18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Django: Krwawa bawełna o smaku spaghetti (RECENZJA)

Marta Wróbel
Jamie Foxx i Leonardo DiCaprio
Jamie Foxx i Leonardo DiCaprio materiały dystrybutora
Burzę, jaką wywołał nowy film "Django Unchained" Quentina Tarantino w USA można porównać do zamieszania wokół "Pokłosia" Władysława Pasikowskiego w Polsce.

Burzę, jaką wywołał film "Django Unchained" Quentina Tarantino w USA można porównać do zamieszania wokół "Pokłosia" Władysława Pasikowskiego w Polsce. Nie obyło się bez kontrowersji, bo "kwestia murzyńska" w Stanach jest wciąż podobnie drażliwa jak u nas "kwestia żydowska". Tu głównie prawicowe środowiska protestowały przeciwko pokazywaniu Polaków jako oprawców, zarzucając Pasikowskiemu, że uderza w polskość. Za Oceanem Afro-Amerykanie, z czarnoskórym reżyserem Spike’em Lee na czele, obrazili się na Tarantino za robienie z niewolnictwa, czyli "naszego Holokaustu" jak je nazywają, przyprawionego groteską spaghetti westernu. I za użycie w firmie słowa "nigger" (z ang. czarnuch) ponad sto razy. Gdyby scenariusz i reżyseria "Django Unchained" były dziełem czarnoskórego twórcy jak Lee lub F. Gary Gray, obraz miałby zapewne u Afro-Amerykanów większą taryfę ulgową. Ale kolor skóry Tarantino na jego nieszczęście jest taki sam jak plantatorów i handlarzy niewolników. A jak wiadomo, "nigger" może zwracać się tylko Czarny do Czarnego. Film nie spodobał się afro-amerykańskim organizacjom na tyle, że ich protesty spowodowały wycofanie z rynku lalek z podobiznami filmowych postaci, które sprawiły, że trup ściele się gęsto, a krew pryska po ścianach niczym fontanna. Czyli właściwie wszystkich postaci.
Tarantino, fan krwawych jatek klasy B z lat 80., nie mógł sobie, jak zwykle, tych jatek na ekranie odmówić. Podobnie było przecież w każdym innym jego filmem, począwszy od "Wściekłych psów", poprzez "Pulp Fiction", a na przedostatnim dziele - "Bękarty wojny", skończywszy. W tym ostatnim filmie amerykańscy Żydzi mordują nazistów, więc głosów przeciwko filmowi, nie było wiele. Co innego, kiedy w grę wchodzi mniej oczywista kwestia rasowa.

Tarantino już wcześniej podkreślał w wywiadach, że jego marzeniem jest nakręcenie spaghetti westernu. Włoska podróbka amerykańskiego gatunku, charakteryzująca się niskim budżetem, wysoką brutalnością i "czarnym" humorem, w l.60 i 70. cieszyła się wielką popularnością. Inspiracją do "Django Unchained" stał się dla Tarantino western Sergia Corbucciego "Django" właśnie. Wtedy, prócz spaghetti westernów, triumfy święciły m.in. tzw. filmy blaxploitation, czyli obrazy z ostrą gangsterką i pierwszoplanowymi afro-amerykańskimi bohaterami, którzy właściwie po raz pierwszy na ekranach mainstreamowych kin byli sprytni, zwinni, a często bardziej inteligentni od białych. Młody Tarantino nasiąknął i tymi filmami. Oddał im zresztą hołd w 1997 roku w swoim obrazie "Jackie Brown".

Wyzwolony niewolnik Django (Jamie Foxx) wydaje się być takim wyjętym z filmów blaxploitation bohaterem, tyle że przyszło mu żyć nie miejskiej dżungli Harlemu, a w rasistowskim Teksasie w 1858 roku, na trzy lata przed wojną secesyjną. Dzięki byłemu niemieckiemu dentyście, a teraz łowcy głów, doktorowi Kingowi Schulzowi (jak zwykle świetny nadworny aktor Tarantino, Christoph Waltz) zyskuje wolność i odkupić żonę niewolnicę (Kerry Washington) od zmanierowanego i okrutnego plantatora Calvina J. Candie (Leonardo DiCaprio). Jak to zwykle u Tarantino bywa, nic tu nie jest tak oczywiste jakby się na początku wydawało, bo Django ani nie zamierza cierpieć za swoich czarnych braci ani nawet bronić ich przed okrucieństwem białych (pozwala psom śmiertelnie pogryźć niewolnika). Pewne jest natomiast, że nieustannie kocha swoją żonę, ale i coraz bardziej spluwę, z której robi coraz lepszy użytek. W filmie jest sporo odwołań do pop kultury. W roli plantatora Spencer "Big Daddy" Bennet pojawia się policjant z Miami - Don Johnson. Tarantino nie śmieje się z niewolnictwa. Po prostu potraktował ten temat jako pretekst do opowiedzenia historii z groteską i jatką w tle. Czy powstał kiedykolwiek film, w którym niewolnica miała na imię Broomhilda i mówiła po niemiecku? A grupa białych mężczyzn wyglądających niczym Ku Klux Klan z workami na głowach, biadoliła, że źle w nich wycięto dziurki na oczy i nic nie widzą? Przykłady można by mnożyć. A wszystko to w rytmie hip-hopu, Beethovena i muzyki Ennio Morricone.

Pierwsze dwie godziny "Django Unchained" to koncert zaskoczeń, humoru i inteligentnych dialogów, które mają szansę wejść do historii kina. Potem jest już trochę gorzej, obraz mógłby jednak trwać trochę krócej. Jednak zakończenie te dłużyzny wynagradza. Tarantino znów zaserwował nam postmodernistyczną, ale niegłupią rozrywkę na wysokim poziomie. A tym, którym wydaje się, że w kinie widzieli już wszystko, porządnie utarł nosa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska