Tylko niektórzy lekarze rodzinni przyjmowali wczoraj pacjentów. Reszta, idąc się zarejestrować do przychodni, zastała zamknięte na cztery spusty drzwi. Powód? Pracownicy odbierali wolne za sobotę, 3 maja. Umożliwia to kodeks pracy, ale nikt zapewne nie przypuszczał, że odsetek zamkniętych przychodni będzie aż tak duży, że zdesperowani wrocławianie będą szukać pomocy gdzie indziej.
Wrocławianie mogli więc szukać lekarzy w punktach nocnej i świątecznej pomocy medycznej. Były one jednak czynne dla wszystkich z całego Wrocławia (nie tylko tych, którzy mieli podpisaną u nich deklarację) dopiero od godz. 18.
Stworzyło to niebezpieczna lukę w opiece lekarskiej dla wrocławian. Chorzy wzywali pogotowie lub sami jechali do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Przez zamknięte przychodnie, karetki pogotowia ratunkowego musiały jeździć do przeziębień, bólów nóg bez objawów zakrzepowych i do innych nie zagrażających życiu zdarzeń.
Ponieważ ani w mieście ani w najbliższej okolicy nie doszło do poważniejszych wypadków, karetki nie musiały czekać na przyjęcie na podjazdach do SOR-ów. Ale już na samych oddziałach było bardzo tłoczno.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że wyjaśnień od nieczynnych przychodni będzie się domagał dolnośląski NFZ, tak aby przy następnym długim weekendzie czerwcowym (przy okazji Bożego Ciała) nie powtórzyła się ta sytuacja. Do sprawy wrócimy więc wkrótce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?