Bardzo bym chciał komplementować nasze władze za finezyjną i skuteczną politykę zagraniczną, lecz – gdy spuścimy litościwie zasłonę milczenia na rządową propagandę sukcesu – nasunie nam się obraz wiejskich parobków okładających się cepami. Przykro patrzeć, bo izraelscy politycy ogrywają naszych jak małe dzieci.
„Mama Ameryka” może nas głaskać po główce, jednak w razie bijatyki między synkami zawsze weźmie stronę tego drugiego, bo jego mocniej kocha. Możemy skarżyć się na niesprawiedliwe traktowanie, stawiać się w roli ofiary nikczemnych oskarżeń, obrażać się i stroić fochy. Wszystko to wygląda mało poważnie i – co gorsza – nie sprawi, że w przyszłości zostaniemy potraktowani lepiej.
Sprawa jest o tyle kłopotliwa, że nie tak dawno mieliśmy cudaczne korowody z ustawą o IPN, którą trzeba było na żądanie władz izraelskich wykastrować, bo bezmyślnie próbowaliśmy na drodze prawnej, grożąc procesami w sądach, zamknąć dyskusję o grzechach popełnionych wobec Żydów w czasie wojny. Przycisnęli nas do ściany, zaś premier Mateusz Morawiecki próbował przekonać Polaków, że nic złego się nie stało i stosunki z Izraelem są znakomite, lepsze niż kiedykolwiek. Ci, którzy mu wtedy uwierzyli, dziś drapią się po głowach, nic nie rozumiejąc.
Najlepiej pozostawić na boku emocje i sentymenty, skupić się na interesach politycznych. Rządzący w Izraelu świetnie potrafią zadbać o własne korzyści. Mówią to, czego oczekuje większość wyborców w ich kraju – widocznie antypolskie nastroje wciąż są tam żywe. Gdybyśmy byli mocarstwem, mieli wpływ na politykę światową, to Izraelczycy musieliby się hamować. Jak widać, nie muszą.
A nasz rząd? Jakie ma interesy i strategiczne cele? Łatwo zrozumieć, że nie może zaakceptować roli chłopca do bicia. Z drugiej strony powtarzanie w kółko, że jesteśmy bezpodstawnie oczerniani , świadczy tylko o bezradności. Nie widać śladu jakiejś ciekawej inicjatywy, przemyślanej akcji, która poprawiłaby nasz wizerunek na arenie międzynarodowej. Najgorzej, że pustą gadaniną o „wstawaniu z kolan” obecna władza zamyka sobie drogę do elastycznej polityki, bo każde najmniejsze ustępstwo wygląda na kapitulację.
Nie tylko „na odcinku” żydowskim władza zaplątała się we własne nogi. Weźmy chociażby wojenkę z Norwegią po tym, jak polski konsul zadarł z tamtejszym urzędem do spraw dzieci. Nieistotne w tym miejscu, czyje racje są obiektywnie ważniejsze. Chodzi o to, że wzajemne wydalanie dyplomatów trudno uznać za przejaw finezyjnej, zręcznej rozgrywki. Czy od tego poprawi się sytuacja polskich rodzin w Norwegii?
Czy na skutek moich działań poprawi się pozycja Polski? – takie pytanie powinni sobie stawiać politycy codziennie przy śniadaniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?