Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawid Jackiewicz: Nie będzie można powiedzieć: "Polski nie ma", gdy wygramy (WYWIAD)

Marcin Torz
Dawid Jackiewicz, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, lider partii we Wrocławiu
Dawid Jackiewicz, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, lider partii we Wrocławiu Paweł Relikowski
Darujmy sobie próby obrony totalnie skompromitowanego rządu i insynuacje, że wszyscy jesteśmy "uświnieni" - mówi Dawid Jackiewicz, europarlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości w rozmowie z Marcinem Torzem.

Spodziewał się Pan tak dobrego wyniku w wyborach?
Jestem mile zaskoczony skalą poparcia wyborców, zagłosowało na mnie 80 tysięcy osób. To naprawdę wielkie zobowiązanie. Wszystkim bardzo dziękuję za ogromne zaufanie i zapewniam, że nie zawiodę. To wielka satysfakcja, kiedy naprawdę ciężka praca, setki spotkań i rozmów, wizyty niemal w każdej gminie przynoszą taki efekt.

Złośliwi mówią, że straci Pan szefostwo okręgu.
Dziś reguły obowiązujące w naszej partii uniemożliwiają łączenie funkcji europosła i lidera okręgu. Będę jednak nakłaniał prezesa Kaczyńskiego, aby wprowadzić tu korektę. To gorący polityczny czas, wybory samorządowe tuż-tuż, kto wie, czy parlamentarne nie szybciej, historia przyspiesza, zmiany liderów w okręgach spowodowałyby teraz zbyt wiele zamieszania. Całą uwagę musimy skupiać na przygotowaniach do zwycięstwa i skutecznego, dobrego rządzenia. PiS jest dzisiaj jedyną szansą na ustabilizowanie sytuacji w Polsce, to naprawdę wielka odpowiedzialność.

Skoro jest Pan liderem PiS, dlaczego nie kandyduje Pan w wyborach na prezydenta Wrocławia?
Po pierwsze pracę europarlamentarzysty traktuję bardzo poważnie, a po drugie - sam pan pisał, że mamy aż nadto kandydatów, nie ma potrzeby, bym dzisiaj wycofywał się z dopiero co rozpoczętej kadencji. Spośród działaczy PiS aż pięć osób wyraziło gotowość startu w tych wyborach. To pokazuje determinacje naszego środowiska, ale też szerokie grono ludzi z kwalifikacjami. Wysoko oceniam też ich śmiałość - w końcu pojedynek wyborczy z Rafałem Dutkiewiczem to niełatwe zadanie, wiem coś o tym. Teraz nasz kandydat będzie musiał dodatkowo stawić czoło sitwie, która próbowała sobie załatwiać strumienie pieniędzy na wybory, ponoć wykupowała długi konkurencji w wyborach. Trzeba przeciwstawić się towarzystwu, które stać na wiele brudnych zagrań i manipulacji. Mam na myśli Platformę Obywatelską, z którą na nowo zbratał się prezydent Dutkiewicz.

I kto z tej piątki kandydatów najlepiej nadaje się do roli "pogromcy sitwy"?
To suwerennie zgłoszone osoby. Mamy procedury wyłaniania faworytów do tej roli. Pozwoli pan, że ani ja, ani pan nie będziemy zastępować statutowych władz partii.

CZYTAJ DALEJ: PiS będzie w stanie sam rządzić Dolnym Śląskiem? - Jeszcze kilka dni temu powiedziałbym, że to wysoko postawiona poprzeczka. Dziś to realny cel

Nie przesadza Pan z tymi trudnościami? Sytuacja, kiedy Rafał Dutkiewicz dość ryzykownie zawarł koalicję z PO tuż na początku afery podsłuchowej, osłabia jego pozycję.
Sytuacja jest poważna: erozja rządzącego układu, próba deptania konstytucji ujawniona w podsłuchach ludzi z kręgów władzy, zamach na wolność słowa, upadek autorytetów rządowych - tu nie chodzi o samych, skończonych na szczęście, polityków PO. Chodzi o zaufanie ludzi do władzy. Nie są mi znane racjonalne i logiczne powody wciągnięcia Wrocławia w tę awanturę. A Dutkiewicz ponoć wykładał logikę.

Może to zwykły zbieg okoliczności?
Jeśli to przypadek, to znamienny. Do sitwy w dniu jej ostatecznej kompromitacji dołącza prezydent Wrocławia, razem z marką naszego miasta. Jak to wygląda? O co w tym chodzi? Wciąganie wielu uczciwych samorządowców z Obywatelskiego Dolnego Śląska do układu z politycznymi bankrutami to droga do destabilizacji Dolnego Śląska. Tego nie da się tłumaczyć naiwnością Dutkiewicza. Na usta cisną się mocniejsze słowa.

Ale oni zawiązywali koalicję dla dobra Dolnego Śląska. Województwo ma wiele sukcesów...
Wymienię te sukcesy: afera hazardowa, "ustawianie budżetu" na cmentarzu, kupowanie głosów w Wałbrzychu za flaszkę, frankfurckie ekscesy europosła. Sam Dutkiewicz w ostatnich miesiącach jest bohaterem niechlubnych wydarzeń, jest wiele oskarżeń pod jego adresem, toczą się sprawy sądowe. Ta koalicja przywołuje na myśl powiedzenie "tonący brzytwy się chwyta", tyle że nie wiemy, kto szybciej tonie i kto trzyma brzytwę. Szkoda Wrocławia, szkoda Dolnego Śląska.

A fundusze unijne? Wymieniano nas jako lidera w ich wykorzystaniu.
"Daj pan spokój", jak by powiedział premier Kaczyński. Przecież to zupełna katastrofa i same znaki zapytania. Nie wiadomo, co z drogą S3, ciągłe osłabianie KGHM, brak pomysłu na rozwój infrastruktury, miliony euro wyrzucane na nikomu niepotrzebne projekty. Litości... Te wszystkie laurki lidera zmian warte są tyle, ile niezależność NBP za rządów PO. Trzeba być ślepym, by nie dostrzec, jak nisko upadł Dolny Śląsk pod rządami Platformy. Spodziewam się zresztą nowych informacji o rzeczywistym stanie regionu, o stanie finansów Wrocławia również. Pamiętajmy, że państwo to całość. Większość afer tego rządu zaczynała się niestety na Dolnym Śląsku.

Czyli twierdzenie, że będziecie w stanie sami rządzić Dolnym Śląskiem, to nie hurraoptymizm.
Jeszcze kilka dni temu powiedziałbym, że to wysoko postawiona poprzeczka. Dziś to realny cel. Ale nie ma w nas triumfalizmu. Nam zawsze chodziło o dobro wspólne. Nie odrzucamy współpracy z samorządowcami szeroko rozumianej prawicy. Widzę wiele możliwych form takiej współpracy. Przed wyborami samorządowymi czekamy na tych, którym nie w smak żyrowanie kolejnych oszustw PO i firmowanie swoimi twarzami tej zgnilizny moralnej. Apelujemy do godności działaczy kiedyś bliskich naszemu ugrupowaniu: nie przykładajcie ręki do wzmacniania sitwy z PO, powiedzcie swojemu liderowi Dutkiewiczowi, że się na to nie godzicie.

CZYTAJ DALEJ: Afera taśmowa? - Darujmy sobie te próby obrony totalnie skompromitowanego rządu. I insynuacje, że wszyscy jesteśmy "uświnieni"
A co z wyborami do Sejmu? Zarówno Pan, jak i Kazimierz Michał Ujazdowski, czyli politycy, którzy "ciągnęli" listę PiS, trafiliście do Brukseli. Teraz trudno sobie wyobrazić osoby, które mogłyby was zastąpić na numerach 1 i 2 na liście
Proszę uważniej przyjrzeć się pracy polityków PiS - nie ma wśród nas szołmenów i celebrytów, mamy ciężko pracujących, kompetentnych posłów i samorządowców. Wysoko cenię posła Jacka Świata, teraz do Sejmu wszedł bardzo pracowity radny Piotr Babiarz. Uważam, że w zbliżających się wyborach wprowadzimy do samorządu, a potem Sejmu i Senatu wartościowych ludzi. Nie chodzi o nazwiska. Dolnoślązacy już wiedzą, że tylko PiS jest w stanie zmienić kraj, dać szansę młodym Polakom, małym i średnim przedsiębiorcom, zatrzymać marnotrawstwo, rozrost biurokracji i "zwijanie się" państwa. Wkrótce przyjdzie dzień, kiedy nie będzie można powiedzieć: "Polski nie ma".

Przez pierwsze dni afery taśmowej próbowano mówić, że to taka kuchnia polityczna, że wszyscy tak załatwiają sprawy.
Darujmy sobie te próby obrony totalnie skompromitowanego rządu. I insynuacje, że wszyscy jesteśmy "uświnieni". Te rozmowy są knajackie, żenujące i przypominają gangsterskie kino. Ale zostawmy na boku kwestie języka i stylu - nie to jest najważniejsze. Chodzi o fakty. Nowak, ulubieniec Tuska, któremu notabene zawdzięczamy kłopoty z Pendolino i chaos na kolei, próbuje załatwić dla siebie i swojej żony specjalne traktowanie służb podatkowych, minister od służb snuje z szefem banku scenariusze ingerencji na rynkach finansowych, a wszystko po to, żeby tylko opozycja nie wygrała wyborów. Przecież to są standardy rosyjskie, to czysta putinizacja życia politycznego. Po kryzysie na Majdanie i obecności tam prowokatorów Janukowycza zwanych "tituszkami", zaczęto, żartobliwie przekręcając literkę, nazywać podobnie zwolenników Tuska. Dziś ten żart nabiera grozy. Można każdego zwolennika PO nazwać spokojnie "tituskiem", bo przykłada rękę do dalszego rujnowania naszego kraju, do osłabiania demokracji. Ale przegonimy "titusków"!

Początek kadencji w Brukseli zbiegł się z aferą podsłuchową w Polsce. Dostrzega Pan jakieś reperkusje polskich spraw?
Jest wiele uszczypliwości i pytań. Kolegom z zagranicy, którzy szydzą z bezpieczeństwa kraju podsłuchiwanego przez kelnerów i kłamstw polityków, tłumaczę, że to nie moje towarzystwo i Polska w całości to nie knajacka knajpa. Wielu zna ze swoich krajów podobne skandale. Pewien Węgier opowiadał mi kulisy podsłuchów ich socjalistycznego rządu, podczas których premier Gyurcsány mówił o obietnicach wyborczych: "Kłamaliśmy rano, wieczorem i w nocy". Uśmiał się, kiedy usłyszał o słowach Tuska, dla którego po wyborach "benzyna, może być już nawet po 7 zł.". Mnie nie było do śmiechu...

Części mediów i obserwatorom nie przeszkadza język z taśm, wręcz sugeruje się, że wszyscy politycy tak rozmawiają.
To nieprawda. Byłem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, prowadziłem wiele rozmów, także w miejscach publicznych. Nie spotkałem się z takim językiem nigdy, z nikim! Język tych rozmów z podsłuchów nie jest główną kwestią, ale wiele mówi o platformerskiej "elicie". Premier Kaczyński mówi o lumpenproletariacie, dużo wcześniej trafnie ocenił to towarzystwo jako "chłopców z podwórka". Uważam, że to kwestia smaku, jak powiedział Herbert, i kwestia wzorców.

CZYTAJ DALEJ

To na kim wzorują się Graś, Sikorski, Sienkiewicz?
Pracując w Sejmie, poznałem wiele z tych podsłuchanych osób. W rozmowach z opozycją to zupełnie inni ludzie niż w rozmowach prywatnych. Widać tu przemożną hipokryzję, fałsz, dziecinadę i wzorowanie się na rozmowach gangsterskich, na języku bandytów, na języku dawnych służb peerelowskich. Przecież ci ludzie mówią językiem z "Psów" Pasikowskiego, to są ich wzorce - esbecy pozujący na polskich macho. Żenujące.

Może więc do rozwiązania problemu zatrudnijmy prof. Miodka i będzie po sprawie?
Jak mówiłem, tu nie tylko o styl i smak chodzi. Z wypowiedzi kamaryli rządowej wyłania się jasno ich stosunek do państwa i do polityki. "Państwo to PO", "polityka to sposób utrzymania przy życiu rodzin PO" - do tego to się sprowadza w skrócie. Dlatego mowa o sitwie i gangu. Prof. Miodka zostawmy w spokoju, bo tu nie o styl chodzi. Prezydent Komorowski też się gładko wypowiada, no i co z tego wynika?

Przecież prezes Pana partii apelował do Bronisława Komorowskiego o wzięcie odpowiedzialności i aktywność w powołaniu rządu technicznego.
No i skończyło się niczym. Komorowski bez przekleństw swoich towarzyszy, drętwym stylem powiedział to samo: władzy nie oddamy, opozycja dąży do zamachu stanu. A co do stylu jego wypowiedzi: odwołajmy się do powszechnej wyobraźni, do świata filmu - pamięta pan "Ojca chrzestnego"?

No jasne, uwielbiam wszystkie części.
No to pamięta pan rozmowę Don Corleone z przedsiębiorcą, który chce ukarania winnych za gwałt na córce?

Tak, Don Corleone oburza się, że nigdy wcześniej ten mężczyzna nie prosił go o pomoc.
Proszę zauważyć, w jak kulturalnej atmosferze toczy się rozmowa. Don Corleone eleganckim językiem mówi o wartościach przyjaźni, o zawiedzionym zaufaniu. Ale koniec końców obiecuje ukarać sprawców na swój sposób - mafijny. Odłóżmy więc styl - patrzmy na fakty.

Jakie widzi Pan scenariusze wyborcze? Premier wspomniał o wcześniejszych wyborach.
Jarosław Kaczyński proponował rokowania parlamentarne, było głosowanie nad wotum zaufania dla rządu. Ze strony tzw. opozycji spotkał nas zawód - ci udawani przeciwnicy Tuska przebierali nóżkami, czy nie można czegoś ugrać na kryzysie władzy. Wotum zaufania zmobilizowało stado owiec, które przełożyło sobie o kilka miesięcy wizytę u rzeźnika - to smutna prawda. Tuska nie broni już kordon sprzyjających dziennikarzy, normalnych ludzi szlag jasny trafia. Tego nie da się zatrzymać przemówieniem premiera o kwitach na węgiel i konspiracji kelnerów.

Rząd dotrwa do wyborów w normalnym terminie?
Oby nie. Ale jeśli dotrwa, i tak skończy się jak na Węgrzech. Tam taśmy prawdy opublikowano w maju 2006 r., premier Gyurcsány mówił na nich: "Nie możecie mi podać ani jednego poważnego środka rządowego, z którego moglibyśmy być dumni, poza tym, że na końcu odzyskaliśmy władzę z g...". Coś to panu przypomina? Po kolejnym 1,5 roku kłamstw przyszedł rachunek - socjaliści z kretesem przegrali wybory, Orban zdobył w nich większość konieczną do zmian konstytucji, Węgry wkroczyły na drogę rozwoju.

Sugeruje Pan możliwość zdobycia przez PiS pełni władzy. Wtedy wraca Pan do Polski, do rządu?
Wtedy zdecyduję. Na razie rozmawiamy hipotetycznie.

Czyli na razie wakacje, a o pracy pogadamy kiedy indziej?
Wakacje? Raczy pan żartować! Od pierwszych dni po wyborach spędzam każdy tydzień w Parlamencie Europejskim. Jest tam tyle pracy, obowiązków i tyle wyzwań, że i 12 godzin pracy na dobę może nie wystarczyć. Parlament to poważna instytucja, posłowanie to poważne zajęcie.

CZYTAJ DALEJ

Ale opłacalne.
Płace są tu oczywiście wyższe niż uposażenie polskiego parlamentarzysty. Ale reżim pracy, intensywność zajęć nieporównanie wyższe. Proszę spojrzeć na mój kalendarz - mam tu rozpisane na pół roku do przodu posiedzenia plenarne w Strasburgu, spotkania komisji w Brukseli, a i tak nie wszystkie, bo muszę tu dodać choćby zebrania mojej grupy EKR. Każdy tydzień poza domem, poza granicami kraju, z dala od rodziny. Myli się ten, kto uważa, że to sielanka. Trwają negocjacje i starania o przewodnictwo w komisjach...

A w której chciałby Pan się znaleźć?
Chciałbym wykorzystać swoją wiedzę z zakresu bezpieczeństwa energetycznego - obserwuję zmiany w układzie sił i w Polsce, i w Europie w tej dziedzinie, rozumiem grę interesów i pewnie lepiej niż politycy PO potrafię zdefiniować strategiczne potrzeby Polski. Udowodniła to treść podsłuchanych rozmów. Słychać, jak ministrowie PO rozmawiają o kwestiach energetyki. Sam minister skarbu stwierdza, że w kwestiach energetycznych są jak "dzieci we mgle, łupki, atom, nie wiadomo, w co ręce włożyć...". Bezradność, infantylność, ignorancja połączone z brakiem wiedzy, kierunkiem myślenia i brakiem świadomości o randze spraw... Porażające.

W Sejmie nie było tego widać?
Kiedy nie tak dawno zadawałem im pytania o stan bezpieczeństwa energetycznego, odpowiadali bez zmrużenia oka, że wszystko jest w najlepszym porządku, że moje pytania to próba jątrzenia. Teraz wiem, jak musiały wyglądać rozmowy o strategicznych dla nas sprawach w PE: kolesie szli do knajpy na whisky i cygara i wracali do kraju z przeświadczeniem, że brali udział w poważnych negocjacjach. Musimy odrabiać te straty.

Czyli sięga Pan do dużej polityki?
Inaczej to nie miało by sensu. Nie poszedłem do Europy, by się obijać. Wystarczy się rozejrzeć, by zobaczyć, jak wiele zagrożeń jest wokół - rząd oddaje pole. Ugrzęźnięcie w aferze podsłuchowej paraliżuje Polskę. W tym czasie grupy rosyjskich interesów przechwytują kontrolę nad polskim przemysłem chemicznym, a Austria dogaduje się z Putinem ponad naszymi głowami w sprawie gazu. To czas wielkich przewartościowań na kontynencie, trzeba trzymać rękę na pulsie.

Obyśmy żyli w ciekawych czasach?
Bezpiecznych.

Rozmawiał Marcin Torz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska