Na tydzień przed rozpoczęciem PKO BP Ekstraklasy, Polski Związek Piłki Nożnej postanowił zmienić przepisy gry. Długo debatowano, co zrobić z obowiązkiem gry młodzieżowca. Zresztą w ostatniej kampanii wyborczej na fotel prezesa związku, to był jeden z poruszanych tematów. No cóż - głupio zatem oszukiwać wyborców. Cezary Kuszela musiał coś w tym zamieszać, lecz zrobił to dość pokracznie i to na dodatek, bez kompletnego poszanowania gry w duchu fair play. Otóż wszystkie drużyny przez kilka tygodni (a transferowe przymiarki to czasem i miesiące) budowały swoją kadrę tak, by grać na starych zasadach - jeden młodzieżowiec zawsze na boisku. Czasem to jest kwestia wypromowania wychowanka, lecz u nas częściej przemyślanych ruchów na rynku transferowym. No i gdy wszyscy pastowali już korki i szykowali się do wyjścia na pierwszy, mecz związek powiedział - STOP! Zmieniamy zasady! Teraz w sumie, to nie musicie grać tym młodzieżowcem. To znaczy musicie, ale nie w każdym meczu, lecz tylko tyle, by uzbierać w całym sezonie 3000 minut. W sumie jednak jeśli tego nie uzbieracie, to nic się nie stanie. Po prostu będzie musieli zapłacić „karę”.
Po pierwsze - tak fundamentalną zmianę można wprowadzić rok wcześniej - to bym zrozumiał - a nie tydzień przed pierwszym gwizdkiem. Po drugie - to zwyczajnie daje fory bogatszym. Jeśli właściciel danego klubu nie liczy się z kasą, to może od pierwszej do ostatniej kolejki olać ten przepis. Po prostu zapłaci karę - do 3 mln zł. Czy to dużo, czy mało... Rzecz względna. W piłce chodzi jednak o to, żeby stworzyć równe przepisy i zasady dla wszystkich - i dla tych bogatszych, i dla biedniejszych. Na tym polega idea sportowej rywalizacji. Do tych zmian ponoć sceptycznie podeszli w Lechu Poznań, w Zagłębiu Lubin i w Śląsku. Dwa pierwsze kluby - wiadomo - mają świetne akademie. We Wrocławiu zaplecze dopiero budują, ale od pewnego czasu, podczas każdego okienka transferowego, solidnie pracują nad tym, aby sprowadzić młodzieżowców, na których w dość krótkiej perspektywie można zarobić. To się sprawdza. Tak było w przypadku Przemysława Płachety, tak było z Mateuszem Praszelikiem. Teraz także WKS spokojnie poradziłby sobie grając na starych zasadach o młodzieżowcu. Prawdę mówiąc mam nadzieję, że nadal tak będzie robił. Dziwię się tylko, że ta decyzja PZPN-u przeszła w sumie bez echa, a przecież ktoś na ostatnią chwilę zwyczajnie grzebał w przepisach. To skandal!
Po zmianie władz w Polskim Związku Pływackim wydawało się, że będzie już tylko lepiej. Niestety - znów ktoś chciał być bardziej święty od papieża, a efekt jest taki, że jedna z naszych najlepszych pływaczek Alicja Tchórz nie ma kwalifikacji na mistrzostwa Europy. Tchórz całą sytuację opisała na swoim Facebooku. Otóż 22 marca poprosiła wraz z klubem (Juvenią Wrocław), aby jako imprezę kwalifikacyjną uznać zawody w Berlinie (10.04). Okazało się bowiem, że wrocławianka nie da rady wystartować w Polish Open. Na mistrzostwa z automatu jadą finaliści igrzysk, ale Alicję - jak pamiętamy - zawrócono z Tokio, bo ktoś nie dopełnił formalności i nie znalazła się na listach startowych. Co więcej - Tchórz to mistrzyni Europy na 100m stylem zmiennym, ale i to nie daje przepustki na kolejne mistrzostwa. PZP się na ten pomysł nie zgodził, a pływaczka - tak jak planowała - w Berlinie pływała najszybciej i to minimum by uzyskała. Podczas mistrzostw Polski na 50m grzbietem do minimum zabrakło jej 0.03 sek. Zarząd nie zgodził się też, aby pomogła w sztafetach. Teraz Alicja poleciała do Stanów Zjednoczonych, gdzie m.in. wraz z klubowymi koleżankami Kornelią Fiedkiewicz i Klaudią Naziębło wywalczyła złoty medal w sztafecie ratowniczej na World Games. Do tego dołożyła brąz indywidualnie.
Brzydko to wszystko wygląda. Ta ciągła walka, utarczki Tchórz ze związkiem. A to naprawdę utalentowana, inteligentna dziewczyna, która - obok Katarzyny Wasick - jest od kilku ładnych lat twarzą kobiecego pływania w Polsce. O co w tym wszystkim chodzi? Nowa pani prezes - Otylia Jędrzejczak - wybitna pływaczka, powinna doskonale zrozumieć tę sytuację. Iść zawodnicze na rękę. „Działacze powinni być dla zawodników, a nie zawodnicy dla działaczy” - napisała Alicja Tchórz. Nic dodać, nic ująć.
Na szczęście na swoich warunkach trenuje i startuje Paweł Fajdek, który właśnie został po raz piąty mistrzem świata w rzucie młotem! Gigant, legenda, fenomen! A do tego swój chłop od nas z Dolnego Śląska, z Żarowa. Szkoda tylko, że w stosownym czasie nie potrafili go przejąć działacze Śląska Wrocław. Wrzucam ten kamyczek do ich ogródka...
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?