Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawid Kareciński: Do Tokio pojadę po medal

Piotr Janas
FOT. Paweł Relikowski
Zapaśnik wrocławskiego klubu AZ Supra Brokers Dawid Kareciński, który zasłynął ostatnio oświadczynami na macie, poopowiadał nam o Krajowej Lidze Zapaśniczej, stresie przed oświadczynami i celach, jakie sobie wyznaczył. Czy Wrocław doczeka się kolejnego medalisty olimpijskiego?

Za nami dwie – mówiąc delikatnie – nie najlepsze w waszym wykonaniu kolejki Krajowej Ligi Zapaśniczej, choć akurat Pan ma powody do zadowolenia.

To prawda. Wygrałem swoją walkę i usłyszałem tak od najważniejszej osoby w moim życiu. Od tamtego wydarzenia minął już tydzień i mogę przyznać, że o wiele bardziej stresowałem się oświadczynami, niż samą walką. Dobrze znałem swojego rywala, bo mierzyłem się z nim już kilkukrotnie i za każdym razem byłem górą. Dużo większym przeżyciem były oświadczyny.

Zobacz także:
AZ Supra Brokers Wrocław - Grunwald Poznań 4:6 ZDJĘCIA, FILMY

Kiedy i dlaczego pojawiła się u Pana myśl, by oświadczyć się właśnie na macie?

Jestem sportowcem, więc zawsze marzyłem, żeby zrobić to właśnie w ten sposób. Oczywiście miałem pewne wątpliwości, bo moja wybranka jest osobą spokojną, nie tak szaloną i rozbrykaną jak ja. W grę wchodziły jeszcze góry, ale postanowiłem wykorzystać okazję, jaką był mecz w KLZ. Zrobiłem małe show, zaskoczyłem ją, no i co najważniejsze - usłyszałem tak. W organizacji tego wszystkiego mocno pomogli mi dwaj koledzy z klubu, za co bardzo im dziękuję.

Wróćmy do sportu. Co sądzi Pan o KLZ? Trzeba przyznać, że poziom i oprawa tych zawodów niewiele różni się od najlepszych gal bokserskich czy MMA. Spodziewał się Pan, że będzie to robione z tak wielką pompą?

Musimy sobie powiedzieć, że zapasy to dziś niszowy, niezbyt medialny sport. Nasi promotorzy, ludzie ze związku i cały sztab ludzi zebrali się i postanowili postawić go na nogi. Wszyscy chcemy odbudować taką popularność tej dyscypliny, jaką cieszyła się w latach 90. Wtedy zainteresowanie było większe, bo Polacy osiągali lepsze wyniki. Regularnie zdobywali medale na igrzyskach olimpijskich i częściej pojawiali się w mediach. W ostatnich latach tylko jednostki coś wygrywały, więc trzeba było ruszyć z pełną parą, by ludzie znów chcieli to oglądać. Konieczne jest stałe podnoszenie naszych umiejętności, a wpływ na nie z pewnością będą miały częstsze konfrontacje z najlepszymi w kraju, co gwarantuje ta liga. Nie ukrywajmy, że to także okazja, by zawodnicy mogli trochę zarobić. W klubach takich jak np. WKS Śląsk Wrocław zapaśnicy są żołnierzami, więc mają stałą miesięczną pensję, ale wiadomo, że nie wszędzie tak jest. Krótko mówiąc, na KLZ korzystają wszyscy i to jest bardzo dobre.

Myśli Pan, że dzięki wspomnianej oprawie i transmisjach telewizyjnych, sukces może przyjść szybciej, niż spodziewaliby się tego organizatorzy? Początki są obiecujące, hale wręcz pękają w szwach.

Nie wiem ile dokładnie osób przyszło na nasz pierwszy mecz we Wrocławiu, ale faktycznie frekwencja była imponująca. To pokazuje, że zapasy w tej formie mogą być interesujące dla szerszej publiczności. W Niemczech na zapasy przychodzą całe rodziny. U nas wciąż wiele osób myśli, że to okładanie się dwóch mięśniaków, rzucających sobą po macie. Musimy walczyć z tymi stereotypami, bo zapaśnicy to bardzo mądrzy i inteligentni ludzie. Bez tych cech nie da się osiągnąć sukcesu.

Jest Pan mistrzem Polski w kategorii do 66 kg w stylu klasycznym, medalistą mistrzostw świata i Europy, ale na igrzyska jeszcze nie udało się Panu pojechać. Do wyjazdu do Rio zabrakło bardzo niewiele. Wciąż to w Panu siedzi?

Powiem tak, wygrywałem już z medalistami olimpijskimi w tej kategorii, a podczas kwalifikacji do Rio zostałem trochę skrzywdzony przez sędziów. Wolałbym już do tego nie wracać. Jestem osobą głęboko wierzącą, wiec może Bóg tak chciał? Za cztery lata igrzyska w Tokio i to jest w tym momencie dla mnie cel nadrzędny.

Awans na igrzyska byłyby dla Pana spełnieniem marzeń, czy sam udział to za mało?

Jestem zapaśnikiem, a nie podróżnikiem. Sam wyjazd, po to żeby zwiedzić Japonię, nie ma najmniejszego sensu. Zawsze chciałem pływać po oceanach, a nie po bajorkach. Nie będę spełniony, dopóki na mojej szyi nie zawiśnie medal olimpijski. Marzę o nim od chwili, kiedy pierwszy raz wszedłem na matę.

Rozumiem, że zmiana kategorii wagowej na razie nie wchodzi w grę?

Nie wchodzi w grę w ogóle. Jestem w niej dopiero od czterech lat. Czuję się bardzo dobrze i osiągam tu najlepsze rezultaty, więc zmiana nie miałaby sensu.

Igrzyska dopiero za cztery lata, a już w środę walczycie w Piotrkowie Trybunalskim. Tamtejszy AKS Wrestling Team ma na koncie dwa mecze i dwa zwycięstwa. Jak przekonałby Pan kibiców, że tym razem to AZ Supra Brokers będzie górą?

Piotrków ma bardzo mocną drużynę, w skład której wchodzą m.in. dwie reprezentantki Bułgarii, uczestniczki igrzysk olimpijskich, ale to jest sport. W zapasach, tak jak w wielu innych dyscyplinach, jedna sekunda może zaważyć na końcowym rezultacie. Jedyne o co mogę poprosić kibiców, to żeby trzymali za nas kciuki i wierzyli w nasz triumf.

Rozmawiał - Piotr Janas

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska