Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Deski po skrzynkach na amunicję zamieniają się w dzieła. Sztuka ma swoje miejsce także na wojnie [NASZ REPORTAŻ]

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Pierwsza licytacja ikon na skrzynkach po amunicji okazała się sukcesem. Zebrano ponad 30 tysięcy złotych.
Pierwsza licytacja ikon na skrzynkach po amunicji okazała się sukcesem. Zebrano ponad 30 tysięcy złotych. Paweł Relikowski
Na wojnie można służyć nie tylko karabinem. Groźną bronią okazuje się też pędzel i parę desek. Co robią skrzynki po amunicji od ukraińskiej obrony terytorialnej u wrocławskiego artysty? Czekają, by zamienić się w dzieła sztuki i... ostatecznie wesprzeć Ukrainę w walce z Rosją.

W niewielkiej galerii i pracowni ikon In Blessed Art dzieją się wielkie rzeczy. Zdecydowana większość ludzi, którzy przechodzą ulicą św. Antoniego we Wrocławiu, nie ma świadomości, że zaledwie kilka metrów od nich powstają dzieła sztuki o nieprzeciętnym znaczeniu. Hubert Kampa tworzy ikony na deskach po skrzynkach z amunicją, które otrzymuje od ukraińskiej obrony terytorialnej. Część z nich pochodziła z samego oblężonego Mariupiola. Drewno, w którym niedawno magazynowano naboje, które z kolei zabijały ludzi, teraz służy jako obszar dla świętych wizerunków. Niezwykle symboliczne prawda? Co więcej, deska zajmuje szczególne miejsce w ikonografii. To symbol Drzewa Życia z ogrodu Eden i symbol krzyża, na którym umarł Jezus.

Licytacje mają moc

W pracowni pośród ikon w oczy rzucają się fragmenty skrzynek porozkładane pod ścianą. Przybyły z Ukrainy przed kilkoma dniami. Niełatwo przewieźć je przez granicę (względy formalne). Łącznie to 74 duże deski (dna i pokrywy skrzynek), a także mniejsze kawałki pod mniejsze ikony. Całość przekazała ukraińska obrona terytorialna. Poświęciła i rozebrała skrzynki na amunicje wiedząc, że więcej dobra zdziałają w Polsce pod okiem artysty. Powstaną na nich oblicza maryjne, Chrystusa i świętych. Hubert Kampa codziennie tworzy nowe wizerunki, które wejdą w skład specjalnej ekspozycji.

- Zapraszam artystów, by przyjechali do mojej pracowni, napisali ikonę, która znajdzie się na wystawie, a potem trafi do licytacji. Zależy mi na zachowaniu intencji. Zmienić to, co służyło do czegoś złego, na coś dobrego. Środki z licytacji zostaną bezpośrednio przekazane na pomoc Ukrainie. Do tych osób, które znam osobiście - mówi prezes fundacji In Blessed Art. Chodzi m.in. o 30. Brygadę Zmechanizowaną w Nowogrodzie Wołyńskim, wojska obrony terytorialnej i Polskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe im. Juliana Lublińskiego.

Pierwsza licytacja ikon na skrzynkach po amunicji okazała się sukcesem. Zebrano ponad 30 tysięcy złotych. Jedna sztuka kosztowała od 3 do 6-7 tysięcy w zależności od licytacji. Sprzedano dużo małych ikon. Cena wywoławcza jest ustalana indywidualnie, w zależności od nakładu pracy i materiałów (np. złocenia), ale oscyluje około 2,5 tysiąca złotych. Z pierwszych pieniędzy zostały zakupione rzeczy militarne (ubiór taktyczny, buty, kamizelki kuloodporne, latarki itd.) oraz jedzenie i leki, bo tego jest na miejscu bardzo mało. Dary otrzymała przede wszystkim Polonia, która wstąpiła do wojska ukraińskiego. Została w Ukrainie i mimo możliwości nie przyjechała do Polski. - Przygotowujemy takie artykuły spożywcze, które nadają się na szybko do spożycia, bo często do Ukraińców trafiają dary z jedzeniem, które trzeba przygotowywać, a oni potrzebują otworzyć słoik i od razu zjeść – tłumaczy Hubert Kampa.

Konkretne dary, nie „na oko”

Nie ma sensu funduszy wysyłać na Wschód, ponieważ tam sklepy świecą pustkami. - Dlatego kupujemy tutaj potrzeby towar. Wiemy, co jest potrzebne na podstawie konkretnych aktualizowanych list, które otrzymujemy od dowódców wojskowych i prezesów fundacji. Nie kupujemy „na oko”, czy „na telefon”. To niebezpieczne – opowiada Huber Kampa. Wszystko jest dokładnie rozliczane na stronie fundacji. Najpilniejszą potrzebą teraz okazuje się bus oraz samochód terenowy, które przewoziłyby ludzi, szczególnie dzieci z terenów wschodnich (Mariupol, Zaporoże, Dnipro), na granicę.

Równolegle trwa akcja tworzenia konkretnej ikony - Matki Bożej Mariupolskiej. To Hodegetria przypisana do tego miasta. - Poprosiłem artystów, by napisali tę ikonę i dołączyli swoje pracę do wystawy, a potem do licytacji, z której dochód przeznaczymy na pomoc Mariupolowi. Może ktoś pomyśli, że te dzieła będą takie same. W żadnym wypadku. Za każdym razem wychodzi inny wizerunek. U artysty dużą rolę gra kwestia emocji, wewnętrznego przeżywania w danym momencie. W moim przypadku mają znaczenie także informację, które dostaję od znajomych z wojennego frontu - wyjaśnia H. Kampa.

Została po nim Biblia

Wrocławski ikonograf pierwszy raz przebywał na Ukrainie w 2012 roku. Został zaproszony na międzynarodowy plener ikonopisów. Nie był dotąd związany z tym krajem. Potem przyjeżdżał m.in. do akademii we Lwowie, współpracował z artystami. Z Ukrainą się po prostu zaprzyjaźnił. Kiedy wybuchła rewolucja na Majdanie, także się zaangażował. Wziął udział w międzynarodowym plenerze ikonografów w Kijowie. Spotkało się tam wówczas 20 artystów, którzy pisali ikony związane z miłosierdziem bożym. Zostały one przekazane do personelu szpitali jako podziękowanie za leczenia ofiar rewolucji na Majdanie.

Wtedy już trwała wojna rosyjsko-ukraińska. - Trafiłem pewnego razu na Ukrainie do muzeum, w którym na ekspozycji zobaczyłem Pismo Święte. Było otwarte, a na kartkach znajdowały się odbite palce żołnierza. Jak się okazało, spłonął on w walce za ojczyznę, a pozostała po nim Biblia. Przewieziono ją otwartą tak, jak ją ostatni raz trzymał. Sprawdziłem tekst z otwarcia. To był fragment, kiedy Jezus przychodzi do uczniów na jeziorze i mówi: „Nie bójcie się”. Po tym głębokim przeżyciu od razu stworzyłem wieczorem ikonę pt. „Nie bójcie”. Ona tak poruszyła kapelana wojskowego, że chciał, byśmy zawieźli ją na Wschód – opowiada Hubert Kampa.

Arka koło Mariupola

W grudniu 2014 roku pojechał zawieść ikonę do 30. Brygady Zmechanizowanej w Nowogrodzie Wołyńskim, która stacjonowała pod Krymem. Został dobrze przyjęty. Wówczas miał amerykańskie wyobrażenie wojska. A tam przywitali go żołnierze i… niekoniecznie wszyscy mieli mundury. Jednostka była zdekompletowana, część bez sprzętu. - Ale ujęła mnie ich szczerość i bezpośredniość. Wtedy zacząłem im pomagać. Od tamtego czasu zacząłem jeździć na wschód Ukrainy minimum 3-4 razy w roku. Za każdym razem prosiłem pułkownika o listę potrzeb. Stwierdził tylko: „Bardzo chcę, żebyś przyjechał i wypił ze mną kawę”. To mnie poruszyło. Pragnęli, by ktoś z Polski przyjechał, wrócił i opowiedział, co się dzieje na Wschodzie - mówi wrocławski artysta.

W 2016 roku założył fundację i zaczął pomagać ukraińskim dzieciom. Poznał ukraińskie małżeństwo Zawadzkich, które otworzyło koło Mariupola ośrodek dla dzieci „Arka”. Para opiekowała się sierotami, które straciły rodziców na wojnie, pomagała też ludności na miejscu. Hubert przyjeżdżał tam i wspierał ich na różne sposoby. Tworzył z podopiecznymi „Arki” ikony.

- Pamiętam, że ta praca ich uspokajała - wspomina. 23 lutego, dzień przed wybuchem tego największego konfliktu zbrojnego na Ukrainie, ośrodek trzeba było zamknąć i uciekać. Dzieci trafiły najpierw do Kijowa, a potem ze względu na ostrzeliwanie stolicy przez Rosjan, do Polski. - Ten czas 8 lat poznawania żołnierzy armii ukraińskiej spowodował, że mam tam wielu znajomych. Przesyłają mi podstawowe informacje o działaniach frontowych. Używają systemu kodów, w którym informują, co się dzieje - dodaje prezes fundacji In Blessed Art.

Pędzel to skuteczna broń

W niewielkiej pracowni i galerii ikon Hubert wciąż tworzy. Nie ma limitu ani założenia czasowego. - Nie da się określić, ile będę wykonywał daną pracę. Jeżeli wewnętrznie czuję się dobrze, to jestem w stanie stworzyć 2 – 3 ikony dziennie, a jeżeli samopoczucie nie dopisuje, czasem przez tydzień nic nie powstaje. Artysta to nie jest drukarka. Chodzi o wewnętrzne emocje, o wenę – tłumaczy. Ikony są dość ograniczone w kwestii wzornictwa, gdyż podstawa jest niezmienna. Mimo to pojawia się pole do różnic na poziomie sposobu przekazu. - Możesz zastosować najwyższy poziom technologiczny, ale jeżeli we wnętrzu tego nie czujesz, ikona stanie się martwa. Owszem, została napisana, ale nie przekazuje najważniejszych wartości. To właśnie głębia sztuki, którą ludzie ją potrafią rozpoznać – przekonuje Hubert.

Na jego apel artystyczny na razie odpowiedziało kilku twórców, którzy przygotowują swoje dzieła na wystawę i licytacje. Zainteresowanie jest spore, pada dużo zapytań od ikonografów. - Jako fundacja działamy od 5 lat w obszarze ikony bizantyjskiej, więc myślę, że nasz apel dotrze do wielu osób - puentuje H. Kampa.

Pierwsza licytacja ikon na skrzynkach po amunicji okazała się sukcesem. Zebrano ponad 30 tysięcy złotych.

Deski po skrzynkach na amunicję zamieniają się w dzieła. Szt...

To Cię może też zainteresować

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska