa zbieranie dokumentacji związanej z ks. Robertem Spiskem, nazywanym m.in. ojcem dzieci ulicy. To on jako pierwszy zaczął pomagać sierotom w XIX-wiecznym Wrocławiu. Zabierał je do domu, a potem znajdował im rodziny zastępcze. Słynął też z płomiennych, emocjonalnych kazań. Kardynał Bolesław Kominek, twierdził, że ks. Spiske był jednym z najbardziej aktywnych kapłanów ówczesnego Wrocławia. Tak bardzo poświecił się pracy nad nimi, że przełożeni postanowili wycofać go z pracy w bardzo dużej parafii pw. św. Michała, którą administrował, żeby się zbyt szybko nie wypalił. Przeniesiono go do mniejszej parafii Najświętszej Marii Panny na Piasku, w której spędził 16 lat. Był założycielem Zgromadzenia Sióstr św. Jadwigi.

Ks. Spiske żył w latach 1821-1888. Urodził się w podwrocławskiej wówczas Leśnicy. Jego matka Tekla była Niemką, ojciec Antoni – Czechem. Z domu rodzinnego Robert wyniósł głęboką wiarę, silną wolę i szacunek dla innych narodowości.

Jak mówi ks. Michał Machał, postulator procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym mówi, że punktem wyjścia do starań o beatyfikację ks. Roberta Spiskego był rok 1984, kiedy jego szczątki przeniesiono z podziemi kaplicy w katedrze wrocławskiej do kaplicy Domu Macierzystego Zgromadzenia Sióstr św. Jadwigi we Wrocławiu. 9 lat później, ks. abp. Henryk Gulbinowicz uroczyście otworzył proces beatyfikacyjny ks. Roberta Spiskego na szczeblu diecezjalnym. W roku 2001 dokumenty zakończonego diecezjalnego procesu beatyfikacyjnego przekazano do Rzymu celem dalszego opracowania i kontynuowania sprawy w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

– Tam dokumenty były rozpatrywane do 17 stycznia 2009 roku. Wtedy papież Benedykt XVI wydał dekret heroiczności cnót. To oznacza zakończenie tej części procesu i stwierdzenie, że istotnie – kandydat na ołtarze zmarł w opinii świętości, a więc reprezentował w swoim życiu cnoty heroiczne, które są podstawą do uznania jego świętości – mówi ks. Michał Machał. Jak dodaje, w przypadku męczenników taki proces od razu kończy się beatyfikacją, bo nie ma potrzeby dowodzenia cudu, do którego doszło za ich wstawiennictwem. Tutaj po dekrecie musiał być udowodniony cud.

Od 2000, gdy sprawa trafiła do Rzymu, postulatorem stał się ks. infułat Michał Jagosz.

– Niestety – tych, które zostały zgłoszone, nie uznano ze względów medycznych. Według lekarzy badających sprawę, zbyt uboga była dokumentacja. A pełna dokumentacja odpłynęła w czasie wielkiej powodzi z 1997 roku, więc nie mamy żadnych szans na jej uzupełnienie – tłumaczy siostra Marta Dębowicz, jadwiżanka. To oznacza, że potrzebny jest nowy przypadek. Niestety, pandemia ograniczyła możliwość działania sióstr w tej sprawie w innych parafiach, więc pole manewru do nagłaśniania kultu się mocno zawężyło. – Na razie nie ma zgłoszonego kolejnego przypadku – trwają nowenny, są prowadzone modlitwy, ale przypadku, który spełniałby wymogi w tej chwili, nie mamy – przyznaje siostra Marta.

Błogosławionym niech będzie Wujek!

Trwa też proces mający doprowadzić do beatyfikacji innego wrocławskiego duchownego – ks. Aleksandra Zienkiewicza, legendarnego wrocławskiego duszpasterza akademickiego, którego studenci nazywali Wujkiem. Na Dolny Śląsk przyjechał z Kresów w 1946 roku. Początkowo był prefektem szkoły w Sycowie, a w 1947 roku trafił do stolicy Dolnego Śląska, gdzie był m.in. katechetą, rektorem Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu, a ponad 40 lat duszpasterzem akademickim. Zmarł w opinii świętości w 1995 roku.

Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął się jesienią 2009 roku, a etap diecezjalny zakończono w listopadzie 2017 roku. – Z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych otrzymaliśmy już dekret o ważności procesu diecezjalnego, czyli o tym, że został przeprowadzony poprawnie – mówi ks. Andrzej Dziełak, uczeń i współpracownik ks. Zienkiewicza, postulator w procesie beatyfikacyjnym na szczeblu diecezjalnym.

Kongregacja wyznaczyła też osobę tzw. relatora na szczeblu rzymskim. Został nim ojciec profesor Szczepan Praśkiewicz OCD. Co ciekawe, to on wcześniej był postulatorem rzymskim procesu, ale ze względu na to, że stał się etatowym pracownikiem Kongregacji, musiał się zrzec tej funkcji. Na jego miejsce (na prośbę Metropolity Wrocławskiego) mianowany został ks. dr Sławomir Oder, który wcześniej prowadził proces kanonizacyjny św. Jana Pawła II.

– W tej chwili jesteśmy w trakcie opracowywania positio. To swoiste resume, podsumowanie i analiza całej dokumentacji procesowej, która liczy kilka tysięcy stron. _Positio _to materiał dla dwóch gremiów w Kongregacji, które pracują nad procesem – wyjaśnia ks. Dziełak. Pierwsze z nich, gremium konsultorów historyków i teologów w oparciu o tę lekturę opiniuje, czy kandydat na ołtarze w swoim życiu praktykował cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym, czyli niezwykłym. Kiedy tak się stanie, _positio _trafia do biskupów i kardynałów, którzy są członkami tej Kongregacji. Jeśli po wnikliwej lekturze przegłosują, że ten sługa Boży w swoim życiu praktykował cnoty w stopniu heroicznym, wtedy kardynał prefekt Kongregacji zwraca się do Ojca Świętego o wydanie dekretu o heroiczności cnót sługi Bożego. – W chwili, gdy papież ogłosi ten dekret, sługa Boży otrzymuje tytuł Czcigodny Sługa Boży. I dopiero wtedy biskup diecezjalny (czyli w tym przypadku arcybiskup wrocławski) może rozpocząć proces o uznanie cudu dokonanego za wstawiennictwem sługi Bożego. Oczywiście jeśli taki cud miał miejsce – tłumaczy ksiądz Andrzej Dziełak. Kiedy tak się stanie? Na razie nie wiadomo.

Męczeńska śmierć Henryka Pobożnego

Zaledwie kilka tygodni temu (5 czerwca 2021) w bazylice w Legnickim Polu oficjalnie rozpoczął się proces beatyfikacyjny Henryka Pobożnego, księcia śląskiego, krakowskiego i wielkopolskiego, który zginął w czasie bitwy z Tatarami pod Legnicą w 1241 roku.

– Właśnie w Legnickim Polu zostały powołane do życia trybunał beatyfikacyjny i komisja historyczna. Chodzi o zebranie niezbędnych dokumentów – mówi Stanisław Potycz, przewodniczący Duszpasterstwa Ludzi Pracy 90 w Legnicy, pomysłodawca beatyfikacji księcia. Jak dodaje, rozpoczęcie procesu to sygnał, że biskup, który zainicjował go (Stefan Cichy) ma pewność moralną co do tego, że Henryk Pobożny powinien być wyniesiony na ołtarze. Wcześniej występował do Konferencji Episkopatu Polski w tej sprawie (jest to konieczne) o zgodę na rozpoczęcie procesu, więc tę pewność musiał już mieć. Potem wystąpił też do Kongregacji do spraw Świętych w Watykanie o drugą zgodę na rozpoczęcie procesu i też uzasadnienia wniosku do kongregacji wynikało, że taką pewność moralną ma.

Czy droga do celu, jakim jest beatyfikacja, będzie długa? – Trudno powiedzieć, ale myślę, że nie będzie taka długa, bo beatyfikacja następuje albo na podstawie męczeńskiej śmierci, albo na podstawie heroiczności cnót. Ta druga droga musi być poparta udokumentowanym cudem. Przy męczeńskiej śmierci cud nie jest konieczny, ale trzeba wykazać, że rzeczywiście ta osoba zginęła w obronie wiary chrześcijańskiej. Tutaj i dla mnie, i dla biskupa Stefana Cichego jest jasne, że tak było – zapewnia Stanisław Potycz.

Podkreśla też, że biskup w dokumencie kierowanym do Komisji Episkopatu Polski powołał się na relację C. de Bridi. Co to takiego? W 1965 r. w Nowym Jorku został ujawniony łacińskojęzyczny tekst traktatu C. de Bridia Historia Tartarorum (Historia Tatarów) – jest to relacja z wyprawy zorganizowanej przez papieża w 1245 roku do chana Mongołów (działo się to cztery lata po bitwie pod Legnicą). Wyprawa trwała dwa lata. Po jej zakończeniu zostały sporządzone trzy relacje, w tym właśnie ta wymieniona. Zawierała m.in. informację, że uczestnicy rozmawiali z uczestnikami bitwy. Dowiedzieli się od nich, że Henryk Pobożny nie zginął tak, jak dwa wieki później pisał Jan Długosz (czyli że Henryk miał zginąć na polu bitwy). Mongołowie rozmawiający z posłańcami twierdzili, że książę Henryk został dźgnięty na polu bitwy, zawleczony do obozu Tatarów, a tam kazano mu oddać pokłon zwłokom jednego z ich wodzów, który zginął w bitwie pod Sandomierzem. Nie zrobił tego, bo uznał, że w ten sposób oddawał pokłon bożkom.

– Zrobił tak, choć mu zapowiedziano, że jeżeli tego nie zrobi, to zginie. Tu ciekawa jest taka sprawa, że ta relacja została odkryta w latach 60. ubiegłego wieku w USA. Nie wiadomo, jak się tam znalazła. Wszystko wskazuje na to, że była znana wcześniej. Historycy nie mają wątpliwości, że jest prawdziwa – zapewnia pomysłodawca beatyfikacji. O tym, że ta relacja była znana wcześniej świadczą pewne fakty, np. bibliotece w Wolksburgu są dwie ryciny (z połowy XV wieku), które przedstawiają ranienie księcia Henryka na polu bitwy, a druga – kiedy jest ścinana mu głowa.

Teraz, jak mówi Stanisław Potycz, muszą zostać zebrane materiały, a sporządzone na ich podstawie _positio _przekazane do Rzymu. – Jeżeli będzie już taka pewność wśród członków komisji historycznej i trybunału, a wszystko nadzoruje postulator, ks. prof. Bogusław Drożdż, to nie będzie przeszkód, by przygotować positio i skierować je do Watykanu. Mam nadzieję, że ten proces nie potrwa dłużej niż pięć lat – mówi pomysłodawca beatyfikacji.

Co ważne, pierwotnie wnioskiem o beatyfikację objęta była również żona Henryka, księżna Anna Śląska. Ówczesny biskup legnicki Stefan Cichy był przekonany, że męczeńska śmierć Henryka za wiarę miała miejsce. Miał jednak świadomość, że inaczej było w przypadku jego żony. Gdyby więc i ją objęto oficjalnym wnioskiem, proces bardzo by się przedłużył. – Uznał więc, że jeżeli chodzi o Annę, lepiej to zrobić osobno, w późniejszym terminie – wyjaśnia Stanisław Potycz.

Beatyfikacja międzynarodowa
W Diecezji Legnickiej toczy się jeszcze jeden proces beatyfikacji, a właściwie pewna jego część. Dotyczy on księdza Antoniego Dujlowicza, chorwackiego księdza, który był proboszczem polskiej wspólnoty w miejscowości Gumiera na terenie dzisiejszej Bośni i Hercegowiny. Kapłan został zamordowany przez Serbów w 1943 roku.

– Jego parafianie po II wojnie światowej wrócili do Polski, a konkretniej w okolice Bolesławca, Nowogrodźca i Ocic. To na ich prośbę taki proces został rozpoczęty przez diecezję w Banja Luce i przez nas – mówi ks. Waldemar Wesołowski, rzecznik prasowy Diecezji Legnickiej. – Z tym że główny ciężar jest po stronie diecezji Banja Luka. My też prowadziliśmy pewien etap tego procesu polegający na zbieraniu świadków i pamiątek dotyczących księdza Dujlowicza – dodaje. Beatyfikacja (jej termin na razie nie jest znany) ma się odbyć w Banja Luce.

Dolnośląscy błogosławieni, czyli ci, którzy na pewno będą zbawieni

Dolnośląscy błogosławieni, czyli ci, którzy na pewno będą zbawieni

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska