Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Deklaracja wiary lekarzy budzi lęk u pacjentów. Czy możemy czuć się zagrożeni?

Agata Wojciechowska
Lekarze, którzy podpisali deklarację wiary, bronią jej, twierdząc, że tak naprawdę obowiązująca klauzula sumienia jest znacznie szersza
Lekarze, którzy podpisali deklarację wiary, bronią jej, twierdząc, że tak naprawdę obowiązująca klauzula sumienia jest znacznie szersza fot. Paweł Relikowski
- Deklaracja wiary to przejaw swoistego imperializmu religijnego - mówi prof. Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Beata Sierocka. Lekarze odpowiadają: To tylko wycinek z klauzuli sumienia.

Wierzę w jednego Boga, Pana Wszechświata - tak zaczyna się deklaracja wiary, którą w całej Polsce podpisało ponad 2000 lekarzy, a na Dolnym Śląsku około 80. Dlaczego zdecydowali się na taki krok, skoro i tak mają zagwarantowaną klauzulę sumienia?

- Klauzula sumienia i deklaracja wiary różnią się ze sobą co do źródła - wyjaśnia prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor wrocławskiego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Kamieńskiego i jeden z sygnatariuszy deklaracji wiary. I precyzuje: - Klauzula sumienia wynika z powszechnie obowiązującej normy prawnej - art. 39 Ustawy o wykonywaniu zawodu lekarza i lekarza dentysty. Przepisy te wyznaczają ramy uprawniające lekarza do powstrzymywania się od wykonywania czynności niezgodnych z jego sumieniem, według jego subiektywnej oceny. Może to być spowodowane jego światopoglądem, wyznawanymi zasadami moralnymi i zasadami wiary. W tym zakresie motywacja etyczna lekarza jest suwerenna, co oznacza, że nie może podlegać ani ocenie, ani sprawdzaniu. Przepisy gwarantują więc prawo do wykonywania zawodu zgodnie z sumieniem. Z tego więc wynika, że klauzula sumienia ma znacznie szerszy zakres niż zasady wynikające z deklaracji wiary. Deklaracja pozwala lekarzowi zakomunikować potencjalnemu pacjentowi, w jakim zakresie będzie korzystał z przysługującego mu prawa klauzuli sumienia. Uważam, że jest to uczciwe postawienie sprawy. Pozwala na poszanowanie godności i swobody wyznania. Godność ludzka jest nienaruszalna i państwo musi ją chronić. Z kolei atak na godność jest naruszeniem prawa.

Język deklaracji jest... nieugięty

- Wszyscy zgodzimy się z niektórymi postulatami deklaracji, między innymi takim, że ciało jest święte. Nikt z nas przecież nie chce być torturowany czy bity - komentuje prof. Leszek Koczanowicz, socjolog i filozof Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. - To, co część społeczeństwa zaniepokoiło, to treść deklaracji, ale i bardzo radykalny język. W treści twórcy powołują się na Ducha Świętego, co nasuwa skojarzenie, że "my wiemy lepiej". Sam jestem nim zaniepokojony, bo zupełnie inaczej brzmiałaby deklaracja, gdyby było w niej zawarte choćby jedno zdanie o dialogu z osobami o innych poglądach.

Prof. Leszek Koczanowicz mówi, że szanuje poglądy zawarte w deklaracji, ale uważa, że pacjenci też mają prawo do swojego zdania, które może być sprzeczne z tym lekarzy. Nowoczesna demokracja opiera się na tolerancji i wzajemnym szacunku dla różnych grup żyjących w tym samym społeczeństwie. W opinii Koczanowicza, choć lekarze twierdzą, że nie narzucają swojego stanowiska, to język deklaracji temu przeczy. - Wywiera się w niej moralną presję na wszystkich. Sedno sprawy stanowi nie tylko leczenie, ale i odmowa działania, która może być dotkliwa dla pacjentów i współpracowników. Etyka zajmuje się nie tylko tym, co robimy, ale też tym, czego nie robimy- mówi.

Deklaracja budzi także inny dylemat moralny dla lekarzy podpisujących ją. Jeśli np. przyjdzie pacjentka z prośbą o tabletki antykoncepcyjne, powinni ze zrozumieniem odmówić i odesłać do kolegi, którego światopogląd pozwoli na wypisanie recepty. - Jeżeli uznają, że jednak wówczas narażają kolegę na grzech śmiertelny, to mogą wszak odesłać ją do innej instytucji medycznej - dodaje prof. Leszek Koczanowicz.

We współczesnej medycynie, zdaniem profesora SWPS, nie ma już miejsca na ogólne, abstrakcyjne reguły, bo zaawansowanie technologiczne medycyny wymusza bardziej dyskusję na temat konkretnych przypadków. - Moim zdaniem ta deklaracja jest pusta, gdyż lekarze nie uciekną od konkretnych decyzji. Od 200 lat trwa debata na temat sumienia w strefie publicznej i wypracowano wiele rozwiązań, na przykład klauzula sumienia, którą można pogodzić z zasadami społeczeństwa pluralistycznego. W samym Kościele trwają dyskusje na tematy bioetyczne, choćby o granice uporczywej terapii. Co więcej, widać w tej deklaracji obsesję związaną z płciowością, a zupełny brak dyskusji na temat "przypadków granicznych". Sama biologia pokazuje, że świat nie jest czarno-biały - wyjaśnia Koczanowicz.

WIĘCEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE - CZYTAJ
Profesor zwraca także uwagę, że państwo musi egzekwować prawo, gdyż inaczej staje się pustą formułą. Sami lekarze nie mogą umywać rąk, ponieważ są po części utrzymywani z podatków, ale niezależnie od tego obowiązuje ich prawo. Prawo, które przewiduje przypadki konfliktu sumienia i określa procedury. Stąd nagle powiedzenie przez medyków: "ja prawa nie akceptuję" jest zaskakujące. Można to poczytać za znak obywatelskiego nieposłuszeństwa, ale wówczas powinni się liczyć z konsekwencjami.- Nie chcę oceniać sygnatariuszy, bo nie można nikomu gwałcić sumienia, ale należy się zastanowić, czy nawet jeżeli są dobrymi katolikami, to w tym przypadku są także dobrymi obywatelami - pyta prof. Koczanowicz.

Czego zabrakło w deklaracji? - Chcemy od lekarza pomocy, a w deklaracji nie ma słowa na temat chrześcijańskiego miłosierdzia czy pochylenia się nad pacjentem. Brakuje mi słów o misji lekarza. Jest dość jednostronna - analizuje prof. Leszek Koczanowicz.

Nasze genitalia też są święte?

- Deklaracja może spowodować, że pacjent zostanie pozostawiony sam sobie, dramatycznie bezradny - mówi profesor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej dr hab. Beata Sierocka. - Jej tekst w sposób porażający sytuuje prawa boskie ponad ludzkimi, pozwala działać wbrew ustalonym demokratycznie, obowiązującym zapisom prawa stanowionego - dodaje.

Beata Sierocka w swojej pracy zajmuje się m.in. etyką współodpowiedzialności, która, upraszczając, mówi, że podejmując jakąkolwiek decyzję, jest się współodpowiedzialnym za jej skutki. Kiedy jedna grupa zaczyna przedkładać obyczajowość nad prawo, jest tylko kwestią czasu, gdy inne podążą jej tropem. I może to w przyszłości doprowadzić do sytuacji, w której np. lekarz - świadek Jehowy wstrzyma się od transfuzji krwi, a muzułmanin każe pacjentkom wchodzić do gabinetu w burkach.

- Deklaracja wiary to dla mnie przejaw swoistego imperializmu religijnego. Jednocześnie, w myśl tej deklaracji, prawa lekarza stają się ważniejsze niż prawa pacjenta. A przecież to lekarz i instytucje służby zdrowia powinny służyć choremu, zapewnić mu możliwość korzystania z jego praw do ratowania zdrowia i pomocy medycznej. Obowiązywanie deklaracji narusza te prawa. Najuczciwiej byłoby, gdyby lekarze, rzecznicy deklaracji wiary, nie podejmowali takich specjalizacji, które stają w kolizji z ich sumieniem - dodaje prof. DSW dr hab. Beata Sierocka.

WIĘCEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE - CZYTAJ

Profesora z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej z Wrocławia zastanawia także język deklaracji: "uświęceni Duchem Świętym". I odnosi się bezpośrednio do stwierdzenia z deklaracji wiary: "bo człowiek został wyposażony w narządy, dzięki którym ludzie przez rodzicielstwo stają się "współpracownikami Boga Samego w dziele stworzenia". - Z tonu wynika, że nasze genitalia też są święte. Co się stanie, gdy ta strefa świętości się rozszerzy na całe ciało? W tej deklaracji zostaliśmy obrzydliwie uprzedmiotowieni i ograniczeni do ciała - mówi prof. Beata Sierocka.

Zdaniem profesor sama klauzula sumienia może być uznana za niekonstytucyjną. - Klauzula sumienia mówi wprawdzie, że należy odłożyć na bok światopogląd, gdy sytuacja wymaga natychmiastowej reakcji ratującej życie pacjenta, lecz mimo to uważam, że sama klauzula jest niekonstytucyjna - wyjaśnia Sierocka. - A co w przypadku kobiety w ciąży, która uzyskała zgodę na legalny zabieg przerywania ciąży? Może on być wykonany do określonego momentu, a odwlekanie może skończyć się tak, że przekroczy ona termin i będzie musiała donosić ciążę. We Wrocławiu mamy ten komfort, że możemy wybierać lekarzy, ale co z mniejszymi miejscowościami, w których dostęp do specjalistów jest mocno ograniczony, a lekarz danej specjalności pojawia się niekiedy raz w miesiącu?

Kolejną kwestią sporną jest śmierć. W deklaracji napisano, że jest ona w rękach Boga. - Po co więc zawód lekarza, skoro i tak to istota wyższa decyduje o wszystkim? Po co antybiotyki, rozruszniki serca, transplantacje- jakim, w takim razie, prawem ingerujemy w wyroki boskie? Paradoksalnie deklaracja podważa istnienie zawodu lekarza - dodaje profesor.

W deklaracji zapisano także, że: "moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga". - Mamy także prawo do rozstania się z życiem. Przy starzejącym się społeczeństwie ten problem wydaje się kluczowy - wyjaśnia prof. DSW dr hab. Beata Sierocka. - Moim zdaniem to potworność narażać ludzi na oglądanie cierpienia bliskich osób albo kogokolwiek. To potworność narażać na cierpienie.

Czas pokaże, czy deklaracja wiary odniosła skutek zgodny z zamierzeniami twórców czy... przeciwników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska