Ian Gillan i spółka porwali fanów największymi hitami grupy. Nie zabrakło więc "Lazy", "Hush", "Fireball", "Perfect Strangers" i oczywiście "Smoke on the Water". Zabrakło, niestetety, jednej z najbardziej znanych piosenek Purpli, czyli "Child in Time". Grupa nie gra utworu już od wielu lat, bo wokalista Ian Gillan nie jest już w stanie wydobyć z siebie takiego głosu.
Popis niesamowitej gry na gitarze dał Steve Morse. Z instrumentu wydobywał takie dźwięki, że widzowie z niedowierzaniem kręcili głowami: - Nie wiedziałam, że można tak grać - mówiła jedna z kobiet.
Jedyną rzeczą, która może rzucać cień na występ, to fakt, że zespół zagrał prawie te same kawałki, co podczas występu w ubiegłym roku na Polach Marsowych. Zarówno w niedzielę, jak i w 2009 roku klawiszowiec Don Airey grał Chopina i nasz hymn narodowy. Tak czy siak: całość wyszła genialnie.
Najlepszym dowodem na to, że zespół wykonał kawał dobrej roboty, jest to, że muzycy porwali do wspólnej zabawy właściwie wszystkich widzów. Na widowni obok siebie skakali nastolatki z długimi włosami i panowie, którzy po powrocie do domu na pewno mieli co opowiadać swoim wnukom. Bo o wielkości Deep Purple świadczy, między innymi, fakt, że słuchają ich fani z różnych przedziałów wiekowych.
Przed koncertem udało nam się porozmawiać z muzykami. - Którą płytę najbardziej lubisz? - zagaił naszego fotoreportera Mikołaja Nowackiego basista Roger Glover. - "Fireball" - odpowiedział Mikołaj. A Roger odparł ze śmiechem: - Nie jesteś przypadkiem za młody na "Fireball"? (płyta została wydana w 1971 r. - przyp. red.).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?