Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Żydzi wciąż nas oczerniają? Bo Ameryka kocha ich bardziej

Janusz Michalczyk
archiwum
Wyobraźcie sobie, że zaprosiliście do swojego domu kuzynów, ugościliście ich po staropolsku, lecz jeden z nich nie okazuje wdzięczności, mało tego – wręcz Was obraża. Chętnie obilibyście mu gębę, ale problem w tym, że musicie się bardzo liczyć z drugim kuzynem, a ten bierze stronę awanturnika. Złość w Was kipi, zagryzacie wargi i zastanawiacie się, po jaką cholerę rozesłaliście zaproszenia. Jeśli ten opis przypomina Wam najnowszą awanturę polsko-żydowską przy okazji konferencji wymierzonej w Iran, to nie jesteście w błędzie.

Bardzo bym chciał komplementować nasze władze za finezyjną i skuteczną politykę zagraniczną, lecz – gdy spuścimy litościwie zasłonę milczenia na rządową propagandę sukcesu – nasunie nam się obraz wiejskich parobków okładających się cepami. Przykro patrzeć, bo izraelscy politycy ogrywają naszych jak małe dzieci.

„Mama Ameryka” może nas głaskać po główce, jednak w razie bijatyki między synkami zawsze weźmie stronę tego drugiego, bo jego mocniej kocha. Możemy skarżyć się na niesprawiedliwe traktowanie, stawiać się w roli ofiary nikczemnych oskarżeń, obrażać się i stroić fochy. Wszystko to wygląda mało poważnie i – co gorsza – nie sprawi, że w przyszłości zostaniemy potraktowani lepiej.

Sprawa jest o tyle kłopotliwa, że nie tak dawno mieliśmy cudaczne korowody z ustawą o IPN, którą trzeba było na żądanie władz izraelskich wykastrować, bo bezmyślnie próbowaliśmy na drodze prawnej, grożąc procesami w sądach, zamknąć dyskusję o grzechach popełnionych wobec Żydów w czasie wojny. Przycisnęli nas do ściany, zaś premier Mateusz Morawiecki próbował przekonać Polaków, że nic złego się nie stało i stosunki z Izraelem są znakomite, lepsze niż kiedykolwiek. Ci, którzy mu wtedy uwierzyli, dziś drapią się po głowach, nic nie rozumiejąc.

Najlepiej pozostawić na boku emocje i sentymenty, skupić się na interesach politycznych. Rządzący w Izraelu świetnie potrafią zadbać o własne korzyści. Mówią to, czego oczekuje większość wyborców w ich kraju – widocznie antypolskie nastroje wciąż są tam żywe. Gdybyśmy byli mocarstwem, mieli wpływ na politykę światową, to Izraelczycy musieliby się hamować. Jak widać, nie muszą.

A nasz rząd? Jakie ma interesy i strategiczne cele? Łatwo zrozumieć, że nie może zaakceptować roli chłopca do bicia. Z drugiej strony powtarzanie w kółko, że jesteśmy bezpodstawnie oczerniani , świadczy tylko o bezradności. Nie widać śladu jakiejś ciekawej inicjatywy, przemyślanej akcji, która poprawiłaby nasz wizerunek na arenie międzynarodowej. Najgorzej, że pustą gadaniną o „wstawaniu z kolan” obecna władza zamyka sobie drogę do elastycznej polityki, bo każde najmniejsze ustępstwo wygląda na kapitulację.

Nie tylko „na odcinku” żydowskim władza zaplątała się we własne nogi. Weźmy chociażby wojenkę z Norwegią po tym, jak polski konsul zadarł z tamtejszym urzędem do spraw dzieci. Nieistotne w tym miejscu, czyje racje są obiektywnie ważniejsze. Chodzi o to, że wzajemne wydalanie dyplomatów trudno uznać za przejaw finezyjnej, zręcznej rozgrywki. Czy od tego poprawi się sytuacja polskich rodzin w Norwegii?

Czy na skutek moich działań poprawi się pozycja Polski? – takie pytanie powinni sobie stawiać politycy codziennie przy śniadaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska