Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego jestem głupi i nienormalny

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk, redaktor "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Janusz Michalczyk, redaktor "Polski-Gazety Wrocławskiej" Paweł Relikowski
Jestem nienormalny. Nie chcę sobie niczego poprawić. Tak, wiem, jestem stary i brzydki. To przecież widać. Lecz to wcale nie znaczy, że chciałbym wyglądać jak Krzysztof Ibisz czy agent Tomek.

Przeszczep włosów? Podciąganie powiek? Korekta nosa i uszu? Gładzenie botoksem zmarszczek? Wysysanie tłuszczu z brzucha? Depilacja klatki piersiowej? Rozciąganie penisa? Stop. Stop temu szaleństwu.

To przerażające. Poprawianie urody skalpelem budzi coraz mniej kontrowersji. A już to, co opowiadają koleżanki z redakcji, jeży resztki włosów na głowie. Nie jestem jakimś skończonym głąbem, mogę oczywiście zrozumieć, że te, które dysponują małym biustem, chciałyby mieć wydatny. I odwrotnie. I nie budzi we mnie zdziwienia, że chudzielce marzą o okrągłych kształtach, a pulchne - o figurze z okładek kolorowych pism.

Jednak co innego marzyć, a co innego wcielać w życie. Przecież wiadomo, że po takim zabiegu nikt nie jest wcale szczęśliwszy. Pomijam, rzecz jasna, krótko-trwałą euforię, po której musi przyjść następna depresja. Skoro można zrobić sobie jedną operację, to dlaczego nie drugą, trzecią, dziesiątą, setną?

No, normalnie jestem głupi. Najbardziej inteligentne kobiety wypowiadają w tej sprawie opinie, po których szczęka opada do ziemi. Najmądrzejsze kobiety mają kompleksy, o które byście ich w ogóle nie podejrzewali. Dziwią się: tylko tylu pieniędzy potrzeba na operację nosa, ust, biustu? Na marginesie pozostawiam pytanie, czy te pieniądze są wydawane po to, by jacyś napaleni faceci oglądali się za poprawioną urodą na ulicy, a koleżanki straciły dobry humor. Nie wierzę, że po to, by poczuć się bardziej atrakcyjną i kochaną. To jeden wielki cyrk, gdy w programie typu "jesteś piękna" rodzina wpada w zachwyt na widok poprawionej żony i matki.

Był taki polski film z piękną Ewą Wiśniewską. Grała dobrze sytuowaną panią, która ma życzenie, by przyjaciel poprawił jej twarz. To mądry lekarz. Nie odmawia jej, przeciwnie - kładzie ją na oddział, gdzie nowa pacjentka ogląda ludzkie nieszczęścia, a w wyznaczonym dniu usypia na stole operacyjnym. Wiśniewska budzi się z głową w bandażach.

Z ogromnym napięciem czekamy, aż zostanie z nich wyzwolona i razem z nią podziwiamy efekt pracy zręcznych rąk chirurga. Wiśniewska jest szczęśliwa i ogromnie wdzięczna przyjacielowi, bo dla niej zaczęło się drugie życie, czuje się jak nowo narodzona. Tymczasem żadnej operacji nie było, a szwy są zwykłą zmyłką. Ona jest dokładnie tak samo piękna, jak była przed wkroczeniem do gabinetu lekarza.

To nie takie proste? Inna aktorka, o przeciętnej urodzie, nie byłaby w tej roli równie przekonująca? Zaraz, chwileczkę, ale wtedy nie byłby to film o ślicznotce z pustą głową, ale bardziej o tym, że nie warto zawracać sobie głowy mrzonkami i urojeniami. Nie wierzycie? Tak, wiem, głupi jestem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska