Jeśli jednak nie za bardzo potrafią mówić "nie", męczą się, oglądając sceny, które widzieli już na stu podobnych filmikach i obiecują sobie, że następnym razem, zanim odwiedzą dawno niewidzianą rodzinę, najpierw sprawdzą, czy w ostatniej dekadzie nie było u niej jakiegoś wesela.
Udręki podobne do tych podczas weselnego seansu odczuwa pewnie niejeden z nas, gdy włącza którąś z telewizji informacyjnych. Którakolwiek byłaby godzina, zawsze usłyszymy coś o niedzielnej debacie albo zobaczymy któryś odtwarzany po raz milionowy fragment z pojedynku słownego obu kandydatów.
Nie oglądałam debaty w niedzielę, ale mam wrażenie, że niczego nie straciłam. I tak mimowolnie, po kawałeczku, zdążyłam już zobaczyć chyba jedną czwartą, a do wyborów jeszcze tyle dni, podczas których niechcąco trafię na kolejne fragmenty. Na pewno 24 maja będę miała wrażenie, że widziałam debatę co najmniej siedem razy. Nie wiem jak Państwo, ale ja zaczynam się bać włączać telewizor, bo na pewno natychmiast zaatakuje mnie obrazek z debaty albo o niej komentarz.
Komentarze zresztą kompletnie nic niewnoszące, przypominają opowieści o weselu. Kto był, kto widział, wie jak było, ale i tak musi usłyszeć 174. relację mamusi lub teściowej. Jeśli mamusia kocha, tak jak komentator popiera, to usłyszymy, że synek albo córeczka zrobili wrażenie na wszystkich, że tacy śliczni, tacy wykształceni, tacy wygadani, tacy elokwentni, a jakie mają plany na przyszłość, a ile już osiągnęli. Gorzej, gdy mamusia, a częściej teściowa, nie przepadają za wybrańcem córeczki lub ukochaną synka. Wtedy usłyszymy rzeczy podobne do tych, które mówią komentatorzy próbujący ukryć, którego kandydata popierają. "Owszem, ładnie wyglądała w tej sukni, ale radziłam jej inną. No cóż, nie posłuchała. Niby nie było źle, ale...".
Komentarzy krytycznych o kandydacie, któremu mówiący ekspert życzy przegranej, dosadnych, a czasem przesadnych w weselnych opowieściach za dużo nie ma. Jawną niechęć teściowe okazują rzadziej i nie przy tak miłej okazji, choć i takie też się zdarzają. Pytanie jednak, kogo przekonają? Może jedna czy druga sąsiadka teściowej da się negatywnie nastawić do wybranki synka lub do ukochanego córeczki, ale raczej będzie im to obojętne. Mają przecież swoje, ważniejsze problemy. Jeśli ktoś lubi wybrankę synka, to będzie ją lubił i tak, niezależnie od tego, co o niej mówi teściowa. Co najwyżej postara się unikać marudzącej starszej pani. Co innego, gdy przyjdzie nam posłuchać, że teściowa naszej przyjaciółki docenia ją tak samo, jak my. Posłuchamy i uznamy, że mądra z niej kobieta i życiowe doświadczenie pomaga jej dostrzegać ludzkie zalety.
Z komentarzami jest podobnie. Chętnie słuchamy tych, które zbiegają się z naszymi poglądami. Irytują nas natomiast te wychwalające kandydata, któremu życzymy przegranej. Po co więc aż tyle tych powtórek z debaty, komentarzy, relacji, cytatów? Żeby zamęczyć widza, słuchacza, czytelnika?
A może, żeby nie mówić o tym, co się dzieje innego, poza wyborami? Bo co się dzieje poza wyborami?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?